Liga hiszpańska. Mourinho bez drużyny

Przez ostatnie dwa tygodnie Real był smutny smutkiem Cristiano Ronaldo, dziś cierpi przez najgorszy od dekady start w lidze. Po porażce w Sevilli do prowadzącej Barcelony traci aż osiem punktów.

Gdyby przyjąć standardy z poprzedniego sezonu, walkę o mistrzostwo można uznać za zakończoną. Wtedy Real w drodze po tytuł tracił punkty w sześciu meczach, przegrał dwa razy. Teraz sezon zaczął od jednego zwycięstwa w czterech kolejkach, dwa razy schodził z boiska pokonany. Barcelona regularność z poprzednich rozgrywek utrzymuje, więc w Madrycie już oficjalnie ogłoszono kryzys.

José Mourinho mówił w sobotę, że w przerwie do zmiany nadawało się aż sześciu piłkarzy, że zespołowi zabrakło zaangażowania i w końcu, że "nie ma drużyny". - W tym sezonie zagraliśmy tylko jeden dobry mecz - z Barceloną w Superpucharze. Nic nie pokazaliśmy z Getafe i Sevillą, niewiele z Valencią, jeszcze mniej z Granadą - mówił trener.

Jeśli porównamy Real z dwumeczu z Katalończykami i Real z sobotniego spotkania z Sevillą, przeniesiemy się w przeszłość. Zobaczymy piłkarzy zachwycających, gdy wlepia w nich oczy cały świat, a jednocześnie niezdolny do regularnego zbierania punktów w lidze. Pamiętacie, gdzie kończyli rozgrywki "Królewscy", gdy w 1998, 2000 i 2002 r. triumfowali w Lidze Mistrzów? Na miejscach czwartym, piątym i trzecim. Pamiętacie kompromitacje Realu w Pucharze Hiszpanii? Klęskę drużyny Benzemy, Raula i van der Vaarta 0:4 z trzecioligowym Alcorcón? Odpadnięcie po dwumeczu ekipy z Marcelo, Sneijderem i Gutim z trzecioligowym Realem Union?

Zatrudnienie Mourinho zapowiadało nową erę na Santiago Bernabéu. Portugalczyk to człowiek uzależniony od wygrywania, wymagający takiego samego zaangażowania w pierwszych rundach krajowego pucharu i decydujących meczach Ligi Mistrzów. Tylko on mógł zmusić piłkarzy, by błyszczeli co tydzień, a nie od święta. Innego sposobu na wyprzedzenie Barcelony nie było. W pierwszym sezonie piłkarze Portugalczyka nie wytrzymali tempa rywali, do pierwszego miejsca zabrakło im czterech punktów. Wiosną nie przetrwali Katalończycy. Kibicom najlepiej smakowało oczywiście zwycięstwo na Camp Nou, ale nie ono było kluczowe. Real zdobył mistrzostwo minimalnymi zwycięstwami w Vallecano, Sociedad i Getafe oraz seriami jedenastu i dziesięciu zwycięstw z rzędu.

Dziś ta drużyna nie istnieje. Trudno tłumaczyć piłkarzy spadkiem formy czy spartaczonymi przygotowaniami do sezonu, skoro w meczach z Barceloną fruwali nad boiskiem nawet efektowniej niż wiosną. W sobotę niedokładnie podawali i niecelnie strzelali. Niemożliwe, by wszyscy przeżywali zapaść, niemożliwe, by trener nie wkładał im do głów, jak powinni się zachowywać po dośrodkowaniach z rzutów rożnych. To największa wada Realu Mourinho, od miesięcy wiadomo, że w ten sposób najłatwiej strzelić "Królewskim" gola. W sobotę trafił Piotr Trochowski, który nieniepokojony wpadł w pole karne.

Zanim Mourinho ogłosił, że nie ma drużyny, Madryt żył słowami Cristiano Ronaldo. Portugalczyk nie radował się z dwóch goli strzelonych Granadzie, później powiedział, że jest smutny, a jego smutek wynika ze spraw zawodowych związanych z klubem. Na Facebooku dodał, że nastrój nie ma żadnego związku z pieniędzmi.

Efekt był taki, że coraz częściej powtarzaną hipotezą stało się niezadowolenie z zarobków.

Gdy poważne "ABC" podało, że dostający 11 mln euro rocznie piłkarz chciał odejść, bo zaoferowano mu 20 mln euro (pracodawcy nie podano), klub przesłał do redakcji wyrazy ubolewania z powodu niczym niepopartych spekulacji. Dziennik dodał wtedy, że piłkarz narzeka, bo Kaká, Eto'o i Ibrahimović zarabiają tyle samo albo więcej niż on, choć tak dobrze nie grają. Miał też domagać się większego wsparcia od klubu w mediach. Takiego jakie w Barcelonie dostają Iniesta i Messi.

Gdy wrócił ze zgrupowania reprezentacji do Madrytu, karierę w internecie zrobił filmik, na którym oschle traktuje chcącego go przytulić prezesa Florentino Pereza. Mourinho stwierdził, że smutek podwładnego mu nie przeszkadza, byle wciąż strzelał gole.

Prawdy oczywiście nie znamy, ale ponoć klub chce szybko problem rozwiązać. By pokazać, jak Ronaldo jest ważny i ceniony, Real ma mu zaproponować przedłużenie wygasającego w 2015 r. kontraktu, połączone z podwyżką do 15 mln euro rocznie. Dla klubu będzie to gigantyczne obciążenie, bo po podpisaniu nowej umowy piłkarz zacznie płacić 52-procentowy podatek. By dostał netto 15 mln euro, klub będzie musiał mu wypłacić ok. 30 mln.

Więcej o:
Copyright © Agora SA