Polska na Euro 2012. Czego jeszcze trzeba, by Polacy cokolwiek wygrali

Nasi piłkarze z Czechami zagrali tak, jakby jutra miało nie być. Przez kwadrans. Potem wróciły wszystkie upiory z przeszłości. Polacy grali tak, jakby chcieli udowodnić, że do wspaniałego Euro 2012 zwyczajnie nie pasują

Dyskutuj o tekście na blogu Rafała Steca ?

W eliminacjach mistrzostw kontynentu zazwyczaj - właściwie prawie zawsze - nam nie szło, więc mistrzostwa zorganizowaliśmy i dzięki temu eliminacji uniknęliśmy.

Klasowych piłkarzy hodować nie umiemy, więc poszukaliśmy posiłków wśród wychowanków zagranicznej myśli szkoleniowej, którą nasi trenerzy tak pogardzają. W podstawowej jedenastce upchnęliśmy aż czterech obcokrajowców.

Z drużynami światowej czołówki wygrywamy ostatnio raz na ćwierć wieku, więc jako gospodarze zostaliśmy przed losowaniem rozstawieni.

Od drużyn ciut słabszych niż czołowe też stale obrywamy, więc bogowie futbolu zesłali nam w losowaniu Rosjan, Czechów i Greków, czyli obsadę grupy słabszą niż na jakiejkolwiek poprzedniej imprezie rangi mistrzowskiej.

Od dekady na gwiazdy rozbłyskują tylko nasi bramkarze, więc na murawie Borussii Dortmund niespodziewanie rozkwitł nam tercet jak z bajki - pożądany przez wielkie firmy napastnik, wbiegający na boisku z napędem rakietowym skrzydłowy, znakomity boczny obrońca.

W najważniejszym meczu reprezentacyjnej kariery Wojciech Szczęsny sprezentował rywalom gola, więc kiedy został wydalony za czerwoną kartkę, Grecy chybili z rzutu karnego.

W ostatniej kolejce nasi mieli przeć po największy sukces od 30 lat, więc dostali za przeciwnika Czechów - drużynę, na której kompleks nie cierpią, znacznie uboższą w talent niż przed laty, pozbawioną swego schorowanego lidera.

Czego jeszcze potrzeba, by Polacy cokolwiek wygrali? "Fryzjera" w roli organizatora mistrzostw?

To właściwie nieważne, bo wiadomo, że więcej forów nasi nie dostaną. Żeby awansować do ćwierćfinału Euro 2012, trzeba było zdobyć się, biorąc pod uwagę standardy turnieju, na wysiłek minimalny. W przyszłości będzie trudniej, nawet jeśli UEFA rozszerzy mistrzostwa do 24 drużyn.

Gdyby piłkarze Smudy stoczyli z Czechami zażartą, wyładowaną emocjami batalię, ale nie zdołali przetrwać, chętnie byśmy ich starania docenili, nawet wynagrodzili szczerą owacją i współodczuwaniem smutku po porażce. Przywykliśmy do notorycznych niepowodzeń, koniecznie po meczach wywołujących zażenowanie, to i trochę podarowanych igrzysk miałoby swój urok.

Niestety, nasi piłkarze grali tak, jakby jutra miało nie być, ledwie przez kwadrans, może z niewielkim okładem. Mecz z Czechami najważniejszym w swoim życiu obwoływał trener Smuda, mówili o nim w ten sposób piłkarze. Na murawie tego nie widzieliśmy. Nie porwał nas nawet jeden z tych legendarnych pościgów, z których słyną drużyny Smudy - niestrudzenie umierający za zwycięstwo także wtedy, gdy na zwycięstwo pozornie nie ma już szans.

Zamiast wieczoru niezapomnianego przeżyliśmy potwornie przygnębiający. Polacy z każdą minutą tracili kontrolę nad sytuacją, wyglądali na grupę wyjętą z innego świata, nieprzystającego do wspaniałego poziomu Euro 2012. Mecz z Grecją dał frajdę, mecz z Rosją też, ostatni przywołał wspomnienia z klęsk na turniejach z lat 2002, 2006 i 2008.

Zobacz wideo

Galeria z meczu Czechy - Polska

Więcej o:
Copyright © Agora SA