Liga włoska. W Milanie szpital bardzo niepiłkarski

Nie leczą typowych kontuzji, ale chorują. Poważnie. Boiskowy wojownik Gennaro Gattuso widzi podwójnie, pozaboiskowy rozrabiaka Antonio Cassano przeszedł operację serca. Do gry wrócą za wiele miesięcy

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

Gattuso zawsze słynął z tego, że rywalom nie odpuszcza, ale w otwierającym sezon Serie A meczu z Lazio zderzył się z kolegą z drużyny Alessandro Nestą. Zderzył się, bo go nie zauważył. A innego kolegę - Zlatana Ibrahimovicia - widział w czterech różnych miejscach naraz.

Tamten wypadek pogorszył problem już istniejący - paraliż nerwu czaszkowego, przez który zamarł mięsień łączący go z lewym okiem. 33-letni Gattuso zszedł z boiska. I do dziś nie wrócił. Ma pauzować co najmniej cztery miesiące, czeka, aż nerw zacznie normalnie funkcjonować. Lekarze mówią, że ta przypadłość w 25 proc. przypadków pojawia się z nieznanych powodów, ale często sama ustępuje. Jeśli nie, przeprowadzą operację.

Piłkarz publicznie pokazuje się w okularach z plastrem na lewym szkle. Do niedawna bał się nie tyle o swoją karierę, ile o życie. - Kiedy wkładali mnie do tomografu, spodziewałem się najgorszego - opowiadał mistrz świata i dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów. - Myślałem, że mam na mózgu guza, myślałem o dzieciach. Teraz walczę z niewidzialnym przeciwnikiem. Za każdym razem, gdy się budzę, najpierw otwieram zdrowe oko, potem chore i mówię do siebie: "Wciąż jestem tutaj, gdzie byłem". Ale trochę się poprawiło. Widziałem potrójnie, teraz widzę podwójnie. Nie mogę wysłać e-maila, oglądać telewizji, prowadzić samochodu. Najtrudniej pogodzić się z tym, że nie zawożę dzieci do szkoły.

- Trenować mogę, grać już nie. Widzę przedmioty w jednym miejscu, gdy znajdują się w innym - wzdycha Gattuso. - Ale futbol nie zajmuje już mojej uwagi jako najważniejsza sprawa w życiu. Na razie chcę wrócić do normalności. A potem zamierzam grać choćby ślepy na jedno oko.

Jeszcze dłużej, bowiem co najmniej pół roku, ma pauzować Antonio Cassano. On poczuł się słabo po wyjazdowym meczu z Romą sprzed tygodnia - wysiadł z samolotu i oparł się o autobus mający odwieźć drużynę pod lotniskowy terminal, bo zaczął widzieć przez mgłę, mieć problemy z mówieniem i poruszaniem się.

Włosi wpadli w panikę, wieczorne telewizyjne programy sportowe spowiły nastroje niemal pogrzebowe. Wszystko przez oszczędne dawkowanie informacji i sugestywne obrazy - matki Włocha ze łzami w oczach i wyraźnie zestresowanej żony. Obie opuszczały oddział neurologii w mediolańskiej klinice, w której piłkarz kilka dni później przeszedł operację. Okazało się, że mały wylew spowodowała wrodzona wada serca.

29-letni Cassano to enfant terrible całego calcio - być może najbardziej utalentowany w swoim pokoleniu, lecz wiecznie niesubordynowany, potrafiący nawet wyznać w autobiografii, że rzadko daje z siebie na boisku więcej niż 50 proc. Z Sampdorii został w minionym sezonie wylany, gdy wulgarnie, przy całej drużynie, zwymyślał prezesa. 74-letni Riccardo Garrone naraził się prośbą, by piłkarz zajrzał na kolację z kibicami, na którą on, szef klubu, się wybiera. A po odmowie chciał jeszcze wyjaśnień.

W Milanie napastnik, od którego nazwiska powstał opisujący jego wybryki rzeczownik "cassanate", odżył. Według trenera Massimiliano Allegriego przeżywał najlepszy sezon w karierze, potulnie znosił nawet mecze na ławce rezerwowej, wrócił do reprezentacji Włoch. Gdyby nie operacja serca, w piątek zagrałby we wrocławskim sparingu z Polską.

Hat-trick Boatenga w 14 minut? Fajnie. Tylko, że można 10 razy szybciej [WIDEO].

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.