Tenis. Zaczyna się Wimbledon. Federer: Mission Impossible

- Jeśli Roger ruszy do siatki, będzie miał szansę na siódmy tytuł - mówi trener Paul Annacone, który dziesięć lat temu prowadził do zwycięstw 30-letniego Pete'a Samprasa. Wiara w Agnieszkę Radwańską tym razem umiarkowana.

Wimbledon:  &nbspI runda mężczyzn ?  &nbspI runda kobiet ? 

Największe wyzwanie czeka w tym roku na kortach nie tenisistów, ale ekipę opiekującą się trawą. Ledwie 20 dni po zakończeniu Wimbledonu zawodnicy wrócą na turniej olimpijski. - Spokojnie, ćwiczymy od dwóch lat. Mamy specjalne nasiona, odżywki i nawóz. Trawa będzie zieloniutka - zapewnia Eddie Seaward, nazywany "zaklinaczem trawy", od niemal ćwierć wieku dbający o trawniki przy Church Road.

W męskim turnieju wszystkie oczy zwrócone są na Federera, który chciałby zdobyć tytuł po raz siódmy i wyrównać rekord Samprasa. Szwajcarowi będzie jednak piekielnie ciężko. Ostatnie cztery Szlemy pokazały, że Novak Djoković i Rafael Nadal, czyli nr 1 i 2 rankingu, coraz wyraźniej Federera dystansują. Przez 12 miesięcy wszystkie finały rozstrzygali między sobą - Djoković zgarnął trzy (Wimbledon, US Open, Australian Open), Nadal jeden (Roland Garros).

Federer ma jednak plan. Już kilkanaście miesięcy temu w roli doradcy zatrudnił byłego trenera Samprasa Paula Annacone'a, specjalistę od rzeczy niemożliwych. - Roger jest mistrzem gry na trawie, ma doświadczenie i wolę walki. Jedyne, co musi zrobić, to przesunąć się do przodu, zdecydowanie zaatakować pod siatką - mówi amerykański szkoleniowiec. Sampras w taki sposób, czyli serwując i biegnąc do siatki, wygrał Wimbledon jako 29-latek, a w wieku 30 lat doszedł do finału US Open, by wreszcie rok później zdobyć w Nowym Jorku tytuł. Miesiąc po 31. urodzinach.

30-letni Federer chciałby pójść w jego ślady, ale od czasów Samprasa trochę się pozmieniało. Po pierwsze, kilka lat temu w Wimbledonie zasiano inny rodzaj trawy, mniej gęstej, przez co podniósł się kozioł piłki. To zwiększyło szansę graczy defensywnych, bo mają więcej czasu na bieganie.

Po drugie, Federer ma w Nadalu i Djokoviciu za przeciwników prawdopodobnie dwóch najlepiej broniących graczy w historii tenisa. Obaj świetnie się ruszają i umieją doskonale gasić ofensywne fajerwerki. Po trzecie, chyba najważniejsze, Federer od trzech lat nie daje sobie nawet szansy na konfrontację z tą dwójką w Wimbledonie, bo pokonuje się sam. Festiwal własnych błędów kosztował go ćwierćfinałową porażkę z Tomaszem Berdychem w 2010 r. i z Jo-Wilfriedem Tsongą w 2011 r.

Bukmacherzy i eksperci najczęściej zacierają więc ręce na piąty z rzędu wielkoszlemowy finał Nadala z Djokoviciem. Hiszpan wygrał trzy ostatnie mecze z Serbem, ale na czerwonej mączce. Zagadka brzmi więc - jak bardzo trawa może zmienić obraz rywalizacji na korzyść nieco słabszego w tym roku Djokovicia? Jeśli nie bardzo, to Nadal powinien odzyskać tytuł utracony w 2010 r.

Brytyjczycy tradycyjnie pompują balonik z napisem "Andy Murray", czekając na pierwszy od 1936 r. tytuł w Szlemie. Można robić zakłady, kiedy balonik pęknie. Najbardziej optymistyczny scenariusz - po półfinale z Nadalem. Można też obstawiać, czy Ivan Lendl z funkcji szkoleniowca Szkota zostanie zwolniony już teraz, czy po US Open.

Agnieszka Radwańska jest rozstawiona w rywalizacji kobiet z nr. 3 i broni w tym roku tylko 100 pkt za zeszłoroczną II rundę. Przy potknięciach Marii Szarapowej i Viktorii Azarenki mogłaby myśleć nawet o awansie na szczyt rankingu. Za sukces Polka uznałaby pierwszy w karierze półfinał Szlema. Bukmacherzy jednak w nią nie wierzą - wymieniają dopiero jako dziewiątą (!) w kolejce do tytułu, wyżej cenią m.in. Sabine Lisicki, Marion Bartoli, Na Li i Kim Clijsters.

Są jednak powody, by szanse Agnieszki oceniać tak ostrożnie. W Eastbourne tydzień temu niespodziewanie padła już w I rundzie z Bułgarką Pironkową, tłumacząc się zmęczeniem. - Ma prawo je czuć, bo nikt nie zagrał 62 meczów, licząc z deblem i Pucharem Federacji - podkreślał trener Tomasz Wiktorowski. Porażka z Pironkową to zresztą kolejny w serii słabszych meczów - w Paryżu Radwańska nie podjęła walki ze Swietłaną Kuzniecową, a w Rzymie Petra Cetkovska przypomniała, że nie zawsze potrzeba wielkiej siły, by rozszyfrować jej tenis.

W Londynie Radwańskiej nie pomogło losowanie - w II rundzie może zmierzyć się z pięciokrotną triumfatorką turnieju Venus Williams. Amerykańska gwiazda w tym sezonie niedomaga, ale na trawie nie zwykła przegrywać tak wcześnie.

Z drugiej strony Radwańska po Eastbourne odpoczęła, nieco się zregenerowała, a dwa ostatnie mecze z Williams wygrała (Miami i Paryż). Wimbledon to jej ukochany turniej, a trawa często wydobywała z niej to, co najlepsze. Polka woli nawet sytuacje, gdy się w nią za bardzo nie wierzy, bo wtedy może pozytywnie zaskoczyć. Gorzej znosi presję, że musi wygrać. Znany amerykański dziennikarz Steve Tignor napisał np., że Radwańską widzi w półfinale.

Za faworytki uchodzą przede wszystkim Szarapowa i Serena Williams. Stawia na nie większość fachowców, choć niektórzy przestrzegają, że Rosjanka po triumfie w Paryżu może obniżyć loty zachłyśnięta niespodziewanym sukcesem na czerwonej mączce, a Serena od jakiegoś czasu zawodzi, bo brakuje jej szybkości. Gra dobrze, dopóki pomaga jej serwis.

W Londynie na korty wyjdzie aż piątka polskich singlistów (A. i U. Radwańskie, S. Zaniewska, Ł. Kubot i J. Janowicz), a do tego kilka par deblowych (m.in. M. Fyrstenberg i M. Matkowski). - Liczba jest imponująca, mam nadzieję, że tak będzie też z jakością - stwierdził Wojciech Andrzejewski, dyrektor sportowy PZT.

Liczba:

14,5 tysiąca funtów, czyli ok. 77 tys. zł, zarobią tenisiści, którzy odpadną w I rundzie Wimbledonu

Słynne tenisistki i ich piękne kreacje [GALERIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.