Ekstraklasa. Nenad Bjelica: W Poznaniu tworzą sztuczną presję. Oczekują mistrzostwa, choć brakuje im argumentów

- Lech Poznań nie ma argumentów, aby żądać mistrzostwa. Takie ma Legia Warszawa, albo Dinamo. Kolejorz może o tytuł walczyć, może o nim marzyć, ale nie powinien oczekiwać, że piłkarze go zdobędą. To sztuczna presja - mówi nam trener Dinama Zagrzeb Nenad Bjelica.
Zobacz wideo

Sebastian Staszewski: Do końca sezonu ligi chorwackiej pozostało trzynaście kolejek, a Dinamo Zagrzeb już jest niemal pewne zdobycia mistrzostwa. Jakby tego było mało, w czwartek pana zespół pokonał w Lidze Europy Benficę Lizbona. Sukces goni sukces.

Nenad Bjelica: Dla mnie to nie jest jakaś niespodzianka, bo na wysokim poziomie piłkarze są już od ośmiu, dziewięciu miesięcy. Stworzyliśmy w Dinamie szeroką, wyrównaną kadrę. W tej chwili mam do dyspozycji 27 zawodników. Postawiliśmy na dyscyplinę i organizację gry, których kiedyś czasami brakowało. Umiejętności piłkarze Dinama mieli od zawsze, ale poza talentem musi być także porządek. Teraz to się zmieniło i są efekty. W meczu z Benficą od pierwszej do ostatniej minuty wiedzieliśmy, co mamy robić i dzięki temu rywale nie byli w stanie rozwinąć skrzydeł. W niedzielę mamy kolejną ważną grę – z Rijeką. Jeśli wygramy, to nasza przewaga urośnie do siedemnastu punktów. Wtedy już będziemy mistrzami Chorwacji.

Czy mimo wygranej 1:0 w Zagrzebiu, Dinamo będzie faworytem lizbońskiego rewanżu?

- Faworytem jest Benfica, bo to klub mający wspaniałych piłkarzy, dużą jakość. Ale myślę, że skoro potrafiliśmy pokonać Viktorię Pilzno, to dlaczego nie mamy dać sobie rady z Benficą? Przecież w Zagrzebiu mogliśmy wygrać 3:0, mieliśmy kilka świetnych okazji. Portugalczycy stworzyli sobie może z jedną. Mamy małą przewagę, która nic nie znaczy i dalej musimy być skoncentrowani tak, jakbyśmy grali o mistrzostwo świata. Ale zapewniam, że nie pękamy.

Po raz pierwszy w tym sezonie Ligi Europy od początku zagrał Damian Kądzior. To duża niespodzianka, bo Polak przez ostatni miesiąc zmagał się z kontuzją kostki

- Miał trochę problemów, ale od trzech tygodni wprowadzamy go do gry; występował nie tylko w lidze, ale i w drużynie juniorów. Zdało to egzamin, bo przeciwko silnemu rywalowi był pewnym ogniwem drużyny, zagrał na bardzo dobrym poziomie i mógł nawet strzelić bramkę.

Ale wcześniej na boisko wchodził tylko z ławki. I to rzadko.

- Damian jesienią miał tylko jeden problem. Ten problem nazywa się Izet Hajrović. To był nasz najlepszy piłkarz. Gdyby nie on, jestem przekonany, że Damian dostałby dużo więcej szans.

Czy według pana Kądzior zasłużył już na poważną szansę w reprezentacji Polski?

- Na pewno jest gotowy, aby grać w podstawowym składzie: i psychicznie, i fizycznie. Musi tylko być cierpliwy i czekać na moment, gdy trener mu zaufa. Wiem, że w końcu to się stanie. Nie da się przecież ignorować zawodnika, który jest najlepszym asystentem w swojej lidze.

Wciąż śledzi pan to co dzieje się w Lechu Poznań?

- Nie mam ostatnio zbyt wiele wolnego czasu, ale tabelę ligi znam. W Turcji była okazja, aby przyjrzeć się grze Lecha, obejrzałem aż cztery sparingi. I myślę, że Kolejorz w końcu odpali. Życzę im powodzenia, bo w Poznaniu wciąż mam przyjaciół. Spędziłem tam kapitalny czas.

Zabrakło panu tylko trofeów. Z drugiej strony po roku pracy w Zagrzebiu ma pan na koncie mistrzostwo i puchar Chorwacji, a za chwilę w gablocie pojawi się kolejny tytuł.

- Chciałem zdobyć mistrzostwo Polski, ale nie wyszło. Powodów było wiele i nie chcę znów do nich wracać. Lech to poważny klub, ma wyjątkowych kibiców, ale nie powinien tworzyć sztucznej presji na zdobycie tytułu. Taka presja może być w Zagrzebiu albo w Warszawie, w zespołach, które mają najlepszych zawodników, największe budżety. Obecnie Lech nie ma argumentów, aby żądać tytułu. Może o niego walczyć, może o nim marzyć, ale nie powinien oczekiwać, że piłkarze wygrają mistrzostwo. Gdyby ktoś w Rijece powiedział, że klub musi wygrać ligę, to uznaliby go za wariata. Dla mnie to przeszłość, ale wciąż czuję frustrację, bo miałem możliwość dania rodzinie Lecha wiele radości, ale to się nie udało. Uważam jednak, że praca, którą wykonałem, była dobra. Zbudowaliśmy Bednarka, Kownackiego, Gumnego.

Trenerzy się zmieniają, a problemy Kolejorza wciąż są te same. Może to wina piłkarzy?

- Myślę, że to dobrzy zawodnicy. Udowadniali to wielokrotnie. Po 30. kolejkach byli przecież na pierwszym miejscu. Później nie wytrzymali wspominanej presji. To typowe dla tego klubu. Raz wygrywa z Legią, raz przegrywa z Piastem Gliwice. To nie jest kwestia umiejętności, a mentalności. W Zagrzebiu mam całkiem innych zawodników, dużo silniejszych psychicznie.

W czym tkwi więc sekret sukcesów Lechii Gdańsk, która pędzi ku mistrzostwu Polski?

- Lechia nie ma lepszej drużyny od Lecha. Różnica polega na tym, że w Gdańsku nikt nie żąda tytułu. Nie uda się, to trudno – tak mówią. A w Poznaniu mistrz „musi być”. Piotr Stokowiec to mądry trener, na pewno nie pompuje balonika. Nie tworzy niepotrzebnej presji. Dlatego w Poznaniu muszą zmienić nieco swoje podejście. Kiedy to się stanie, klub zacznie wygrywać.

Gdzie więc Lech skończy Ekstraklasę?

Moim zdaniem mistrzem będzie Lechia, Legia będzie druga, a Lech zajmie trzecie miejsce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.