Ryoyu Kobayashi pobił rekord skoczni i znowu przechodzi do historii! Czy ta kariera może się zatrzymać?

Skoki narciarskie zyskały nowego dominatora, którego znakomity sezon będzie się wspominać przez kolejne lata. Ryoyu Kobayashi wygrał w tej zimy wszystko poza mistrzostwem świata. Na koniec poleciał jeszcze 252 metry i zabrał rekord Letalnicy Kamilowi Stochowi. Czy taki sezon można powtórzyć? - Mam nadzieję, że nie zdominuje kolejnych lat - śmiał się Stoch.
Zobacz wideo

Były jakby od niechcenia, bez wysiłku, ale z olbrzymią gracją i pewnością zwycięstwa, nawet mimo zdarzających się błędów – mowa  o skokach Ryoyu Kobayashiego, które dawały mu zwycięstwa w sezonie 2018/2019. Japoński skoczek z marszu wskoczył do panteonu sław skoków narciarskich i na stałe wpisał się do historii tej dyscypliny. Japończyk zwykle mało mówi, ale zrobił już bardzo dużo. Wygrał Turniej Czterech Skoczni i został trzecim zawodnikiem w historii, który wygrał wszystkie cztery konkursy, zwyciężył także w turnieju Raw Air, Willingen Five i Planica Seven. Sięgnął też po małą kryształową kulę za loty. Nie udało się tylko na mistrzostwach świata, bo z Seefeld wyjechał z jednym medalem – brązowym w drużynie. Niepowodzenie na czempionacie odbił sobie jednak nowym, wysadzanym brylantami etui na Iphone’a.

Kobayashi może i sprawia wrażenie mało rozgarniętego chłopca, ale gdy siada na belce wstępuje w niego prawdziwy kiler, który w pierwszej części sezonu nie dawał żadnych szans rywalom. Mimo że w środku sezonu z formą było już gorzej, to końcówka rywalizacji znowu należy do niego. Wygrał przecież turniej Raw Air, a na zakończenie weekendu w Planicy popisał niebotycznym rekordem skoczni. Poleciał 252 metry i zabrał rekord Kamilowi Stochowi, który przed dwoma laty lądował pół metra bliżej.

Wszyscy zadają sobie pytanie, czy Kobayashi może w podobnym stylu zdominować kolejne sezony – Ja mam nadzieję, że nie zdominuje (śmiech). Był niesamowity. Oglądanie jego skoków sprawiało wielką przyjemność. Nawet w końcówce sezonu, gdy wydawało się, że może dopaść go zmęczenie, a on wygrywał wszystko. Życzę mu przede wszystkim dużo zdrowia i rozwoju – mówi Kamil Stoch po sezonie 2018/2019.

Czy powtórzy to za rok?

Wybuch jego wspaniałej formy nie jest jednak przypadkiem, bo Japończyk już w poprzednim sezonie dawał znać, że dobra forma czai się tuż za rogiem. To przecież on pobił rekord olimpijskiej skoczni w Pjongczangu, a w konkursach olimpijskich zajmował dobre 7. i 10. miejsce. Sezon 2017/2018 był dla niego także dużym przełomem, bo wreszcie regularnie zaczął zdobywać punkty w Pucharze Świata. I właśnie ten stały rozwój może oznaczać, że Kobayashi nie będzie tzw. meteorem, który zabłyśnie na moment, a potem wszyscy o nim zapomną. Takich, którzy wygrali jeden konkurs i już nigdy więcej nie potrafili tego powtórzyć było sporo. Wśród nich są takie osoby, jak Rok Benković, Rok Urbanc czy Fumihisia Yumoto. Kobayashi jest jednak zupełnie innym przypadkiem, bo każde zwycięstwo potwierdzał kolejnym, a gdy eksperci mówi „teraz to już na pewno się skończy” on znowu wygrywał i zaskakiwał cały skokowy świat.  - Takich zawodników potrzeba w Pucharze Świata, bo to do nich należy równać. Żaden zawodnik nie jest jednak niepokonany. Widać to było na przestrzeni lat. Widać było, że ktoś może zdominować sezon, ale raczej nie zdominuje dekady – dodał Stoch.

„Leń” – mógł odmieniać przez przypadki

Talent Kobyashiego został dostrzeżony blisko osiem lat temu przez fińskiego trenera Janne Vatainena, który od 2011 roku współpracował z japońskimi skoczkami z grupyTsuchiya. Trenerzy przez lata zarzucali Kobayashiemu jednak brak odpowiedniej motywacji do treningów i niezbyt poważne podejście do uprawianego sportu. - Od dawna go próbowałem zapędzić do cięższej pracy, ale nie był zachwycony - mówi Vaatainen. Od kiedy zrozumiał, że trzeba robić więcej niż tylko jeździć Porsche, stał się całkiem dobry – mówił Vaatainen przed Turniejem Czterech Skoczni w „Tiroler Tageszeitung”.

 – To prawda, że Porsche Cayenne odciągało Cię od treningów? – pytał dziennikarz Kobayashiego po Turnieju Czterech Skoczni. – Nieprawda, to było Porsche Cayman – rzucił Ryoyu Kobayashi w swoim luzackim stylu.

Lekcja pokory i nauka podstaw

Trenerzy przez kilka lat trzymali go pod kloszem, bo Kobayashi dopiero w 2016 roku został wysłany na zawody Pucharu Świata i od razu było to kolorowe (jak ekstrawaganckie ubrania Ryoyu) Zakopane. Młody skoczek już wtedy pokazał się z dobrej strony, bo zajął bardzo wysokie – siódme miejsce. Miało to być tylko przetarcie przed mistrzostwami świata juniorów, jak się później okazało – znakomitymi dla Kobayashiego. Ryoyu wrócił z nich z dwoma medalami i od razu wywalczył sobie miejsce w pierwszej drużynie. Kolejny sezon był jednak dla niego prawdziwą katorgą. Zawodnik wystąpił we wszystkich 26 konkursach, ale nie udało mu się zdobyć nawet punktu. Kobayashi poświęcił jednak ten czas na naukę i sam wielokrotnie przyznawał, że obserwował najlepszych skoczków i starał się wziąć dla siebie najlepsze elementy. Dziś już wiemy, że 22-latek nie tylko jest świetnym obserwatorem, ale ma także niezwykle rozwiniętą pamięć ruchową, dzięki której mógł być aż tak powtarzalny w piku swojej wielkiej formy. 

Odchodzi trener, który wyzwolił jego potencjał

Ryoyu Kobayashi podkreśla, że zupełnie zmienił podejście do treningów, ale wydaje się, że w uwolnieniu jego potencjału pomogła także zmiana na stanowisku trenerskim. Z reprezentacją po wielu latach pożegnał się Tomoharu Yokohawa, a jego miejsce zajął mało doświadczony były skoczek Hideharu Miyahira. Adam Małysz twierdzi, że Japończycy zmienili swoje przygotowania do zawodów, a część pomysłów zaczerpnęli z obserwowania kadry Stefana Horngachera. Japończycy nadążyli także za wojną sprzętową, co w ostatnich latach było dużym problemem. Teraz każda drużyna ma w swoich szeregach trenera odpowiedzialnego tylko za szycie i dopracowanie kombinezonów, a u Japończyków tę rolę pełni Norweg Stian Andre Skinnes. Gdy mu jednak nie szło, jak w czasie mistrzostw świata w Seefeld nagrania swoich skoków wysyłał do klubowego trenera Janne Vaatainena i to jego prosił o rady dotyczące skoków. Fin zdecydował jednak, że po sezonie odchodzi z japońskiego klubu i teraz będzie chciał znaleźć pracę w Europie i właśnie to może być największa przeszkoda w utrzymaniu formy przez Kobayashiego.

Wszyscy podkreślają jednak, że potencjał fizyczny ma ogromny, a swoją lekkością skoków przypomina młodego Gregora Schlierenzauera, który również wygrywał z kim chciał i kiedy chciał, nawet mimo popełnianych błędów. Podobnego sezonu jak ten raczej nie da się powtórzyć, ale wszystko wskazuje na to, że kolejnych latach Kobayashi nadal będzie czołowym skoczkiem Pucharu Świata.

Więcej o:
Copyright © Agora SA