Krzysztof Ignaczak: Teraz tylko wygrywanie

- Mamy atmosferę, chemię, świadomość siły i tego, że możemy bić się o największe sukcesy. W Londynie do ostatniej piłki będziemy walczyć o wszystko - zapowiada libero siatkarskiej reprezentacji Polski

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

W poniedziałek siatkarze wrócili z Japonii z Pucharu Świata, gdzie zdobyli srebrny medal. Dzięki temu zapewnili sobie kwalifikację na igrzyska w Londynie. Będą tam jednymi w faworytów do medalu.

Przemysław Iwańczyk: Czujecie się bohaterami? Jesteście drugą drużyną świata w najbardziej wymagającym siatkarskim turnieju.

Krzysztof Ignaczak: Przede wszystkim zakładaliśmy awans na igrzyska. Z taką myślą jechaliśmy do Japonii i wiemy, że ten awans to dla polskiej siatkówki wielki sukces. Zresztą to nasz trzeci medal w trzeciej kolejnej imprezie. Nie można było sobie tego lepiej wyobrazić.

Zbigniew Bartman o Japonii, zwiedzaniu, japońskiej kuchni i tajemnicach maskotki Pucharu Świata

Jak to jest z wami, bo mam wrażenie, że im gorzej, tym lepiej? To był sezon, w którym przyszedł nowy selekcjoner, początkowo nie mieliście wszystkich graczy do dyspozycji, a tuż przed PŚ nie wiadomo było, czy Bartosz Kurek w ogóle pojedzie. Kłopoty tak was cementują?

- My, Polacy, potrafimy przecież mobilizować się w ważnych i trudnych sytuacjach. Mówię to pół żartem, pół serio, bo na ten sukces ciężko zapracowała cała grupa. Mamy bardzo wyrównany skład, turniej pokazał, że każdy zawodnik, który był z nami, przyczynił się do sukcesu. To była naprawdę katorżnicza praca podczas dwuipółtygodniowego pobytu w Japonii. Rozegraliśmy 11 meczów, każdy z nas dał w nich z siebie maksimum, włożył serce i kawał zdrowia. Uzupełnialiśmy się znakomicie. Także w tym, że mamy jeden cel - wygrywanie.

Co było największym zaskoczeniem turnieju? To, że Marcin Możdżonek z Piotrem Nowakowskim stanowili najlepszą parę środkowych, że ty byłeś jednym z najlepszych libero, wspaniałe mecze Zbigniewa Bartmana, który przeszedł z przyjęcia na atak, zastępujący go Jakub Jarosz, Michał Ruciak, który pociągnął was do wygranej w meczu z Włochami, czy może Łukasz Żygadło, który miał być rezerwowym, a zastąpił Pawła Zagumnego?

- Koncentrowaliśmy się na poszczególnych meczach, nie wybiegaliśmy w przyszłość, nie ocenialiśmy się, wiedzieliśmy, że każda wpadka może odbić się na końcowym wyniku. Ale też nie ustrzegliśmy się potknięcia. Będąc faworytem meczu z Iranem, przegraliśmy. Czuliśmy, że może nam braknąć tych punktów w ostatecznym rachunku. Mieliśmy świadomość, że przez to w ostatnim etapie musimy ugrać odpowiednią liczbę punktów, zmotywowało nas to do większego wysiłku i pracy. Wiedzieliśmy, że każdy rywal ma już wiele w nogach. A nasza siła tkwi w tym, że nie mamy wybijających się graczy; tkwi w grupie. Zespół funkcjonował bez zdecydowanego jednego lidera, w każdym spotkaniu kreował się inny, i wszyscy za nim podążali. W jednym spotkaniu był to Zbyszek, potem Kuba, Łukasz, nieoceniona była pomoc Michała Ruciaka, który nie grał przez cały turniej, za to w końcówce pomógł nam wyjść z kryzysu.

Potrafimy się wspierać i współpracować ze sobą. Nie ma zawiści, ale jest sportowa rywalizacja, dążenie do celów. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Fajnie jest z tymi ludźmi przeżywać i sukcesy, i porażki.

Co mówiliście sobie w szatni po meczu z Iranem?

- Padło kilka niecenzuralnych słów, byliśmy bardzo zdenerwowani. Każdy wiedział, że ta porażka może zaważyć na awansie. Nieoceniona była rola trenera, który powiedział, że każdy zespół przeżyje takie potknięcie, że trzeba wykazać się spokojem, koncentrować na tym, co przed nami. Porażka z Iranem ciągnęła się za nami, ale staraliśmy się naprawić błąd.

Mecz z Amerykanami był waszym najlepszy występem?

- Chyba tak, chociaż dwa pierwsze sety z Brazylią też były udane. W końcówce trzeciego seta wszystko się zacięło. Byli na łopatkach, ale zdołali się podnieść. Natomiast z Rosją to był mecz dwóch słaniających się na nogach drużyn. Po jedenastu spotkaniach odczuwaliśmy trudy turnieju i nie było to widowisko, jakiego życzylibyśmy sobie, gdy stawką jest PŚ.

Grzegorz Wagner powiedział, że widać chemię, że jest to drużyna gotowa, by sięgnąć w Londynie po medal.

- Na pewno w drużynie panuje świetna atmosfera, jest chemia, świadomość siły, tego, że możemy bić się o największe sukcesy. Każdy zdaje sobie sprawę, że mamy jeszcze wiele elementów do poprawienia. Mamy czas, by w spokoju dalej nad tym pracować. Poza tym możemy modlić się, żeby wszyscy byli zdrowi. Chcemy jechać na igrzyska i podjąć rękawicę bez żadnych kontuzji. Wtedy nasza reprezentacja o wynik powinna być spokojna.

Jesteście ekipą gotową sięgnąć po złoto?

- Nie chcę składać deklaracji, ale tak jak do tej pory - włożymy w grę serce, będziemy walczyć do ostatniej piłki, zrobimy wszystko, by osiągnąć sukces.

Andrea Anastasi: ? Medal w Londynie jest realny

Więcej o:
Copyright © Agora SA