Głodowanie było zgodne z konstytucją. Zarabianie pieniędzy już nie. Spór w amerykańskim sporcie

Czy gmach amerykańskiej praworządności może runąć przez sportowców, którzy będą zarabiać na sprzedaży swoich koszulek? Takie wrażenie można odnieść, gdy słyszy się władze uniwersyteckiego związku sportowego (NCAA), krzyczące: "To narusza konstytucję". Inni uważają jednak, że to akt sprawiedliwości, który obala bastion klas uprzywilejowanych.

AAKiedrosport autorstwa dziennikarza Sport.pl Michała Kiedrowskiego to cykl tekstów o sporcie, jego okolicach i dyscyplinach, o których rzadko można przeczytać w polskim internecie. Co wtorek o 19:00 na Sport.pl i Gazeta.pl.

Problem stworzyło Zgromadzenie Stanowe Kalifornii. To tam w ubiegłym tygodniu uchwalono - stosunkiem głosów 73:0 - akt zwany "Fair Pay for Play" (sprawiedliwa płaca za grę), według którego sportowcy uczestniczący w zawodach akademickich zyskali prawo do otrzymywania wynagrodzenia za wykorzystanie ich nazwiska, obrazu i wizerunku. Oznacza to, że będą mogli zarabiać na sponsoringu, reklamach, sprzedaży koszulek i innych gadżetów opatrzonych ich nazwiskiem oraz z tytułu wykorzystanie ich postaci w grach komputerowych. Prawo ma obowiązywać na terenie stanu Kalifornia dopiero od 1 stycznia 2023 roku.

NCAA od zawsze na straży amatorstwa

Ta ustawa to zerwanie z ponad stuletnim porządkiem prawnym, według którego uczestnikami zawodów NCAA mogą być tylko sportowcy amatorzy. Nie mogą oni z tytułu uprawiania sportu otrzymywać żadnych korzyści majątkowych. To przepis posunięty do granic absurdu. Uniwersytet nie może dać swoim zawodnikom niczego więcej poza stypendium. Sportowcy na własność nie mogą dostać nawet koszulki czy dresów od drużyny. Nie mogą otrzymać żadnego podarunku od kibiców. Nie mogą też pracować, wykorzystując swoje umiejętności sportowe (np. uczyć pływania czy prowadzić zajęcia fitness). Nawet członkowie rodziny są objęci zakazem. Były już dochodzenia prowadzone przez NCAA, gdy któryś uniwersytet zatrudniał kogoś z rodziny zawodnika.

Kary wymierzane są nawet po zakończeniu kariery na uczelni. Reggie Bush - gwiazda NFL, która trzy lata temu zakończyła karierę - został nakłoniony od oddania nagrody dla najlepszego zawodnika futbolowej ligi uniwersyteckiej (Heisman Trophy). Agent sportowy Lloyd Lake ujawnił bowiem, że podarował Bushowi i jego rodzinie prezenty i pieniądze o łącznej wartości 290 tys. dolarów, gdy futbolista grał w barwach Uniwersytetu Południowej Kalifornii. NCAA uznała po kilku latach, że nagrody Heisman Trophy w 2005 r. nikt nie otrzymał.

Wielbiciele Sandry Bullock na pewno pamiętają film "Wielki Mike". Tam też pokazany jest absurd polowania na "zawodowców" w NCAA. Bohaterowie filmu - Leigh Ann i Sean Tuohy są oskarżeni przez NCAA o to, że przyjęli pod swój dach bezdomnego czarnoskórego chłopca po to, by w przyszłości mógł grać w ich ulubionej drużynie uniwersyteckiej Ole Miss (Uniwersytet Mississippi). Film oparty jest na prawdziwej historii Michaela Ohera, który grał później w NFL.

Dla NCAA podejrzane jest również to, gdy zawodnik składa zbyt wiele autografów. Johnny Manziel - inny laureat Heisman Trophy - został zawieszony za to, że podpisał hurtowo koszulki i kaski do gry swoim nazwiskiem. Sprzęt był przeznaczony na handel dla kolekcjonerów. NCAA nie udowodniła jednak, że Manziel wziął za to pieniądze. Dlatego kara była łagodna.

Przestępstwo zagrożone "karą śmierci"

Oczywiście, prób omijania nieżyciowych przepisów jest wiele. Większości NCAA, która corocznie wydaje miliony dolarów na śledztwa w tej sprawie, nie jest w stanie wykryć. Ale gdy już dowiedzie, że na przykład trener, który często zarabia ponad milion dolarów za sezon (rekordzistą jest Mike Krzyzewski z pensją 8,9 mln dolarów), pożycza zawodnikom drobne kwoty lub kupuje im małe prezenty, to kary mogą być surowe. Od obcięcia drużynie liczby stypendiów po tzw. "karę śmierci" - czyli likwidację drużyny na rok, co nazywa się eufemistycznie "zamknięciem programu". W historii NCAA ta kara były orzekana pięciokrotnie.

Kiedyś przekroczeniem przepisów o amatorstwie było nawet dożywianie zawodników. Ten punkt regulaminu zniesiono dopiero w 2014 r. pod naciskiem opinii publicznej. Stało się to krótko po tym, jak Shabazz Napier - gwiazda koszykówki z Connecticut - wyznał dziennikarzom po finale mistrzostw krajowych, że często chodzi spać głodny.

Dopiero na bazie takich przykładów widać, jakim przewrotem kopernikańskim w amerykańskim sporcie jest ustawa przegłosowana w Kalifornii.

Decyzję ustawodawców z radością powitał jeden z najlepszych koszykarzy w historii NBA, LeBron James, który jednocześnie jest jednym z najbardziej radykalnych krytyków polityki amatorstwa w NCAA.

Swoją radość okazał także najbardziej lewicowy z kandydatów na prezydenta USA - Bernie Sanders z partii demokratycznej. "Uniwersyteccy sportowcy są pracownikami. Płaćcie im!" - napisał na Twitterze.

NCAA odwołuje się do konstytucji i gubernatora

NCAA głośno protestuje przeciwko ustawie. W liście do gubernatora Kalifornii Gavina Newsoma organizacja napisała, że "Fair Pay for Play" zatrze kluczową linię podziału między amatorami i zawodowcami w sporcie. W związku z tym uczelnie z Kalifornii nie będą mogli uczestniczyć w żadnych rozgrywkach drużyn uniwersyteckich. Prawo do zawierania umów sponsorskich i reklamowych da bowiem drużynom z tego stanu "niesprawiedliwą przewagę" podczas rekrutacji studentów sportowców. NCAA dowodzi w dodatku, że Zgromadzenie Stanowe naruszyło konstytucję USA, bo przepisy ustanowiono w jednym stanie wpływają na stan prawny we wszystkich innych:

W tej chwili niemal pół miliona sportowców studentów we wszystkich 50 stanach rywalizuje według tych samych reguł. Ta ustawa usunie kluczowy element sprawiedliwości i  równego traktowania sportowców, które są opoką sportu uniwersyteckiego

NCAA skierowała list do Newcoma, bo on musi jeszcze podpisać ustawę "Fair Pay for Play", by mogła wejść ona w życie.

Uprzywilejowani tego nie zrozumieją

W sporze między sportowcami drużyn uniwersyteckich, a NCAA opinia publiczna jest po stronie tych pierwszych. NCAA uchodzi za organizację obrzydliwie bogatą. Jej roczne przychody w tym roku przekroczą miliard dolarów. Pieniądze przynoszą jej niezwykle popularne w USA ligi koszykarska i futbolowa.I dzięki nim NCAA finansuje zawody we wszystkich innych - również niszowych - sportach.

Na sportowcach studentach zarabiają wszyscy dookoła - trenerzy, działacze, uniwersytety, stacje telewizyjne, producenci sprzętu sportowego, a nawet dostawcy pizzy i właściciele restauracji na stadionach i halach. Bez grosza przy duszy zostają tylko sportowcy. I - co jeszcze warto pamiętać - są to dużej części chłopcy i dziewczęta z biednych afroamerykańskich rodzin. W koszykówce czy futbolu amerykańskim, a to głównie tych dyscyplin sportowych dotyczy problem, ponad 55 procent zawodników NCAA to ciemnoskórzy. Wśród ogólnej liczby studentów stanowią oni zaledwie niecałe 3 procent. Dlatego, gdy znany i popularny sportowiec Tim Tebow wypowiedział się w stacji ESPN przeciwko ustawie z Kalifornii, spotkał się z falą zarzutów, że jako "uprzywilejowany biały" nie jest w stanie zrozumieć problemu.

Amerykański spór o sport uniwersytecki może mieć doniosłe znaczenie dla całej reszty sportowego świata. Z bazy sportowej i osiągnięć nauki uniwersytetów amerykańskich w dziedzinie sportu korzystają zawodnicy z całego świata. Podczas ostatnich igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro co dziesiąty zawodnik był studentem lub absolwentem uczelni zrzeszonej w NCAA. Reprezentowali oni 107 krajów.

,

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.