Najbardziej nieprawdopodobny mistrz w historii amerykańskich lig

Washington Nationals tyle razy w sezonie uciekali  - jak to się zgrabnie u nas mówi - grabarzowi spod łopaty, że podobnego przypadku próżno szukać w ponad 140-letniej historii wielkich amerykańskich lig sportowych.

Kiedrosport autorstwa dziennikarza Sport.pl Michała Kiedrowskiego to cykl tekstów o sporcie, jego okolicach i dyscyplinach, o których rzadko można przeczytać w polskim internecie. Co wtorek o 19:00 na Sport.pl i Gazeta.pl.

W ostatnią sobotę tysiące kibiców wyległo na ulice Waszyngtonu, by świętować zdobycie mistrzostwa świata przez miejscowych Nationals. Mistrzostwa świata, bo tak Amerykanie nazywają mistrzów swoich największych lig sportowych. Zresztą finał baseballowej ligi MLB, w którym Washington Nationals wygrali po siedmiomeczowej serii (4:3) z Houston Astros, też ma światową nazwę - World Series.

Specjaliści od odwracania losów meczu

Radość była tym większa, że Nationals zdobyli tytuł w sposób, który mógłby posłużyć jako inspiracja dla filmu dla nastolatków pod tytułem: "Nie poddawaj się". Tyle tylko, że nawet bardzo odważny reżyser miałby obiekcje, aby w jednym kawałku umieścić tyle nieprawdopodobnych wydarzeń. 

Weźmy pod uwagę tylko play off. Pięć razy baseballistom Nationals zaglądała w oczy porażka, która pozbawiała ich marzeń o tytule. Trzy razy w tych decydujących spotkaniach przegrywali w końcówce meczu i musieli odrabiać straty:

  • w I rundzie - w tzw. meczu o dziką kartę - Nationals przegrywali po siódmej rundzie (mecz baseballowy trwa 9 rund) 1:3 z Milwaukee Brewers. Jak wyliczyli skrupulatni analitycy szansa na wygraną Waszyngtonu wynosiła w tym momencie 13 procent. Narodowcy jednak ją wykorzystali i wygrali 4:3.
  • w II rundzie - tzw. Division Series - w połowie ósmej rundy Nationals przegrywali 1:3 z Los Angeles Dodgers. Ich szanse na zwycięstwo obliczono w tym momencie na 11 procent. Oni jednak najpierw doprowadzili do dogrywki, a potem w dodatkowej rundzie Howie Kendrick zdobył cztery punkty za jednym zamachem wybijając home runa przy wszystkich obsadzonych przez zawodników Nationals bazach. W baseballu ma to specjalną nazwę - grand slam (wielki szlem).
  • w decydującym meczu World Serie Nationals przegrywali po siódmej rundzie 0:2 z Houston Astros. Ich szanse na zwycięstwo wynosiły w tym momencie 15 procent. I znów wygrali wbrew prawdopodobieństwu 6:2.

Kardiolog w szatni

Przy tak nieprawdopodobnej kumulacji potrzebny był kardiolog. I nie jest to w tym wypadku figura retoryczna. Z pomocy medycznej musiał korzystać trener Nationals - Dave Martinez. 55-letni szkoleniowiec na krótko przebywał w szpitalu we wrześniu, gdzie został odwieziony z powodu bólu serca i zawrotów głowy. Po udzieleniu pomocy przez lekarzy wrócił do pracy, ale pozostał pod opieką kardiologa. Pomoc specjalisty najbardziej przydała mu się podczas meczu nr 6 w World Series. Po awanturze z sędzią, w której o mało co nie doszło do rękoczynów, został wyrzucony z boiska.

Po opuszczeniu placu gry trener dostał krótkotrwałych duszności i końcówkę meczu, który ostatecznie wygrali Nationals 7:2, oglądał w towarzystwie kardiologa.

Wszyscy do zwolnienia

Ale niewiarygodna kumulacja zwycięstw w ostatniej chwili Nationals to tylko mały wycinek ich niesamowitego sezonu. To, co się stało wcześniej, miało swój precedens tylko raz - 105 lat temu. W 1914 r. Boston Braves zostali ochrzczeni mianem Miracle Braves (miracle - z angielskiego cud), gdy wygrali World Series, choć po pierwszej części sezonu byli najgorszą drużyną National League z bilansem 26 zwycięstw i 40 porażek.

Nationals po mniej więcej jednej trzeciej ostatniego sezonu mieli bilans 19 zwycięstw - 31 porażek i w swojej National League zajmowali miejsce przedostatnie, czyli czternaste. Ich szanse na zdobycie mistrzostwa bukmacherzy oceniali na 2 procent - za jednego postawionego dolara można było wygrać 50.

Po fatalnym początku sezonu z pracy został wyrzucony trener miotaczy Derek Lilliquist. - Każdy był wtedy zagrożony zwolnieniem, mogli wyrzucić nas wszystkich - mówił potem w rozmowie ze "Sports Illustrated" trener Martinez.

Gdy jednak do drużyny wrócili kontuzjowani Tea Turner i Anthony Rendon zespół rozpoczął marsz w górę tabeli na tyle skuteczny, że na koniec sezonu zakwalifikował się do play off jako jeden z dwóch walczących o tzw. dziką kartę.

W play-off rewelacją okazał się młody Juan Soto z Dominikany, z którego dziennikarze stroili sobie żarty, że dopiero po wygraniu World Series będzie mógł napić się legalnie szampana. We wcześniejszych tego rodzaju fetach - po eliminowaniu kolejnych przeciwników w play off - nie wolno mu było pić alkoholu, bo nie skończył ustawowo do tego wymaganych 21 lat.

MVP sezonu został Stephen Strasburg - miotacz przez lata uznawany za niespełniony talent, któremu teraz w znakomitych występach pomogła ponoć uwaga udzielona przez człowieka zatrudnionego przez klub do analizy meczów na wideo.

"Baby sharks" hymnem zwycięzców

A całość tych nieprawdopodobnych zdarzeń dopełnia dziecięca piosenka "Baby Shark" zagrana dla mistrzów przez orkiestrę wojskową przed Białym Domem, gdzie drużynę przyjmował prezydent Donald Trump.

"Baby shark" stał się nieoficjalny hymn Nationals po tym, jak 19 czerwca Gerardo Parra puścił piosenkę, aby podnieść na duchu swoich kolegów po serii nieudanych występów. Zadziało. A że piosenka łatwo wpada w ucho, stała się przebojem wśród zawodników i kibiców. Baseballiści Nationals po udanych zagraniach manifestowali radość kłapiąc rękami, a kibice odpowiadali im tym samym. Fani przebierali się też w stroje rekinów, a na siatce przy boksie drużyny zawisła maskotka rekina, która zawodnicy całowali na szczęście. Rekinie szaleństwo udzieliło się też właścicielowi klubu, który tak zakończył podziękowania dla drużyny po zdobyciu mistrzostwa:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.