Jagiellonia Białystok - Zagłębie Lubin 0:4. Mądre bieganie, szybkie myślenie

Płynność, dynamika, odwaga. Te trzy elementy brzmią niesamowicie prosto, ale właśnie ich połączenie sprawiło, że grę Miedziowych oglądało się z przyjemnością.
Zobacz wideo

Ofensywna obrona

Sprowadzenie zwycięstwa lubinian tylko do lepszego przygotowania motorycznego byłoby krzywdzące. Chociaż faktycznie szybsza reakcja, a dzięki niej kilka sekund więcej na reorganizację ustawienia, odegrała kluczową rolę w realizacji planu, to stanowiła jeden z wielu punktów, który należało „odhaczyć”. Tę mądrość w grze, a nie bazowanie na sile, bardzo dobrze widać w zadaniach, jakie realizowali Balić i Kopacz.

Trener Ben van Dael postawił na czwórkę z tyłu (Kopacz, Guldan, Oko, Balić) i dość ofensywnie usposobiony środek pola (Slisz, Starzyński, Jagiełło). Żeby tego było mało, dwóch defensorów regularnie uczestniczyło w atakach swojej drużyny.

.. .

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na rolę Kopacza. Szkoleniowiec od czterech meczów wystawia go na prawej obronie, mimo że przeważającą większość spotkań w karierze rozgrywał w okolicach jej środka. Tego typu manewr był już testowany, ale dosłownie kilkakrotnie w Górniku Zabrze, za trenera Ojrzyńskiego. Tymczasem w Białymstoku okazało się, iż 26-latek świetnie odnajduje się na flance.  I nie świadczy o tym jedynie asysta przy bramce Bohara, ale przede wszystkim bardzo konsekwentna gra – jego dośrodkowania sprawiały sporo problemów przeciwnikowi.

Chociaż manewr z ofensywnym bocznym obrońcą jest dość popularny, to sama decyzja sztabu Zagłębia zasługuje na pochwałę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności. Praktycznie w ostatniej chwili wypadł Dąbrowski (przeziębienie), a mimo wszystko holenderski trener postawił na Damiana Oko (debiut w pierwszym składzie) obok Guldana, a Kopacza pozostawił na flance.

.. .

Zdecydowanie mniej standardowy ruch został zastosowany w przypadku Balicia. Podczas gdy jego odpowiednik na boku defensywy skupił się na centrach, on otrzymał zadania w samym środku ofensywy i wielokrotnie przesuwał się w miejsce Tuszyńskiego lub Starzyńskiego.

Na powyższej grafice widać akcję bramkową. W pierwszym etapie Czarnogórzec dynamicznie podłącza się do ataku, nie ściągając na siebie uwagi rywala (Jagiellonia skupiona na rozegraniu Pawłowski-Bohar bliżej narożnika pola karnego). Tym samym Balić ma sporo czasu, żeby znaleźć sobie miejsce w polu karnym. Jednocześnie, kiedy przesuwa się bliżej 11. metra, jeszcze mocniej uwidacznia źle zorganizowaną defensywę białostoczan – od początku akcji Tuszyński pozostawał bez krycia, dlatego nie miał większych trudności, żeby umieścić piłkę w siatce.

Nie był to jednorazowy przypadek. Balić bardzo często – ale nie na tyle, żeby rywal uznał to za powtarzalne zagranie – uczestniczył w atakach swojego zespołu.

Futbol logiczny

Tak ofensywnie usposobiona linia obrony nie miałaby szans na sprawne działanie, gdyby nie bardzo dobra organizacja całej drużyny. Miedziowi grali bez typowego defensywnego pomocnika, który ryglowałby tyły, a mimo wszystko świetnie radzili sobie z zabezpieczaniem obrony.

Ten mechanizm powrotu był bardzo dobrze widoczny w stałych fragmentach gry, gdy Oko i Guldan ustawiali się w polu karnym gospodarzy. Wówczas na tyłach najczęściej zostawali Jagiełło i Slisz, ale nie zdarzyło się, żeby byli pozbawieni wsparcia. Cały blok przesuwał się do ataku, cały wracał w momencie zagrożenia. Jeden nie czekał na reakcję drugiego, tylko „po prostu” wykonywał swoje zadania. Dlatego tak naprawdę w tym starciu trudno rozpatrywać grę linii obrony bez udziału środkowej strefy.

Stoperzy bardzo często odrywali się od swojej nominalnej pozycji i przesuwali się kilka metrów do przodu, żeby wypchnąć rywala. Liczył się nie tylko odpowiedni moment, ale przede wszystkim pewność siebie. Dużą rolę w wysokim zwycięstwie lubinian odegrała odpowiedzialność za siebie i innych.

Kiedy Oko opuszczał posterunek, lukę wypełniał Jagiełło albo Slisz. Jeśli Balić stracił kilka sekund na powrocie, Oko nie wahał się i przesuwał do bocznego sektora, żeby zminimalizować ryzyko. Wówczas nie martwił się o pozostawienie po sobie dziury, bo ustawienie było na tyle ciasne, że zawsze ktoś zdążył zająć jego miejsce.

Miedziowi bazowali na prostym schemacie, ale właśnie ta prostota najmocniej kuleje w Ekstraklasie. Drużyny zapominają o najbardziej elementarnych zasadach, a potem wszyscy dziwią się (albo przeszli z tym do porządku dziennego), że pierwsze rundy eliminacji do europejskich pucharów stanowią wielkie wyzwanie.

Jednocześnie nie zapominano o grze piłką. Warto zwrócić uwagę na sam moment wprowadzenia futbolówki z linii obrony. Często robił to Hładun posyłając dalekie zagranie w kierunku ataku, ale zdarzało się, że pałeczkę przejmowali defensorzy i wówczas białostoczanie nieśmiało organizowali pressing. Zagłębie nie wybijało na aut. Zawodnicy zastawiali się z futbolówką i starali się dalej realizować swój plan – krótkimi podaniami, na jeden kontakt, korzystając z zalet ciasnego ustawienia.

Właśnie to stanowiło o sile Miedziowych. Przygotowanie motoryczne pozwalało złapać kilka cennych sekund, ale trener samym bieganiem nie wyrobił płynnej gry od A do Z. Przede wszystkim rzucało się w oczy konsekwentne ustawienie, które umożliwiało realizację planu.

Coś więcej niż siła

.. .

Zamiast zawahania, pewność siebie. Gdyby nie przekonanie o tym, że wsparcie zawsze musi się pojawić, lubinianie raczej nie graliby z takim rozmachem przez cały mecz. Zresztą było w tym coś więcej niż doskok. W drugiej połowie goście przeszli do wyższego pressingu, znacznie ograniczając pole manewru przeciwnikowi już w momencie, gdy wprowadzał piłkę do gry. Doskok był zorganizowany i wymierzony w punkt. Nie było w nim przypadku.

Na powyższej grafice widać, że Balić podłącza się do ataku zanim w ogóle Novikovas zorientuje się w sytuacji. Odbiór nie jest celem samym w sobie – kiedy zawodnik Miedziowych przejmuje futbolówkę, Bohar i Starzyński ustawiają się do kontynuowania ataku, a jednocześnie mogą liczyć na to, że Czarnogórzec pokaże się do podania zwrotnego bliżej pola karnego. Ostatecznie Pawłowskiemu zabrakło kilku centymetrów, żeby strzelić gola.

Jeszcze kilka meczów temu Zagłębie pewnie ładowałoby dośrodkowanie bezpośrednio po odbiorze. Robiłoby to w jednym tempie, zawodnicy kilkakrotnie układaliby piłkę na nodze, bo przecież i tak nie byłoby do kogo zagrać. Czas reakcji został znacznie skrócony, decyzje podejmowane są szybciej, ale to nie tylko wynika z tego, że lubinianie więcej biegają. Mają do pokonania znacznie mniejszy dystans, ponieważ poszczególne części formacji ustawiają się bliżej siebie. Stopniowo wyrabiany jest nawyk odpowiedzialności, a wraz z nim idzie większa pewność siebie, co z kolei przekłada się na jakość przyjęcia i podań.

Można mówić, że zadanie Miedziowych było ułatwione ze względu na zdezorganizowaną defensywę przeciwnika (brak komunikacji stoperów, Frankowski nie radził sobie na boku). To wszystko nie zmienia faktu, że zębatki w mechanizmie w końcu zaczęły działać. Wystarczy zwrócić uwagę na młodzież, która dobija się do pierwszego składu – niezależnie od pozycji, każdy z nich jest w stanie na dobrym poziomie realizować swoje zadania. I ta tendencja również bierze się z nastawienia całego zespołu. Wczoraj Guldan stanowił nieocenione wsparcie dla Damiana Oko, dlatego 21-latek miał lepszy start, a drużyna czerpała z tego korzyści (świetnie czytał grę w obronie).

Znacznie poważniejszy test czeka lubinian za tydzień, kiedy zmierzą się z Cracovią, czyli ekipą, która  w ostatnim czasie ani nie kwapi się do rozegrania, ani nie wyraża zgody na to, żeby robił to przeciwnik. Niemniej jednak trudno nie odnieść wrażenia, że dla Zagłębia przerwa (i zmiana trenera?) przychodzi w bardzo nieodpowiednim momencie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.