Australian Open. Maraton dla Djokovicia!

Zagrali najdłuższy mecz w historii Australian Open. I najdłuższy finał Wielkiego Szlema. Po 5 godzinach i 53 minutach tenisowej wojny Novak Djoković po raz siódmy z rzędu pokonał Rafaela Nadala

Serb po jednym z najdramatyczniejszych wielkoszlemowych finałów ostatnich lat zwyciężył 5:7, 6:4, 6:2, 6:7 (5-7), 7:5. - Rafa, jesteś jednym z najlepszych, należy ci się wielki szacunek. Obaj tworzyliśmy dziś historię, ale niestety zwycięzca może być tylko jeden - powiedział Djoković, który zdobył piąty tytuł wielkoszlemowy w karierze, trzeci w Melbourne, wygrał też trzeciego Szlema z rzędu po zeszłorocznych triumfach w Wimbledonie i US Open.

Rozegrali najdłuższy mecz w historii turnieju, bijąc poprzedni rekord o 39 minut (Nadal - Verdasco w 2009 r.). Pobili też ponaddwudziestoletni rekord najdłuższego finału Wielkiego Szlema. Mats Wilander w 1988 r. zwyciężył Ivana Lendla w Nowym Jorku w 4 godz. i 54 min.

Djoković z Nadalem byli tak zmęczeni, że podczas ceremonii wręczania nagród podstawiono im krzesełka, żeby nie osunęli się na kort podczas przemówień sponsorów. - Dzień dobry - tak, żartując, zaczęli swoje przemowy tenisiści, bo w Australii było po 2 w nocy w poniedziałek. 15 tys. ludzi odpowiedziało wiwatami.

Wydawało się, że w piątym secie tego horroru niezmordowany Nadal wreszcie dopadnie Djokovicia. Hiszpan prowadził 4:2, miał serwis, ale zepsuł prostą piłkę i Serb zdołał się odrodzić. - Djoković to król dramatów. Inaczej wygrywać nie potrafi - mówiła komentująca spotkanie dla amerykańskiej telewizji Martina Navratilova. I miała rację, bo choć to, co działo się na korcie, przypominało wyrównaną wojnę, choć Nadal przez pięć setów walczył jak gladiator, rzucał się do najtrudniejszych piłek i naprężał w dzikich pozach, to skończyło się tak, jak przewidywała większość. Po raz siódmy z rzędu górą był Serb.

Djoković wciąż ma bowiem pomysł na zwycięstwa z Hiszpanem. Tym razem był zmęczony, bo w półfinale przez pięć godzin bił się z Andym Murrayem, ale kombinacja jego szczelnej obrony i płaskich kontrataków z bekhendu oraz forhendu znów okazała się skuteczna. Nadal, tak jak zapowiadał, grał agresywniej - starał się skracać pole gry, atakować bliżej siatki, szukał kończących uderzeń. W decydujących momentach nadziewał się jednak na kontrataki Djokovicia. Serb rywala się nie przestraszył - wciąż potrafił robić dwa-trzy kroki do przodu i wbijał forhendowe bomby, po których Hiszpan nie umiał się podnieść.

Nadal i tak zaimponował, bo w porównaniu z US Open znacznie poprawił serwis (stał się bardziej zróżnicowany), kilka razy udało mu się przejąć inicjatywę. Większość ekspertów oceniła jednak, że stał wciąż za daleko od linii końcowej, by myśleć o zdominowaniu Serba.

- Djoković był zmęczony. Gdyby był wypoczęty, wygrałby w trzech setach - mówi Sport.pl Wojciech Fibak, polski czterokrotny ćwierćfinalista singlowych Szlemów. - Nadal słynie z mentalnej siły, ale po sześciu porażkach ma kompleks Djokovicia. Walczył, ale odczuwał ciągły lęk, nie potrafił uderzać tak, jakby chciał. Taki sam kompleks ma Federer, kiedy gra z Nadalem. Jedyną szansą Hiszpana na zwycięstwo było zamęczenie Novaka. Wydawało się, że Serb nie da rady zagrać dwóch pięciosetówek z rzędu, ale nawet w takich okolicznościach sobie poradził. To też analogia z Federerem, bo w 2009 r. Nadal, zmęczony po pięciu setach w półfinale z Verdasco, pokonał wypoczętego Federera. Teraz tak samo zrobił z Hiszpanem zmęczony Djoković - dodaje Fibak.

Serb odebrał puchar z rąk Roda Lavera, Australijczyka, który jako ostatni w 1969 r. zdobył klasycznego Szlema, czyli wygrał cztery największe turnieje w tym samym roku. Po cichu już zaczyna się dyskusja, czy Serb może pokusić się o powtórzenie osiągnięcia Lavera (lub choć wygranie czterech Szlemów z rzędu). Rok temu zabrakło mu korony Rolanda Garrosa, gdzie minimalnie przegrał w półfinale z Federerem. Ale jeśli w tym roku Szwajcar znajdzie się w połówce drabinki z Nadalem, to może otworzyć się szansa dla Djokovicia. Grając o tytuł z Hiszpanem, może bowiem myśleć o zwycięstwie na czerwonej mączce w Paryżu. W poprzednim sezonie pokonywał go już na tej nawierzchni w Rzymie i Madrycie. Większość ekspertów uważa, że jedynym tenisistą, który może dziś zagrozić Djokoviciowi, jest Federer, bo atakuje w bardziej niewygodny dla Serba sposób - grając szybciej, bliżej siatki, lepiej serwując.

Największą niewiadomą jest zdrowie Serba. Djoković w Melbourne miewał problemy z oddychaniem, wracały alergie, pobolewało go ramię i pachwina. Dużo było w tym przesady i aktorstwa, ale poważne urazy nie na żarty sparaliżowały mu już końcówkę poprzedniego sezonu.

Czy Serb wytrzyma? - Dziś wszystko mnie bolało, krwawiły mi palce u stóp, ale dopóki toczy się mecz, ból wciąż sprawia mi przyjemność - zaśmiał się Djoković.

3

tenisistów poza Djokoviciem w zawodowym tenisie wygrało w Melbourne trzy razy lub więcej - Agassi, Wilander i Federer

4

zawodników poza Serbem wygrało po 1968 r. co najmniej trzy Szlemy z rzędu - Laver, Sampras, Federer i Nadal

Djoković pokonał Nadala w rekordowym meczu podczas Australian Open!

Więcej o:
Copyright © Agora SA