Piłka nożna już podbiła Amerykę. USA stały się największą dojną krową świata

Gdyby zainteresowanie amerykańskich kibiców skupiło się na krajowej lidze, to MLS przegoniłaby konkurencję europejską o kilka długości.

Kiedrosport autorstwa dziennikarza Sport.pl Michała Kiedrowskiego to cykl tekstów o sporcie, jego okolicach i dyscyplinach, o których rzadko można przeczytać w polskim internecie. Co wtorek o 19:00 na Sport.pl i Gazeta.pl.

Major Soccer League ogłosiła w poniedziałek kolejne amerykańskie miasta, które dołączą do ligi. W 2020 roku będą to Inter Miami i drużyna z Nashville. W 2021 zespół dostanie Austin w Teksasie, a w 2022 - St. Louis. MLS już teraz jest największą profesjonalną ligą na świecie, jeśli chodzi o liczbę zespołów. A ma mieć ich jeszcze więcej. Docelową liczbą zespołów ma być 30 - tyle, ile liczy amerykańska liga baseballa MLB.

Gwiazdą MLS jest obecnie Wayne Rooney, ale ma propozycję, by wrócić do Anglii:

Zobacz wideo

Biznes czy piramida finansowa

Krytycy twierdzą, że jak na razie MLS przypomina raczej piramidę finansową, a nie tradycyjne sportowe biznesy takie jak NFL czy NBA. A to dlatego, że największym źródłem przychodów dla ligi jest przyjmowanie nowych członków, a nie sprzedawanie biletów czy transmisji telewizyjnych. Nowy właściciel klubu w St. Louis musi zapłacić 200 mln dolarów za dołączenie do ligi. Wcześniej ta kwota była o 50 mln dolarów niższa.

Rok 2022 ma być dla MLS datą przełomową. Wtedy kończy się obecna ośmioletnia umowa telewizyjna ligi, która daje klubom zaledwie 90 mln dolarów rocznie. To, co prawda trzy razy więcej niż poprzednio, ale daleko mniej niż mają czołowe piłkarskie ligi świata. Nawet Bundesliga, która pod tym względem znacznie ustępuje np. Premier League, ma kontrakt prawie 15 razy lepszy. To może się wydawać dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę, że w USA jest więcej kibiców piłkarskich niż w jakimkolwiek kraju Europy. I to więcej o dziesiątki milionów.

Piłka nożna podbiła USA

Tak! Piłka nożna już dawno podbiła USA, choć w tym kraju popularnością ustępuje ona futbolowi amerykańskiemu, koszykówce i baseballowi. Ale jest już prawie na poziomie hokeja na lodzie. W ostatnim sondażu firmy Gallup z kwietnia 2019 r. 31 procent Amerykanów uznaje siebie za kibiców piłkarskich (w badaniu można było wskazać więcej niż jeden sport), to tylko o jeden procent mniej niż wskazuje siebie jako fanów hokeja na lodzie. We wcześniejszym badaniu, w którym trzeba było wskazać swój ulubiony sport do oglądania, piłka nożna miała 7 procent popularności przy zaledwie 4 hokeja na lodzie. W dodatku im niższa grupa wiekowa tym fanów piłki nożnej w badaniu było więcej. Liczbę kibiców piłki nożnej w USA można więc spokojnie określić na poziomie 90-100 mln tych, którzy tą dyscypliną sportu interesują się co najmniej trochę i ok. 20 mln kibiców zgorzałych. I tu warto powtórzyć. Na takie zainteresowanie piłka nożna nie może liczyć w żadnym z krajów Europy. 

Jeszcze jeden przykład. Ostatnie mistrzostwa świata. Mimo bardzo niekorzystnej pory i braku amerykańskich piłkarzy na mundialu, finał w USA oglądało więcej kibiców niż np. w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Włoszech.

Dlaczego więc jest tak, że roczne przychody hokejowej NHL są dużo wyższe niż przychody Bundesligi, Serie A czy ligi hiszpańskiej, a MLS pod tym względem jest na poziomie ligi holenderskiej?

Ameryka skolonizowana

Przyczyną takiego stanu rzeczy jest plemienność, albo jak to się bardziej naukowo mówi swoisty trybalizm. Amerykański naród piłkarski podzielony jest na wiele plemion, które mają niewielkie części wspólne. Z jednej strony są fani lig europejskich przede wszystkim - angielskiej. Drugim plemieniem są fani ligi meksykańskiej, która pod względem oglądalność w USA bije wszystkie inne ligi piłkarskie. Trzecią dużą grupę stanowią fani klubów MLS. Bardzo ciekawe dane podał w kwietniu portal worldsoccertalk.com. Jeśli chodzi o tzw. skumulowaną oglądalność w ogólnokrajowych telewizjach (otwartych i kablowych) liga meksykańska ma dwa razy więcej widzów niż Premier League, a liga angielska dwa razy więcej widzów niż MLS.

Można powiedzieć, że USA pod względem piłkarskim zostały skolonizowane przez Europę, która oferuje produkt lepszej jakości i Meksyk, który oferuje produkt bliższy kulturowo latynoskim mieszkańcom Stanów Zjednoczonych, którzy stanowią już prawie 20 procent populacji kraju.

I jak przed wiekami na Stary Kontynent płynie z Nowego Świata strumień pieniędzy. Premier League za transmisje w USA zarabia ok. 165 mln dolarów rocznie, Liga Mistrzów - 60 mln, FIFA - 550 mln za jedną edycję mundialu, UEFA - 110 mln za Euro 2020 i Ligę Narodów, liga meksykańska - 85 mln. Tylko wymienione rozgrywki wypompowują z USA prawie pół miliarda dolarów rocznie. A do tego dochodzą umowy sponsorskie z amerykańskimi firmami, przedsezonowe mecz klubów europejskich i latynoskich itd. Amerykański rynek daje reszcie piłkarskiego świata setki milionów dolarów

Owszem można powiedzieć, że Anglicy, Niemcy czy Hiszpanie płacą za transmisje piłkarskie w ujęciu globalnym więcej, ale praktycznie wszystkie te pieniądze, co do grosika wracają do klubów w tym kraju. Amerykańskie dolary zasilają przede wszystkim kluby zagraniczne. Dlatego MLS długo jeszcze pozostanie ubogim krewnym lig europejskich.

I jedynym ratunkiem dla MLS jest postawienie na lokalnych kibiców. Stąd dążenie do rozszerzenia ligi o kolejne miasta i stany. To właśnie na tej lokalności opiera się przede wszystkim sukces lig MLB, drugiej najbogatszej sportowej ligi świata. MLS ma szansę powtórzyć jej sukces. Przecież gospodarka Kalifornii większe jest niż PKB całej Wielkiej Brytanii, a Teksas prawie dorównuje pod tym względem Włochom, a Nowy Jork bije Hiszpanię. Jeśli każda z drużyn MLS osiągnie popularność na swoim lokalnym rynku, to wtedy: drżyj Europo!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.