Premier League. Czerwony szlagier w Anglii

- Wrogość nie zniknie, ale oba kluby potrzebują siebie nawzajem - mówi trener MU Alex Ferguson. W sobotę o 13.40 najważniejszy i najgorętszy mecz angielskiej Premier League. Transmisja w Canal+ Gol

Twoi znajomi już nas lubią. Sprawdź którzy na Facebook.com/Sportpl ?

Przebojem numer jeden na Wyspach ogłoszono go kilkadziesiąt lat temu. I nim pozostał, choć w XXI w. szlagierów przybyło - teraz aż sześć drużyn celuje w grę w Lidze Mistrzów. - Za kilka lat równie ważne mogą się stać derby Manchesteru, ale na razie meczem sezonu są nasze pojedynki z Liverpoolem. W ostatnim ćwierćwieczu na stadionie na Anfield Road aż dziewięciu moich piłkarzy dostało czerwone kartki. To kwestia atmosfery, którą tworzą kibice - mówił wczoraj Ferguson.

Nie dodał, że ostatnie trzy mecze jego drużyna tam przegrała, choć zawsze była faworytem. "The Reds" ostatnio kończyli ligę na szóstym i siódmym miejscu, kibice bardziej niż futbolem zajmowali się przepędzaniem znienawidzonych amerykańskich właścicieli. Rok temu klub przejął John W. Henry i dał im nadzieję. Liverpool wydał na piłkarzy ponad 160 mln euro, trenerem został legendarny - uwielbiany przez kibiców także jako piłkarz - Kenny Dalglish. Roy Evans, były piłkarz i szkoleniowiec Liverpoolu, nazywa ostatnie 12 miesięcy fantastycznymi, twierdzi, że klub w końcu idzie w dobrą stronę. Nie wyklucza, że w tym sezonie będzie walczył o mistrzostwo.

Wciąż jednak trudno powiedzieć, na co stać drużynę Dalglisha. Optymiści zauważą biegającego po lewej stronie obrońcę José Enrique, który lada dzień powinien zasłużyć na powołanie do reprezentacji Hiszpanii, docenią skuteczność Urugwajczyka Luisa Suáreza. Pesymiści ponarzekają na nierównego napastnika Andy'ego Carrolla i słabego na początku sezonu Jordana Hendersona. John W. Henry przyznaje, że od MU wciąż jego klub dzieli wiele, a o Fergusonie mówi "geniusz".

Manchester United po siedmiu kolejkach ma sześć punktów więcej od rywali, ani razu jeszcze nie przegrał. Wystartował tak efektownie, że długo nikt nie zauważał, że za pasję do atakowania płaci słabszą grą w defensywie. Nie ma w Premier League bardziej zapracowanego bramkarza od Davida De Gei. Młody Hiszpan frunął już w tym sezonie do 97 strzałów. Kibice MU mają nadzieję, że w sobotę do pierwszej jedenastki wróci stoper Nemanja Vidić, który od połowy sierpnia leczył kontuzję. Według Fergusona Serb czuje się dobrze, ale mecze z Liverpoolem są tak intensywne, że wyjdzie na boisko tylko, jeśli będzie gotowy na 100 proc.

Dalglish wystawi najlepszą jedenastkę. Od jego powrotu mecze obu drużyn stały się także pojedynkiem szkockich trenerów. Obaj urodzili się w Glasgow, Ferguson reprezentował barwy Rangers, Dalglish występował w Celticu. Pierwszy raz spotkali się ponad 40 lat temu, w meczu rezerw odwiecznych rywali. Teraz są legendami klubów, które prowadzą. I dbają, by sobotni mecz nie zamienił się w bitwę, którą tradycyjnie zwieńczą czerwone kartki.

Trener Liverpoolu powiedział w piątek, że nie zajmuje go rywalizacja z rodakiem, chwalił MU za sukcesy z ostatnich lat. A szkoleniowiec mistrzów Anglii prosił kibiców, by nie drwili z ofiar tragedii na stadionie Hillsborough, gdzie w 1989 r. zginęło 96 fanów Liverpoolu - domagał się szacunku dla rywali, przypomniał, że oba kluby są sobie potrzebne.

Ferguson wie, co mówi. Gdyby Liverpool nie istniał, przez ostatnie 25 lat MU nie miałby kogo gonić. Szkot po wejściu do szatni na Old Trafford obiecał, że "Czerwone Diabły" będą miały więcej mistrzostw kraju od prowadzącego w tabeli wszech czasów Liverpoolu. W maju, po wywalczeniu 19. tytułu marzenie trenera się spełniło.

Bez Manchesteru kibicom z Anfield Road jeszcze trudniej byłoby znieść ostatnie 21 chudych lat, które minęły od ostatniego mistrzostwa - mogli przynajmniej pocieszać się zwycięstwami z największym rywalem. W sobotę ich drużyna ma szansę zostać pierwszą w Premier League, która pokonała MU u siebie cztery razy z rzędu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.