Ekstraklasa. Czy Wisła Kraków przetrwa? Stefański: Obecnie nie ma zagrożenia, że klub nie dogra sezonu do końca

Walka o uratowanie Wisły Kraków trwa. Działacze prowadzą rozmowy transferowe i szukają inwestora. Mimo kłopotów, wciąż jest szansa, że "Biała Gwiazda" dokończy trwający sezon.
Zobacz wideo

Wisła wróciła do Krakowa z trzema punktami z otwierającego 19. kolejkę Ekstraklasy meczu w Płocku, ale to na razie jedyna pozytywna dla klubu wiadomość w ostatnich dniach. Jak poinformowaliśmy w czwartek, wymagający jak najszybszej spłaty dług wynosi obecnie 22,6 mln zł (łącznie to niecałe 30 mln zł, ale część wierzytelności jest zabezpieczona pieniędzmi z praw telewizyjnych). I na razie nie widać wybawcy. Przejęcie klubu rozważają trzy podmioty, ale żaden z nich nie jest konkretny. Prezes Marzena Sarapata robi wszystko, aby utrzymać jak najszerszą kadrę. Nawet za cenę sprzedania zimą najcenniejszych piłkarzy (według ustaleń Sport.pl prowadzone są rozmowy w sprawie kilku z nich), by za pieniądze z tych transferów spłacić zaległości wobec pozostałych. Tyle, że najpierw Wisła musi znaleźć środki na zwrot choć część zaległości. Inaczej zawodnicy rozwiążą kontrakty i nie będzie kogo sprzedawać.

Stefański: Dziś nie ma zagrożenia, że Wisła nie dokończy sezonu

Te zaległości to 6 mln zł (zadłużenie co miesiąc wzrasta o kolejny milion). Zawodnicy Wisły nieoficjalnie przyznają jednak, że już dwie wypłaty przelane na konta uspokoiłyby nastroje i przekonałyby ich, by w grudniu nie składać pism wzywających klub do uregulowania długu. Kilka milionów złotych na wynagrodzenia piłkarzy miała przygotowane grupa inwestorów (Wojciech Kwiecień, Wiesław Włodarski, właściciele firm AntransGroup i Dasta Invest), która jednak po przeanalizowaniu dokumentów z audytu zrezygnowała z przejęcia Wisły.

Gdyby "Białej Gwieździe" udało się jednak dojść do porozumienia z piłkarzami, to widmo wycofania klubu z rozgrywek mogłoby zniknąć nawet na kilka miesięcy. Możliwość takiego scenariusza potwierdza dyrektor operacyjny Ekstraklasy Marcin Stefański. – Według naszych informacji w tym momencie nie ma zagrożenia tym, że Wisła może nie dokończyć sezonu. Wiemy, że trwają rozmowy z potencjalnymi inwestorami, a do 31 grudnia klub ma czas, aby spłacić zobowiązania wobec podmiotów określonych w Podręczniku. Wisła powinna to zrobić, aby nie zostało wszczęte postępowanie w sprawie naruszenia kryteriów – mówi nam Stefański. Mimo jego uspokajających słów, na Reymonta trwa rozpaczliwe poszukiwanie środków, które Wiśle pozwolą przetrwać. To najważniejsze dni w najnowszej historii klubu.

Piłkarze wciąż wahają się, co mają zrobić

Według naszych ustaleń, zawodnicy pisma z wezwaniem do uregulowania zaległości mieli złożyć już w mijającym tygodniu. Powstrzymały ich obietnice wypłaty pensji, złożone przez wspomnianą grupę inwestorów.– Gdyby nie te obietnice, dokumenty byłyby złożone, bo o to poprosił mnie jeden z piłkarzy – tłumaczy mecenas Jacek Masiota, były przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy. Fiasko negocjacji sprawiło jednak, że temat pism wrócił. W takim wezwaniu wyznacza się termin spłaty zaległości nie krótszy niż 14 dni. Jeśli klub nie wypłaci zaległości w terminie, zawodnik ma prawo do jednostronnego rozwiązania kontraktu. W przypadku Wisły, która na koncie nie ma złotówki, wezwanie do zapłaty będzie jednoznaczne z rozwiązaniem umowy. – Teraz piłkarze muszą zdecydować, co dalej – tłumaczy Masiota.

Zawodnicy wciąż wahają się, co powinni zrobić. – Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, bo przed meczem w Płocku byliśmy pewni, że wszystko będzie załatwione. Taką informację otrzymała rada drużyny. Teraz skupiamy się tylko na meczu, a po nim porozmawiamy co dalej – mówił nam w czwartek jeden z piłkarzy Wisły. W klubie trzyma ich przede wszystkim trener Maciej Stolarczyk, który mimo trudnych warunków stworzył świetną atmosferę. Gdyby zawodnicy pierwszej drużyny zaczęli opuszczać pokład tonącego okrętu, Wisła teoretycznie mogłaby postawić na juniorów. W młodzieżowym składzie drużyna miałaby tylko dokończyć sezon.

Pieniądze na które czekają wszyscy

Możliwy jest też czarny scenariusz. W przypadku, gdyby piłkarze zaczęli z Wisły odchodzić, a pieniędzy brakowałoby nawet na najpilniejsze potrzeby, zarząd mógłby złożyć wniosek o upadłość układową spółki. Wniosek w sądzie upadłościowym może złożyć także co najmniej dwóch wierzycieli. Oznaczałoby to, że Wisła jeszcze raz musiałaby spróbować porozumieć się w sprawie spłaty długów, ale dalej mogłaby funkcjonować. Gdyby się to nie udało, klub musiałby złożyć wniosek o upadłość likwidacyjną, a to byłoby jednoznaczne z jego końcem. Gdyby tak się stało, piłkarze czy trenerzy nigdy nie odzyskaliby należnych im pieniędzy.

Wszystkie podlegające wymogom licencyjnym długi Wisły pochodzą z ostatniego półrocza, czyli z okresu po 30 czerwca. Także zaległości wobec Carlitosa, który sprawę przeciw Wiśle skierował do FIFA. Wisła jest mu prawdopodobnie winna pensję za czerwiec oraz premię. Piłkarz wystawił jednak klubowi fakturę w lipcu. Na uregulowanie płatności napastnik Legii Warszawa być może będzie musiał poczekać nawet do marca 2019 roku, bo to do tego czasu wszystkie kluby, zgodnie z wymogami, musza spłacić zaległości z drugiego półrocza 2018.

Nad klubem niezmiennie ciążą też przegrane procesy z byłymi piłkarzami, m.in. z Milanem Jovaniciem czy Marko Jovanoviciem. Część pieniędzy odzyska za to krakowski ratusz, któremu latem udało się zabezpieczyć ok. 5 mln zł cesją praw telewizyjnych z Canal+.

Niejasny dług z czasów Bogusława Cupiała

Wartość najbardziej palących długów jest dwukrotnie mniejsza niż całe zadłużenie, wiszące nad spółką jeszcze z czasów Tele-Foniki. Te zadłużenie jest co prawda wpisane w bilans, ale posiada zabezpieczenie w postaci zapisu gwarantującego, że nie może być egzekwowane przez właściciela spółki (obecnie to Towarzystwo Sportowe), bo wierzytelność natychmiast wróci do firmy z Myślenic.

– Gdy negocjowaliśmy przejęcie długów Tele-Foniki, te wynosiły ponad 100 mln. Natomiast gdy przejęliśmy prawa od Jakuba Meresińskiego, okazało się, że on wynegocjował sobie jeszcze lepsze warunki. Część długu została umorzona w taki sposób, że przeszła na kapitał zakładowy, a reszta – ok. 40 mln zł – została sprzedana Meresińskiemu za trzy złote – tłumaczyła nam podczas październikowego wywiadu prezes Marzena Sarapata.

Nadchodzi walka o licencję. Ekstraklasa czy C klasa?

Wisła toczy walkę o przetrwanie, ale już niedługo rozpocznie kolejną: o otrzymanie licencji na przyszły sezon Ekstraklasy. Prace Komisji ds. Licencji rozpoczną się w marcu i potrwają do końca miesiąca. W tym czasie Komisja będzie analizować dokumenty za okres od lipca do grudnia, a więc ten, który niedługo się zakończy. – Proces podlega kontroli organów PZPN, czyli komisji licencyjnych. Według terminów określonych w Podręczniku datą kluczową dla oceny finansów Wisły będzie stan na 31 marca 2019 roku. W praktyce w tym czasie klub może wszystko wyprostować, spłacić zobowiązania i zachować szansę na licencję. Wtedy też organy PZPN podejmą pierwszą decyzję odnośnie dalszych losów klubu, w szczególności na sezon 2019/2020. Liczymy, że sprawę uda się pozytywnie zakończyć z korzyścią dla kibiców, wierzycieli, także dla Ekstraklasy – wyjaśnia Sport.pl Stefański. W teorii istnieje możliwość zawieszenia licencji w trakcie rozgrywek (gdyby klub rażąco naruszał przepisy), ale jak słyszymy od naszych rozmówców, ten scenariusz w tej chwili w ogóle nie jest rozpatrywany.

W przypadku gdyby klub został jednak wycofany z Ekstraklasy, będzie czekać go banicja w niższej klasie rozgrywkowej. W teorii Wisła powinna wylądować w C klasie. Wojewódzkie związki piłki nożnej, w tym wypadku Małopolski ZPN, mają jednak uprawienia pozwalające zezwalać zasłużonym klubom na grę od IV ligi. Biorąc pod uwagę zaangażowanie prezesa MZPN Ryszarda Niemca to zapewne Wisła startowałaby właśnie od piątego poziomu. Na razie w Krakowie robią jednak wszystko, aby utytułowany klub pozostał tam, gdzie jest.

Więcej o:
Copyright © Agora SA