Euro 2012. To nie jest przegrane Euro

Nie ma jednoznacznej oceny zakończonych dla nas mistrzostw. Zaburza ją cywilizacyjny skok i organizacyjny sukces, które powiodły Polskę do prawdziwej Europy oraz dobre wrażenie, jakie zostawili nasi piłkarze, zupełnie nieadekwatne do wyników i ostatniego miejsca w grupie.- pisze na blogu dziennikarz ?Gazety Wyborczej? w Sport.pl Przemysław Iwańczyk.

Dyskutuj z Iwańczykiem na jego blogu

"Jeśli brać przedturniejowy planu minimum, którym było wyjście z grupy, wynik ten oczywiście rzeczywiście jest porażką. Ale czy aż tak dotkliwą, skoro z tej samej grupy nie wychodzą typowani do mistrzostwa w całych mistrzostwach Rosjanie, a z awansu cieszą się Grecy, którzy nie oddali w trzech meczach nawet 10 celnych strzałów?" - pisze na blogu Iwańczyk.

"Właściwie do każdej tezy da się zebrać wystarczająco argumentów, by ją obronić. Rozpalone głowy kibiców mogą wyklinać Franciszka Smudę za brak odpowiednich reakcji w trakcie meczu, niewykorzystany komfort pracy w bezstresowej towarzyskiej rywalizacji z drużynami, które do Euro musiały walczyć w eliminacjach, czy wreszcie złą selekcję, pomijanie w niej graczy z charyzmą, czy przysposobienie obcokrajowców powołujących się na polskie korzenie tylko na potrzeby wielkiej imprezy i chęci promocji." - dodaje dziennikarz.

"Autor zauważa, że pomimo braku awansu do ćwierćfinału, Polacy w każdym meczu choć przez 45 minut prezentowali dobrą grę. "Mniej radykalni fani zwrócą uwagę, że po raz pierwszy od 1986 r. do ostatniego meczu wielkiego turnieju mieliśmy szansę na sukces, rozegraliśmy trzy świetne połowy każdego z trzech spotkań tego Euro i mamy kilku wychwalanych przez zagranicznych fachowców graczy klasy światowej" - twierdzi.

Trudno znaleźć nam dystans, bo obserwowaliśmy Euro z bliska, widząc jak wśród Polaków rośnie bez opamiętania wiara w historyczny sukces, a później wraca znana nam od lat frustracja z powodu niewykorzystanej szansy. Niektórym wystarczało nawet poczucie, że wreszcie nie dojdzie do kompromitacji, jak to było w kilku poprzednich turniejach, ale i tak euforia wzięła górę nad rozumem. Mało kto racjonalnie spoglądał, że to futbol właśnie, a w nim granica między niebem a piekłem jest tak niewielka, jak odległość, z jaką piłka mijała bramkę naszych rywali po licznych sytuacjach, które drużyna Smudy w tym turnieju stworzyła.

Miotając się między zadowoleniem, a wściekłością dostałem list od byłego reprezentanta Polski w sportach zespołowych, który wiedzie teraz spokojne życie za granicą. Tuż po meczu z Czechami napisał m.in: "Teraz zacznie się rozliczanie, które niczego nie zmieni. Z jednej strony szkoda mi Smudy, bo stworzył coś wspaniałego, widziałem drużynę, która naprawdę walczy, nawet jeśli tylko dlatego, że byliśmy jednym z gospodarzy i mecze odbywały się w Polsce. Z drugiej strony była wielka szansa wyjścia z grupy, bo jak nie teraz to kiedy? Niestety, daliśmy ciała. (...) Czego zabrakło? Każdy będzie miał inną wersję i każdy będzie miał rację. A ja powiem tylko tyle, że jestem Polakiem żyjącym na obczyźnie i nigdy nie byłem tak dumny z Polski jak teraz".

Nie wiem, czy spadnie głowa Smudy - mimo jego deklaracji - bo kandydatów na następców wśród polskich trenerów nie widać, a PZPN na zagranicznego fachowca raczej się nie napala. Wiem za to, że na pewno nie jest to przegrane Euro." - pisze na blogu Iwańczyk.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA