Ile Ameryka traci bez NBA

Koszykarz gwiazdor Kobe Bryant - 25,2 mln dol. rocznie. Miasto San Antonio - 96 mln. Klub New York Knicks - ponad 200 mln. Telewizje - ponad miliard. Jeśli lokaut w NBA spowoduje odwołanie całego sezonu, straty będą gigantyczne

Profil Sport.pl na Facebooku - 32 tysiące fanów. Plus jeden? 

Negocjacje między koszykarzami a ligą trwają, ale o przełomie nie ma razie mowy. Odwołano 221 listopadowych meczów. Szef rozgrywek David Stern powiedział w czwartek, że jeśli zawodnicy przyjmą najnowszą propozycję ligi, to rywalizacja może ruszyć 15 grudnia, a po małym wydłużeniu kalendarza zespoły rozegrają po 72 mecze. Czy jednak zawodnicy ofertę przyjmą - nie wiadomo.

Wiadomo, że na odwołanym sezonie cała liga straci 4 mld dol., z czego połowę koszykarze.

4,3 mln za miesiąc Bryanta

Płaca minimalna w NBA zależy od stażu koszykarza - najsłabsi debiutanci dostają rocznie po 473 tys. dol., nisko opłacani weterani po dziesięciu latach gry - 1,3 mln. Dla najgorzej zarabiających odwołane listopadowe spotkania oznaczają stratę od 80 do 230 tys. dol.

Dwayne Wade, LeBron James i Chris Bosh, czyli gwiazdy Miami Heat, które, by grać w jednej drużynie, zgodziły się podpisać nieco niższe kontrakty, stracą w tym miesiącu ok. 2,7 mln każdy. Dużo, ale nie tyle, ile przejdzie obok nosa czwórce weteranów, która w niknącym sezonie miała zarobić ponad 20 mln. Kevin Garnett i Tim Duncan już stracili po 3,6 mln, Rashard Lewis - 3,77. Bryant, najbardziej utytułowany i najlepiej zarabiający obecnie koszykarz NBA, którego tegoroczny kontrakt wart jest 25,2 mln, musiał pożegnać się już z 4,3 mln dol.

Sumy przy nazwiskach gwiazd są ogromne, ale James, Garnett czy Bryant prawdopodobnie nie odczuwają straconych milionów tak jak gracze przeciętni odczuwają brak kilkuset tysięcy. Twarze NBA mają wieloletnie umowy sponsorskie z producentami obuwia, napojów, strojów czy gier komputerowych i już dawno zbudowali wielkie fortuny. Lokaut dotyka przede wszystkim najsłabszych.

500 tys. za wpis na Twitterze

Szacowanie strat klubów i ich właścicieli jest skomplikowane - przyjmuje się, że jeden odwołany mecz to 1 mln dol. mniej w kasie, ale rozbieżności między najbogatszymi i najbiedniejszymi są znacznie większe niż w przypadku koszykarzy. Kluby z dużych miast - np. New York Knicks, Los Angeles Lakers, Chicago Bulls czy Miami Heat - zarabiają setki milionów na kontraktach telewizyjnych, sprzedaży biletów i pamiątek, lecz większość klubów, szczególnie te z małych miast, przynosi straty. Milwaukee Bucks, New Orleans Hornets czy Minnesota Timberwolves tracą wpływy z biletów, sprzedaży koszulek itp., ale... - Ironia polega na tym, że solidna grupa klubów straci na lokaucie mniej pieniędzy, niż straciłaby, gdyby sezon odbył się zgodnie z planem na takich warunkach jak ostatnio - mówi Marc Ganis, prezes firmy konsultingowej zajmującej się sportem.

Na biegunie bogaczy największe straty przypisuje się Knicks, którzy mają stracić ponad 200 mln dol., jeśli sezon się nie odbędzie. Wśród właścicieli klubów, którzy oficjalnie występują w negocjacjach razem, różnice zdań są widoczne. Michael Jordan, właściciel źle zarządzanych i tracących pieniądze Charlotte Bobcats, skutecznie optował w ostatnich dniach za zaostrzeniem negocjacji z koszykarzami, podczas gdy miliarder Micky Arison, właściciel gwiazdorskich Heat, dostał od NBA 500 tys. dol. kary za to, że odpowiadając internaucie na Twitterze, dał do zrozumienia, iż właściciele w sprawie lokautu wcale nie są jednomyślni.

Puste hale w małych miastach

Tracą też miasta. Kilka tygodni temu 14 merów napisało apel do negocjujących stron o kompromis: "Kluby NBA są żywymi elementami lokalnych ekonomii i społeczności. Odwołanie sezonu może mieć negatywny wpływ na naszych mieszkańców i miasta. (...) Na lokaucie tracą wszyscy".

Najwięcej traci siedem miast, które nie mają drużyn w żadnej amerykańskiej lidze zawodowej poza NBA: Memphis, Oklahoma City, Orlando, Portland, Sacramento, Salt Lake City i San Antonio. Władze tego ostatniego szacują, że sezon Spurs, czołowej drużyny ligi, przynosi lokalnej gospodarce aż 95 mln. Ostatni sezon Oklahoma City Thunder, którzy ładnie i skutecznie grali w play-off, dał miastu 60 mln.

Lokaut oznacza redukcję zatrudnienia, bo przy obsłudze hal, sklepików i parkingów pracuje nawet tysiąc osób. Zwalniać muszą też zamarłe kluby i restauracje otaczające hale. Miasta tracą wreszcie poprzez hale, których są właścicielami. - W Nowym Jorku czy Los Angeles, jeśli nie ma meczu, organizuje się dodatkowy koncert znanego zespołu. Ale ile razy znane gwiazdy przyjeżdżają do Memphis czy San Antonio? - pyta retorycznie Wayne McDonnell, profesor zarządzania sportu z nowojorskiego uniwersytetu.

Gdzie miliardy z reklam?

Ogromne pieniądze stracą też właściciele praw do transmisji z NBA. Największe stacje - TNT oraz ESPN/ABC - wspólnie płacą lidze 930 mln dol. za sezon do końca trwającego do 2016 r. kontraktu. W czasie lokautu te pieniądze działają jak pożyczka, którą - jeśli mecze się nie odbędą - liga będzie musiała zwrócić.

Telewizje odwołany sezon odczują nie tylko dlatego, że będą musiały zapełnić dziury w ramówkach - amerykańscy znawcy rynku reklamowego szacują, że TNT oraz ESPN/ABC stracą ok. 1,25 mld, które zarobiłyby na reklamach przy okazji meczów. W ostatnich latach oglądalność NBA rośnie dzięki odrodzeniu drużyn z Los Angeles, Bostonu, Chicago i Miami - w świetnym finale 2010 r., kiedy starły się największe marki Lakers i Celtics, 30 sekund reklamy kosztowało 400 tys. dol.

Straty dotkną także sponsorów i partnerów ligi (np. Adidas) oraz zawodników (np. Nike). Ci ostatni zarabiają szczególnie przed świętami, kiedy na rynek trafiają nowe modele butów, strojów, gier itp. Niewykluczone, że z czasem to właśnie sponsorzy i telewizje zaczną naciskać na negocjujących, by lokaut zakończyć i rozpocząć sezon.

Co przyciąga ludzi do hal?

Skoro tracą wszyscy, to dlaczego lokaut w ogóle ma miejsce? Pomijając skomplikowane kwestie prawno-systemowe, dzięki którym NBA funkcjonuje, najprościej powiedzieć, że chodzi o właściwe amerykańskim sportom wyrównywanie szans. O to, by ligowe mechanizmy, do których dochodzi się w demokratyczny sposób, zapobiegały kumulacji gwiazd w najbogatszych zespołach; o to, by mniej zamożni mieli możliwość rywalizacji z bogaczami. NBA chce za wszelką cenę uniknąć dominacji stałej czołówki, tak jak wygląda to w piłkarskich ligach w Hiszpanii czy Anglii. W USA panuje przekonanie, że tylko zacięte mecze przyciągną kibiców.

Historia NBA pokazuje jednak, że tak nie jest - największe problemy liga przeżywała w latach 70., kiedy tytuł zdobywało osiem różnych klubów. Do wzrostu popularności doprowadziła rywalizacja Lakers z Celtics w latach 80. i dominacja Chicago Bulls w następnej dekadzie. Bezkrólewie po Michaelu Jordanie oznaczało spadek zainteresowania, trend odwróciła dopiero odbudowa Lakers w końcówce minionej dekady.

Czyżby NBA już sama nie wiedziała, czego chce?

NBA. Zawodnicy stracili na lokaucie więcej niż da im ugoda. Największym przegranym Miami

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.