Bluzgi, awantury i wyg³upy. Kibice pokochali z³ych ch³opców tenisa

Najwiêksze gwiazdy tenisa ubli¿a³y sêdziom, wyzywa³y przeciwników, walczy³y w szatni na piê¶ci, a potem razem sz³y na imprezê. Wszystko uchodzi³o im p³azem. Je¶li dzi¶ kto¶ siê obawia, ¿e te czasy wracaj±, to chyba nie wie, jak to kiedy¶ bywa³o.

Kiedrosport autorstwa dziennikarza Sport.pl Michała Kiedrowskiego to cykl tekstów o sporcie, jego okolicach i dyscyplinach, o których rzadko można przeczytać w polskim internecie. Co wtorek o 19:00 na Sport.pl i Gazeta.pl.

"Jest 2019. Tenis nie potrzebuje złych chłopców" - grzmiał po wyczynach Nicka Kyrgiosa i Daniła Miedwiediewa w niedawno zakończonym US Open brytyjski "Guardian". Autorka tekstu Caira Conner oburzona jest nie tyle na zachowanie obu tenisistów, ile na reakcje tenisowego światka na ich wybryki. Komentujące mecz Miedwiediewa, w którym Rosjanin zadarł z publicznością, dwie znakomite byłe tenisistki Pam Shriver i Chris Evert powiedziały w stacji ESPN, chichocząc:

Chłopcy pozostaną chłopcami. On jest złym chłopcem tenisa. Chciałabym mu coś ugotować.

To ostatnie zadnie dodała Evert. W jej przypadku jest to dość szokujące wyznanie, jeśli się pamięta, że przed laty była związana z jednym z największych "złych chłopców" tenisa - Jimmym Connorsem. Para planowała nawet ślub, ale związek się rozpadł. Po latach Connors w swojej autobiografii wyznał, że stało się to przez aborcję, której Evert miała dokonać bez konsultacji z nim.

Shriver też w latach swojej kariery na co dzień spotykała się z największymi złymi chłopcami w historii tenisa.

Zamieszki na trybunach w Nowym Jorku

O Connorsie, Johnie McEnroe czy Ilie Nastase mówi się, że wyprowadzili tenis z ostatnich stron gazet, gdzie zazwyczaj umieszczano doniesienia sportowe, na pierwsze. Wszyscy trzej byli właściwie w pierwszej kolejności celebrytami, a dopiero potem sportowcami. Może dlatego publiczność gotowa była im wszystko wybaczyć, nawet zachowania prostackie i chamskie.

Najlepszy na to przykład to wydarzenia sprzed dokładnie 40 lat. Wtedy to na korcie im. Louisa Armstronga w Nowym Jorku przerwanie meczu w II rundzie US Open między Nastase a McEnroe omal nie doprowadziło do rozruchów na trybunach. 20 tysięcy kibiców, w dużej części już poważnie podchmielonych, nie zgodziła się na - jak najbardziej słuszną - decyzję sędziego.

Dochodziła północ, McEnroe prowadził w setach 2:1 i serwował. Nastase po kolejnej kłótni z sędzią Frankiem Hammondem najpierw podszedł do arbitra siatkowego i dla żartu przesunął mu jego kapelusik z czubka głowy na oczy. Potem Rumun stanął na końcowej linii swojej części kortu i po prostu odmówił dalszej gry. I tak stał, czekając, co zrobi sędzia. A Hammond postępował zgodnie z przepisami. Najpierw ukarał Nastase za niesportowe zachowanie utratą punktu, potem stratą gema. I wtedy publiczność dała wyraz swojemu oburzeniu. Gdy arbiter ogłosił "3:1 dla McEnroe", kibice zaczęli skandować "2:1". Na kort poleciały puszki po piwie i kubki. Kilku krewkich kibiców usiłowało nawet wbiec na plac gry. Musiała interweniować policja. Zamieszanie trwało ponad 20 minut.

Gdy przyszła kolej na serwis Nastase, tenisista dalej stał i nie kwapił się do podjęcia gry. Gestami pokazywał, że hałas uniemożliwia mu koncentrację. Hammond zgodnie z regułami dał mu 30 sekund na wprowadzenie piłki do gry, a gdy czas upłynął, ogłosił: Gem, set, mecz McEnroe" i w ten sposób zakończył spotkanie.

- Kiedy ludzie to usłyszeli, po prostu wpadli w szał - wspomina Nastase w rozmowie z dziennikiem "New York Times". - Oni zapłacili za bilety i chcieli obejrzeć cały mecz. Nie chcieli, abym został zdyskwalifikowany.

W końcu szef turnieju Bill Talbert uznał, że vox populi, vox Dei i wbrew wszelkim regułom przegonił Hammonda ze stołka sędziowskiego i zajął jego miejsce. Mecz - nawiasem mówiąc na fantastycznym poziomie - został dokończony. McEnroe wygrał 6:4, 4:6, 6:3, 6:2.

 

Nastase wyznał później, że całą awanturę sprowokował, aby odpocząć. - Miałem wtedy 33 lata, a on [McEnroe] 20. Byłem zmęczony. Dlatego musiałem sięgnąć po każdy możliwy trik.

Za całe zajście najwyższą cenę zapłacił Hammond. Wydarzenia z US Open 1979 złamały karierę sędziego.

Jak Fibak rzucił się na McEnroe

McEnroe podczas całego meczu zachowywał się zdumiewająco spokojnie. Czekał na linii na swojej stronie kortu. Ale Amerykanin przyzwyczaił kibiców do całkiem innego zachowania. Najlepiej oddają to słowa Wojciecha Fibaka, który grał i przeciwko McEnroe i razem z nim w deblowej parze.

- Kiedyś graliśmy razem w debla, w Bazylei. Pytam go wtedy: "powiedz mi, co ty wyprawiasz? Przecież widzowie przychodzą cię podziwiać, dlaczego im ubliżasz?". Odpowiedział mi, że musi się nakręcić. "Muszę nienawidzić przeciwnika, sędziego, widzów, wszystkich. Tylko wtedy wygram" - powiedział Fibak kilka lat temu w wywiadzie dla Sport.pl.

McEnroe potrafił doprowadzić do furii nawet grzecznego i rycerskiego dla rywali Fibaka. Polak tak opisuje wydarzenia z turnieju w Houston: - Przegrałem seta, ale nagle czuję, że dobrze mi się gra i mogę nawiązać walkę. Gdy wygrałem drugiego seta, coś w nim pękło, przy 3:0 dla mnie w trzecim secie zaczął mnie obrażać, wyzywać od "komunistów" i "polskiej kiełbasy". Próbowałem udawać, że to do mnie nie dociera, ale w końcu i ja straciłem nerwy. Wziąłem rakietę i wymachując nią, zacząłem go gonić. I tak ścigałem go po tej hali na oczach 10 tys. widzów. W końcu wróciliśmy do gry, ale oczywiście przegrałem. Udało mu się mnie sprowokować. I to jeszcze ja dostałem upomnienie i punkt karny, bo za długo zmieniałem rakietę w tie-breaku. Tak mnie to rozzłościło, że w szatni rzuciliśmy się na siebie, rozdzielił nas największy wówczas tenisowy siłacz Slobodan Żivojinović.

Najsłynniejszy wybuch złości McEnroe zademonstrował podczas turnieju w Sztokholmie w 1984 r. Po tym jak nazwał sędziego "kretynem", został ukarany stratą punktu, co spotkało się z brawami publiczności. Po następnej piłce Amerykanin stracił swoje podanie i wpadł w furię. Uderzył rakietą w swoją torbę i zdemolował swój stolik, rozlewając napoje i rozrzucając butelki po całym korcie. Sędzia ukarał go stratą gema. McEnroe był tak wściekły, że zrozumiał, iż sędzia go zdyskwalifikował. Leif Ake Nilsson pozwolił mu jednak grać dalej. Amerykanin ostatecznie wygrał ten mecz z Andersem Jarrydem, a potem cały turniej.

 

Pan Wstrętny

Nastase potrafił nie tylko wyzywać sędziego, lecz także grozić mu, że go zabije. Był w stanie nawet podejść do stołka sędziowskiego i zacząć go przestawiać, nie zważając na to, że może zrzucić z niego arbitra. Jedną z takich sytuacji wspomina Fibak: - Przy zmianie stron patrzę, a Nastase podchodzi do stołka, na którym siedzi sędzia, starsza kobieta, i zaczyna nim trząść. Ona przerażona, ja przerażony, a on: "I co, będziesz teraz bohaterem i uratujesz panią?". Awantura trwała pięć minut. Kompletnie wybiło mnie to z równowagi. Wygrał w dwóch setach. Taki był, potrzebował awantury, żeby sobie pomóc.

Rumun wyprowadził z równowagi nawet uznawanego za wzór sportowca Arthura Ashe'a. Amerykanin poddał mecz, w którym był o krok od zwycięstwa. Podczas turnieju w Sztokholmie w 1974 r., prowadził 1:6, 7:5, 4:1 i w końcu nie wytrzymał wygłupów rywala i zszedł z kortu. Nastase przed ponad dwie minuty nie wznawiał gry. Najpierw zaserwował, gdy na korcie była piłka, której nie zdążyli uprzątnąć chłopcy do podawania piłek. Sędzia kazał powtórzyć punkt. Rumun zaczął protestować, bo zdobył punkt. Jeden z kibiców zakrzyknął wtedy, by Nastase wrócił do gry. Wtedy tenisista kazał mu się zamknąć, później wdał się z rozmowę z innym fanem. W końcu, gdy już miał serwować, krzyknął: "Panie Ashe, jest pan gotowy?". I tak cztery razy. Ashe nie wytrzymał. Gdy Amerykanin zszedł z kortu, sędzia zdyskwalifikował również Nastase za przedłużanie rozpoczęcia gry. Mecz zakończył się obustronnym walkowerem.

Z powodu swojego zachowania Rumun nazywany był "Mr. Nasty", czyli "Panem Wstrętnym". Kontrowersje wywołuje do dziś. Po jego karygodnym zachowaniu wobec brytyjskich dziennikarzy i tenisistek przed meczem w Pucharze Federacji Rumunia - Wielka Brytania został zawieszony przez Międzynarodową Federację Tenisa do lipca 2021 roku.

Największy playboy wśród tenisistów

Magazyn "Maxim" umieścił Nastase na szóstym miejscu wśród dziesiątki "Żyjących Legend Seksu". Podobno Rumun spał w swoim życiu z ponad 2,5 tysiącami kobiet. Tak napisał w autobiografii. Później Nastase skorygował tę liczbę do 800-900.

Ale za największego hedonistę i playboya wśród tenisistów tamtych czasów uchodził Vitas Gerulaitis, zwycięzca 25 zawodowych turniejów w karierze. Amerykanin pochodzenia litewskiego umawiał się na randki z aktorkami i modelkami. Do wczesnych godzin rannych balował w najmodniejszym wówczas klubie w Nowym Jorku - Studio 54. Nie krył się z zażywaniem kokainy, co zaprowadziło go nawet przed sąd, który go uniewinnił od zarzutu handlu narkotykami. Był przyjacielem Andy'ego Warhola i Rolling Stonesów.

- Ostro imprezował, ale robił to tylko w okresie przerwy między sezonami. Szalał przez kilka tygodni, a potem karał się przez miesiąc ciężkimi treningami po osiem godzin dziennie. Jego etyka pracy w okresach, gdy nie imprezował, była nie do uwierzenia - wspomina Brytyjczyk John Lloyd, który był przyjacielem Gerulaitisa.

Jednym z największych przyjaciół Gerulaitisa w tenisowym światku był Bjoern Borg, pięciokrotny zwycięzca Wimbledonu. Razem podróżowali, trenowali i imprezowali. Pięć lat młodszy od Gerulaitisa McEnroe tak wspomina ich pierwsze wspólne wyście w miasto: "Uczciłem tę okazję, pozwalając sobie na coś, czego wcześniej nie próbowałem (nie ważne co to było). Następną rzeczą, którą pamiętam, to to, że Vitas i Bjoern odwieźli mnie z powrotem do hotelu. Czułem się chory, ale było mi cudownie: przeszedłem inicjację" - napisał McEnroe w swojej autobiografii.

Taki to był ten tenisowy światek złych chłopców sprzed lat.

Finał tego słynnego meczu McEnroe z Nastase w US Open 1979 też był "przeuroczy". Nastase z dziewczynami uwieszonymi za jego ramiona po obu stronach wpadł do szatni i odnalazł McEnroe. - Zawołał do mniej "Hej, McAroni gdzie idziemy na kolację?" - wspominał Amerykanin. - I nagle z facetem, któremu miałem ochotę przed chwilą skręcić kark, wylądowałem na resztę nocy w Patrick’s Pub w Little Neck.

Wiêcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.