Dominikowi Furmanowi grożą trzy lata pozbawienia wolności

Podlaska policja przyjrzy się zajściu, do którego miało dojść w trakcie sobotniego meczu Jagiellonii z Wisłą Płock, kiedy Dominik Furman miał nazwać Tarasa Romanczuka "banderowcem." - Policjanci skontaktowali się z zawodnikiem Jagiellonii Białystok, który ostatecznie w niedzielę stawił się na komendzie i złożył zeznania - w rozmowie z "WP Sportowymi Faktami" powiedział nadkomisarz Tomasz Krupa.
Zobacz wideo

Sporu na linii Taras Romanczuk - Dominik Furman ciąg dalszy. Przypomnijmy, że po sobotnim meczu Jagiellonii Białystok z Wisłą Płock (1:0) pomocnik gospodarzy stwierdził, iż rywal nazwał go "banderowcem."

Chociaż Furman w specjalnym oświadczeniu wszystkiemu zaprzeczył, to sprawie i tak przyjrzy się PZPN. Po zakończeniu tego postępowania sprawie przyjrzy się również ekstraklasowa Komisja Ligi.

To jednak nie koniec wyjaśniania zajścia. Sprawie bowiem przyjrzy się również policja. Rzecznik Podlaskiej Policji, nadkomisarz Tomasz Krupa, w rozmowie z "WP Sportowymi Faktami", przyznał, że Romanczuk zdążył już nawet złożyć zeznania. Jeśli te okażą się prawdziwe, Furmanowi grozić będą nawet trzy lata pozbawienia wolności!

- O całej sprawie dowiedzieliśmy się z przekazów medialnych, po wywiadzie udzielonym przez piłkarza Jagiellonii Białystok. Już sam ten fakt warunkował rozpoczęcie czynności, ponieważ mówimy o przestępstwie ściganym z urzędu. Do ich rozpoczęcia nie jest więc wymagany wniosek osoby pokrzywdzonej - powiedział Krupa.

- Policjanci skontaktowali się z zawodnikiem Jagiellonii Białystok, który ostatecznie w niedzielę stawił się na komendzie i złożył zeznania. Opowiedział w nich o całym tym zdarzeniu na płycie boiska, które wydarzyło się w 86. minucie. Z jego relacji wynika, że został znieważony z powodu przynależności narodowościowej przez piłkarza drużyny przeciwnej. Rozpoczęliśmy też kolejne czynności. Nie mam jeszcze wiedzy czy to się już stało, ale śledczy z Komendy Miejskiej będą m.in. występować do stacji telewizyjnej o udostępnienie nagrań z mikrofonów i kamer wokół boiska, które mogły zarejestrować to zdarzenie. Na tę chwilę to tyle - dodał.

Działania policji mają na celu sprawdzenie, czy na boisku w Białymstoku nie doszło do popełnienia przestępstwa z art. 257 Kodeksu Karnego. Mówi on, że "kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."

Więcej o:
Copyright © Agora SA