Szermierka. Bez pracy nie ma igrzysk

400 zł miesięcznie wystarczyło, by nadzieja polskiej szermierki myślała o igrzyskach w Londynie, a nie o noszeniu cegieł na budowie w Norwegii

Zima 1999 r. Rafał Żelazko jedzie na szkolny obóz i tam po raz pierwszy widzi, na czym polega szermierka. Wraca do rodzinnego Torunia i zgłasza się do klubu Nowy Sokół. Nie chce grać w piłkę, albo w koszykówkę. Chce fechtować.

O technice nie ma pojęcia, ale trenerzy i tak byli zaskoczeni. Młodego chłopaka cechuje refleks i precyzja uderzeń. Jest wysoki, na dodatek leworęczny. Idealny kandydat na szermierza wysokiej klasy. - Trzeba go było gonić do treningów, bo był leniwy. Miał jednak smykałkę do szermierki. Szybko osiągał sukcesy - ocenia trener Krzysztof Żurawski.

Po kilku latach Żelazko przebija się do krajowej czołówki. Zostaje mistrzem Polski do lat 17, potem do lat 20, teraz - do lat 23. W domowej kolekcji ma 20 krajowych medali. Z zagranicznych za najcenniejszy uznaje ten za wicemistrzostwo Europy na Węgrzech. Szybko trafia do reprezentacji młodzieżowej, zaczyna jeździć na zawody Pucharu Świata, w perspektywie pojawiły się igrzyska.

Szermierka to sport drogi, a w domu Żelazki nie przelewa się. - Mama oddawała każdy wolny grosz z wypłaty, żebym tylko mógł walczyć - wspomina. Później reprezentant Polski zaczyna wiązać koniec z końcem dzięki skromnemu miejskiemu stypendium.

Problem zaczyna się, kiedy dorośleje, wyprowadza się z domu, chce trenować i uczyć się.

Jedzie na studia do Gdańska. Klubowe stypendium to 350 zł plus 220 zł dodatku. Niespełna 600 zł to tylko połowa kosztów miesięcznego utrzymania nad morzem. Żelazko nawet nie wlicza do tego odżywek czy biletów na dojazdy. Mama pomaga szermierzowi tak długo, jak może. Koszty pasji sportowca przerastają ją.

Reprezentant Polski wraca do Torunia, rezygnuje z szermierki i szuka pracy. Trenerzy łapią się za głowy.

- Musiałem, nie miałem wyjścia. Nawet z pomocą mamy, bez pracy, nie poradziłbym sobie z nauką i treningami.

Trafia na budowę. W Polsce i w Norwegii. To, co przywozi, wydaje na szermierkę. W klubie może liczyć na jednorazową roczną pomoc: 600 zł na sprzęt. - Tylko na buty i klingi można wydać nawet ok. 2 tys. zł - wylicza. Strój szermierza - trzeba go zmieniać co kilkanaście miesięcy - kosztuje ok. 1,5 tys. zł.

Pracował, by trenować. A trenować za często nie mógł, bo pracował. To wystarczyło, by klub - wyliczając, że nie zalicza regulaminowego minimum trzech zajęć ze szkoleniowcem tygodniowo - nie chciał zgłosić go do miejskiego stypendium. Zrobił to w ostatniej chwili, w trybie nadzwyczajnym. Żelazko przyznaje, że nie zawsze bywał na zajęciach. - Jak miałem to pogodzić? Uwielbiam szermierkę, jest dla mnie niesamowicie ważna. Jednak żeby ją trenować, muszę mieć pieniądze. A skąd mam je zdobyć? Muszę iść do pracy. Dlatego czasami zdążyłem pójść na trening, a czasami nie. Bez pracy w ogóle nie miałbym szans na sport.

Zniechęcił się, zrezygnował w ogóle z treningów. Zajął się tylko pracą.

Do czasu, aż trenerzy zaczęli go namawiać, by wrócił. 45 dni treningów - też nieregularnych - wystarczyło, by w tym roku zdobył złoto w mistrzostwach Polski. Dzięki temu ma znów stypendium: 250 zł podstawy i 390 zł dodatku.

Wraca więc do punktu wyjścia - dzięki kilkuset złotym miesięcznie może myśleć o treningach. Żeby myśleć o sukcesach na świecie, potrzebował więcej pieniędzy.

Żurawski: - Na utrzymanie zawodników stać tylko kluby współpracujące z AWF-ami. W Toruniu można liczyć tylko na stypendia samorządu. Klub nie jest w stanie utrzymać seniora, więc sportowcy wyjeżdżają za chlebem. Tak jak Rafał do Norwegii.

W Polsce Żelazkę zatrzymuje 400 zł miesięcznie. Tyle co miesiąc przelewa mu od jesieni Maciej Karczewski, właściciel salonów optometrycznych w Toruniu. - Kwota nie rzuca na kolana, ale, jak widać, nawet tyle może pomóc polskiemu sportowi - mówi.

Mięśnie jak ze stali. Mistrzostwa świata w kulturystyce [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.