Simon Chadwick: Futbol to wielki dochody i horrendalny koszt

- Amerykanie zawsze byli lepsi w komercjalizacji sportu, w Europie ich sportowy model się nie przyjmie - mówi w rozmowie ze Sport.pl Simon Chadwick, profesor marketingu sportowego.

Szczepan Radzki: Czy klub może być dochodowym biznesem?

Simon Chadwick*: Tak, ale tylko jeśli zarządzający zna rynek, stworzy biznesplan i nie wydaje na przejęcia zawodników lub infrastrukturę więcej niż ma. Kluby muszą dywersyfikować źródła przychodu. Trudno liczyć na zyski, wykorzystując stadion dwie godziny w tygodniu, by rozegrać mecz. Obiekt musi żyć siedem dni w tygodniu - dzięki konferencjom, wystawom, punktom sprzedaży detalicznej itp. Klub musi opierać działanie na komercyjnych zasadach, budować silną drużynę ale też mieć dobrą obsługę klienta. Musi kreatywnie podejść do sportu.

Czy nie jest tak, że tylko futbol daje szanse na potężne zyski?

- Potężne? Piłka nożna to wielkie wpływy, ale najczęściej i horrendalne koszty. Większość klubów piłkarskich nie ma zysków.

Kto ma rację w sporach takich jakie lokaut w NBA? Czy on jest dla kogoś opłacalny?

- Wraz rozwojem biznesu sportowego będzie rosło zagrożenie takimi sytuacjami. Grupy interesu będą wyszarpywać coraz większą część tortu, który jest do podziału. Musimy uczyć się dochodzenia do porozumienia. Im dłużej trwa lokaut, tym więcej podmiotów cierpi: fani, gracze, właściciele, media, partnerzy korporacyjni. Po jakimś czasie wygranych po prostu nie ma.

Jakie są różnice pomiędzy biznesem sportowym w Europie i USA?

- Sport w Europie rozwijał się od końca XIX wieku jako zjawisko społeczno-kulturowe. W USA w XX wieku zaczęto sport rozumieć jako przedsięwzięcie głównie komercyjnie. Stąd limit wydatków na pensje zawodników (salary cap) czy wybór graczy według ustalonej listy (draft). Mają one na celu utrzymanie wyrównanej rywalizacji w zamkniętych ligach - bez spadku i awansu. Amerykanie zawsze byli lepsi w komercjalizacji sportu: w kontraktach ze sponsorami, kontaktach z mediami i z klientami.

Czy warto przenosić amerykański model do Europy?

- Pewne elementy już funkcjonują, jak sprzedaż praw do nazwy czy sponsoring. Salary cap się w Europie nie pojawi, bo nie pozwala na to europejskie prawo. Sport akademicki jest w Europie mniej rozwinięty niż w USA, więc wątpię w europejski system draftu.

Pisał pan ostatnio o modelu azjatyckim w sporcie. Na czym on polega?

- Miesza on strategiczne zaangażowanie państwa w sport z zasadami komercyjnymi. Azjatyckie rządy podchodzą do sportu całościowo, widząc go z perspektywy aktywności społecznej, ale też używają go do budowania jedności społeczeństwa, tworzenia marki kraju, rozwoju infrastruktury. Widać to w Katarze, gdzie rząd wprowadził program sportowego rozwoju Vision 2030 i tworzy kluby, buduje obiekty sportowe, ściąga gwiazdy i wielkie imprezy.

Czy organizując Euro 2012, Polska odniesie komercyjny sukces?

- Euro oprócz najazdu turystów oznacza wizyty biznesmenów, polityków i dziennikarzy. Wywrze krótki, ale intensywny wpływ na gospodarkę. Czy wygeneruje to zyski współmierne do poniesionych kosztów? Dyskusyjne. Jednak Polska musi patrzeć na Euro 2012 jako na projekt długoterminowy, inwestycję w infrastrukturę, w wizerunek kraju, zapromuje go turystycznie. Długofalowo korzyści będą większe niż koszty.

*Simon Chadwick - gość X Dni Marketingu Sportowego, profesor strategii i marketingu biznesu sportowego na uniwersytecie Coventry. Pracował na uniwersytetach w Leeds i Londynie, konsultant UEFA, FC Barcelona, Atletico Madryt oraz angielskiej federacji piłkarskiej.

O Dniach Marketingu Sportowego przeczytasz też na: www.dms2012.pl

USA kontra piłka nożna

Cztery największe amerykańskie ligi osiągają dwa razy większe przychody niż pięć najbogatszych piłkarskich lig w Europie - wynika z raportów firmy audytorskiej Deloitte. NFL (futbol amerykański), MLB (baseball), NBA (koszykówka) i NHL (hokej na lodzie) w 2011 r. miały w sumie 17,2 mld euro przychodów. Ligi angielska, niemiecka, włoska, hiszpańska i francuska w tym samym okresie osiągnęły w sumie 8,4 mld euro.

Ranking przychodów

Więcej o:
Copyright © Agora SA