Ekstraklasa. Dwie kolejki przed końcem ścisk w czołówce. Kto weźmie mistrza?

Faworyci do mistrzostwa znów stracili punkty, dlatego szansę na tytuł ma aż pięć drużyn. Najbardziej zawaliła Legia, która jeszcze prowadzi w tabeli dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich meczów ze Śląskiem. Wszystko rozstrzygnie się w ostatnich dwóch kolejkach, na relacje z których zapraszamy na Sport.pl i Ekstraklasa.tv.

Wideo z Ekstraklasy znajdziesz na Ekstraklasa.tv ?

Po 57 dniach na prowadzeniu Legia na dwie godziny oddała pierwsze miejsce wrocławianom, którzy pokonali u siebie Zagłębie Lubin 2:1. Dzięki obronionemu remisowi z Jagiellonią (1:1) warszawiacy wciąż są na pierwszym miejscu, ale już bez żadnej przewagi. Stało się tak, bo w ostatnich tygodniach zamiast budować przewagę nad rywalami, seryjnie tracili punkty. Teraz różnica między pierwszym (Legia) a piątym (Korona) zespołem w tabeli to zaledwie dwa punkty.

W 61. minucie nikt nie upilnował w polu karnym 38-letniego Tomasza Frankowskiego. Obrońcy patrzyli, jak piłka po podaniu Luki Pejovicia leci na głowę napastnika Jagiellonii. Mierzący zaledwie 172 cm piłkarz nie strzelił Legii gola od trzech lat, a przy Łazienkowskiej nie trafił od 12. Serię przerwał, a po kilku minutach zszedł z boiska.

Zanim został zmieniony, Legia zdążyła wyrównać. Gola na wagę prowadzenia w lidze strzelił z rzutu wolnego Danijel Ljuboja. Serb już raz trafił w ten sposób. W meczu ze Śląskiem we Wrocławiu (4:0) zakręcił piłką z ponad 30 metrów. Tym razem miał bliżej do bramki, ale gol był dużo ważniejszy, bo w inny sposób gospodarze nie byli w stanie wczoraj zdobyć bramki.

Po wysoko i nadspodziewanie łatwo wygranym meczu z Ruchem (3:0) we wtorkowym finale Pucharu Polski warszawiacy mieli dostać - jak mówił trener Maciej Skorża - turbodoładowanie.

Nie dostali.

Okazuje się, że silnik wciąż działa na zwolnionych obrotach. Forma z finału jest raczej wyjątkiem, za to prawdziwsza jest Legia z ostatnich tygodni - męcząca się w lidze niemiłosiernie, której strzelanie goli sprawia ogromny kłopot. Na mecz z Jagiellonią warszawiacy wyszli w identycznym składzie jak pięć dni wcześniej, ale nie grali ani tak szybko, ani tak skutecznie jak w meczu z Ruchem.

Legia sprawia wrażenie, jakby chciała, by sezon już się skończył, bo każda kolejka stanowi dla niej coraz poważniejsza groźbę utraty szansy na mistrzostwo. A Maciej Skorża nie ma pomysłu, jak naprawić zepsuty mechanizm. Dośrodkowania z rzutów rożnych do tej pory nie stanowiły żadnego zagrożenia dla rywali, więc legioniści zaczęli część z nich rozgrywać krótko. Bez efektu. Dziesiątki podań w środku boiska nie przekładają się na okazje bramkowe, więc piłkarze z biegiem czasu bez sensu podają daleko do przodu. Dla sprowadzonego zimą dwukrotnego króla strzelców ligi greckiej Ismaela Blanco ligowe bramki w Polsce wydają się zaczarowane. W niedzielę nie trafiał z kilku metrów, choć bramkarz Jagiellonii mógł tylko wystawić ręce na boki i zamknąć oczy. Ale innego "jokera" na ławce, poza nastolatkami, nie ma.

W niedzielę punkt Legii zapewnili do spółki bramkarz Duszan Kuciak i napastnik Danijel Ljuboja. Każdy jednym dotknięciem piłki. Na mistrzostwo to może być za mało.

Zwłaszcza że Śląsk odzyskuje rezon. Po jesieni wrocławianie byli jednym z głównych faworytów, z czterema punktami przewagi nad drugą Legią i bardzo korzystnym układem spotkań na początku rundy. Dwa pierwsze spotkania ekipa Lenczyka grała na własnym stadionie z najgroźniejszymi rywalami w walce o mistrza - Ruchem i Legią. Wywalczyła w nich ledwie punkt, a później konsekwentnie zawodziła. Na tle rywali słabo prezentowała się fizycznie. W większości meczów to przeciwnicy byli szybsi, bardziej dynamiczni i agresywni w grze. A wcześniej to Śląsk tym elementem gry tłamsił rywali. Zadziwiająco słabo prezentował się w defensywie, popełniając wiele prostych błędów, co często kończyło się czerwonymi kartkami dla obrońców zespołu Lenczyka. W wiosennych spotkaniach z boiska za czerwoną kartkę wylecieli wszyscy podstawowi gracze tej formacji: Dariusz Pietrasiak, Jarosław Fojut, Piotr Celeban oraz Tadeusz Socha.

Zimowe transfery też nie są wzmocnieniem. Słoweński pomocnik Dalibor Stefanović, mający za sobą grę w lidze hiszpańskiej i holenderskiej, rozczarowywał. Równie słabo prezentował się słowacki obrońca Patrik Mraz, który niedawno z Żyliną występował w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Do niedzielnego meczu z Zagłębiem Śląsk wiosną wygrał tylko dwa z dziesięciu meczów - z Cracovią oraz GKS Bełchatów. Zdarzały się spotkania, w których ekipa Lenczyka traciła wygraną w ostatnich sekundach pojedynku - w Łodzi z Widzewem i w Bielsku-Białej w spotkaniu z Podbeskidziem.

Mimo to Śląsk wciąż ma szansę wygrać ligę, w najgorszym wypadku zagra w Lidze Europy. Taka możliwość wprowadza w konsternację władze klubu, które marzą o silnym Śląsku, ale problemy finansowe spółki weryfikują nieco ich plany. Po zakończeniu tego sezonu kontrakty kończą się aż siedmiu zawodnikom. Na razie wrocławianie z nikim nie przedłużyli umowy. Już na mocy prawa Bosmana stracili stopera Fojuta, który odchodzi do Celticu Glasgow. Największą stratą będzie jednak odejście Piotra Celebana - najskuteczniejszego obrońcy ligi i jednego z najlepszych graczy Śląska. Piłkarz chce sporej podwyżki, a klub z pieniędzmi może mieć problem.

Kilka dni temu Sebastian Mila, kapitan Śląska, oficjalnie przyznał, że "jeśli nie awansujemy do europejskich pucharów, może to być koniec pewnej epoki w Śląsku, personalny koniec tego zespołu".

O mistrzostwie wciąż marzy także Ruch, Lech i Korona. I każdy z nich przeżywa - jak Legia i Śląsk - swoje kłopoty.

Terminarz czołowej piątki:

Legia - Lechia (w), Korona (d)

 

Śląsk - Jagiellonia (d), Wisła (w)

 

Ruch - Cracovia (w), Lechia (d)

 

Lech - Podbeskidzie (d), Widzew (w)

 

Korona - Widzew (d), Legia (w)

Najszybsze gole strzelone w Ekstraklasie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.