Ekstraklasa. Trener Wisły Kraków: Piłkarze mają prawo odejść. Ale wierzę, że klub zostanie uratowany

Piłkarze mają prawo odejść. Przychodzą do mnie i mówią, że mają różne zapytania, sygnały. To dorośli ludzie i muszą podejmować dorosłe decyzje. Tak jak Zdenek Ondrasek. Prawo wyboru pozostawiłem zawodnikom - mówi Sport.pl trener Wisły Kraków Maciej Stolarczyk.
Zobacz wideo

Wisła Kraków stoi na skraju bankructwa. Jeśli klub w najbliższym czasie nie spłaci długów, to nie dostanie licencji na grę w ekstraklasie. Jedynym ratunkiem dla klubu jest znalezienie inwestora, który spłaci najpilniejsze długi. Piłkarze nie otrzymują pensji od kilku miesięcy i niedługo będą mogli rozwiązać umowy z winy klubu.

Sebastian Staszewski: W piątek Wisła Kraków zagra po raz ostatni w tym roku. Wierzy pan, że po przerwie zimowej będzie miał pan do czego wrócić? Sytuacja jest krytyczna.

Maciej Stolarczyk: Wierzę.

Skąd bierze się ta wiara?

Wiem, że są prowadzone rozmowy. I uważam, że uda się doprowadzić je do końca. Nie wnikam w to, kto jest tym tajemniczym inwestorem, ale szansa na uratowanie klubu jest.

I planuje pan dalej, niż do końca roku?

Mamy zaplanowane przygotowania w Myślenicach. Zgrupowanie rozpocznie się 9 stycznia.

W szatni kwestia niezapłaconych pieniędzy to temat numer jeden?

Niestety coraz częściej pojawiają się tematy inne, niż piłkarskie. Rozmawiamy o problemach, których nie powinno być wśród zawodowych piłkarzy. Ale są. Gdy kwestie socjalne okazują się ważniejsze od sportowych, to znaczy, że nie jest dobrze. A tak jest ostatnio codziennie.

Da się z tym walczyć?

Nie da. Wyobraźcie sobie, że przez kilka miesięcy nie otrzymujecie wynagrodzenia. Nie da się od tego odciąć. Nawet jeśli jesteś pozytywną jednostką, to w końcu musi cię to dotknąć.

Panu klub płaci regularnie?

Powiem tak: we wszystkich kwestiach jestem z zespołem.

Pożyczał pan pieniądze swoim piłkarzom? Niektórym od dawna nie starcza na rachunki.

Kiedy słyszę, że jest jakiś poważny problem, to staram się reagować. Wiem, że chłopcy sami pożyczają sobie pieniądze, ale są też piłkarze, którym zaczęło brakować nawet na codzienną egzystencję. Gdy wiemy, że coś takiego ma miejsce, to klub stara się na bieżąco im pomagać.

Jak opisałby pan atmosferę panującą na Reymonta?

Specyficznie jest. Wokół nas dzieją się rzeczy, na które niestety nie mamy żadnego wpływu.

Reakcja piłkarzy, którzy w trakcie pana rozmowy z Eurosportem podeszli do telewizyjnego stanowiska i o mało pana stamtąd nie zabrali, udowodniła, że wciąż jesteście jednością.

Byłem z nich dumny. A oni wiedzieli, że nie zajmuję się szukaniem inwestora. Nie chciałem nigdy brać na siebie roli łącznika między zarządem, a zawodnikami. Byłem tylko odbiorcą wiadomości, tak samo jak oni. Widać to było chyba na obrazku. Staliśmy tam jak rodzina.

Wygrana 2:1 z Wisłą w Płocku była dla pana niespodzianką? W tabeli Ekstraklasy utrzymujecie się w czołowej ósemce.

To był moment, który wszyscy zapamiętamy. Okoliczności nie były sprzyjające. Dzień wcześniej dostaliśmy informację, że grupa biznesmenów, która miała przejąć klub, tego nie zrobi. Zwycięstwo w takim meczu dało pozytywną energię i w autokarze było weselej, niż przez ostatnie dni. W obliczu tego, co wydarzyło się w klubie, to ósme miejsce to niezły rezultat. Wielu zawodników odeszło latem, klub zmienił politykę związaną z konstrukcją zespołu. Później przyszły problemy. Mimo wszystko udaje nam się utrzymać w czołówce.

Wisłą ma potencjał, aby ósme miejsce obronić aż do 30. kolejki?

Wszystko jest możliwe, choć przed nami jeszcze bardzo dużo pracy. Nie wiem też co z kadrą.

Bo wie pan, że kilku piłkarzy chce odejść z Wisły zimą?

Wiem.

Namawia ich pan na pozostanie?

Pozostawiłem im prawo wyboru. Nie jestem kompetentny, aby cokolwiek im obiecywać.

Zdenek Ondrasek już zdecydował. Jak poinformował Krzysztof Stanowski, Czech zagra w FC Dallas.

Tak, rozmawiałem ze Zdenkiem, od razu mnie o tym poinformował. To było jego prawo, mógł z niego skorzystać. Kończył mu się kontrakt, a jego przyszłość w Wiśle była niewiadomą i zdecydował, że zmieni klub. Wypada mu pogratulować, bo otrzymał dobrą ofertę z ciekawej ligi. Inni zawodnicy też mają prawo odejść. Przychodzą do mnie i mówią, że mają różne zapytania, sygnały. To dorośli ludzie i muszą podejmować dorosłe decyzje.

Do pana dzwonili już prezesi klubów z Ekstraklasy?

Nie.

A jak zadzwonią, to pan z nimi porozmawia?

Nigdy nie rozpatrywałem takiego scenariusza i na razie nie chcę rozpatrywać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.