Jak się płaci w ekstraklasie? Problemy Lechii i Wisły, Legia zalega z premią, Jagiellonia i Lech wzorami rzetelności [RAPORT]

Gdzie piłkarze najdłużej czekają na pensje, a gdzie dostają je przed czasem? Który klub zalega zawodnikom z obiecanymi premiami? Sprawdziliśmy, jak się płaci w Lotto Ekstraklasie.

Wbrew obiegowej opinii – płaci się dość rzetelnie. W większość klubów Ekstraklasy pensje przychodzą na czas, a w niektórych nawet z wyprzedzeniem. Piłkarze chronieni są uchwałą PZPN z 27 marca 2015 roku, która daje im prawo rozwiązania umowy z winy klubu, gdy ten „opóźnia się z zapłatą wynagrodzenia indywidualnego należnego z tytułu profesjonalnego uprawiania piłki nożnej za okres co najmniej dwóch miesięcy”. W teorii oznacza to, że już dwie zaległe pensje (i wysłane do klubu ponaglenie do ich zapłaty) wystarczą, aby wyrwać się z więzów niesolidnego pracodawcy.

Praktyka bywa jednak inna. Zawodnicy właściwie nie wykorzystują tego przepisu. Często kieruje nimi strach. Boją się, że przez wiele miesięcy i tak nie zobaczą pieniędzy, a przez konflikt z klubem nie będą mieli gdzie trenować i wypadną z rynku. Dlatego przypadków składania pism jest niewiele. Jednym z tych, który zdecydował się skorzystać z tej opcji, był w 2017 roku Rafał Wolski. Ale piłkarz w końcu dogadał się z Lechią i wniosek wycofał.

Choć z  terminowością pensji jest dziś o niebo lepiej niż kiedyś, wciąż zdarzają się płatnicze zatory. W ostatnich kilku miesiącach na Sport.pl informowaliśmy o problemach z dotrzymywaniem terminów wypłat w Gdańsku i w Krakowie, niedawno kłopoty dotknęły nawet Legię Warszawa, ligowego hegemona. Mistrzowie Polski zostali objęci przez Komisję ds. Licencji nadzorem, ponieważ ich prognoza budżetowa okazała się trudna do zrealizowania po szybkim odpadnięciu z europejskich pucharów. Taki zakład z losem to tylko jedna z przyczyn zawirowań finansowych w klubach: czasem jest to uzależnienie się wyłącznie od pieniędzy z Ekstraklasy i Canal+, czasem odejście sponsorów, czasem biznesowe problemy właścicieli, a czasem po prostu złe zarządzanie. I wówczas pokusą jest opóźnienie przelewów.

Pensje piłkarzy Legii to dwa budżety Jagiellonii

Finansowy zator Legii od niedawna przestał być tajemnicą. Do tej pory warszawski klub był jednak całkowicie wypłacalny. – Największe zaległości wynosiły dwa tygodnie i przez ostatnie trzy lata zdarzyły się może trzykrotnie – zapewnia nas jeden z zawodników. Dopiero kilka miesięcy temu pojawiły się poważniejsze opóźnienia, o których pierwszy raz powiedział w rozmowie ze Sport.pl odpowiedzialny za finanse mistrzów Polski Łukasz Sekuła. Członek zarządu Legii przyznał, że choć klub pensje płaci regularnie, to zalega z premiami za mistrzostwo (4 mln zł) i tzw. wyjściówkami, czyli bonusami zapisanymi w kontraktach. – Jest to [opóźnienie] uzgodnione z piłkarzami (…) Uzgodniliśmy z radą drużyny, że premia za ostatnie mistrzostwo zostanie wypłacona do końca obecnego sezonu – przyznał nam Sekuła.

FOT. KUBA ATYS

Sytuacja Legii nie jest kolorowa, co potwierdza objęcie klubu przez Komisję ds. Licencji „nadzorem finansowym w związku z dość istotnymi odchyleniami względem złożonej prognozy w procesie zasadniczym przyznawania licencji”. Jakiś czas temu wdrożono w Legii plan oszczędnościowy, ale kilka odłożonych milionów nie zapewniło jeszcze bezpieczeństwa budżetowego. Szczególnie biorąc pod uwagę pensje zawodników. Miesięczne utrzymanie najlepiej zarabiających, czyli Carlitosa i Artura Jędrzejczyka, kosztuje po 69 tys. euro brutto (ok. 300 tys. zł). Dodatkowo wysokie kontrakty, sięgające 30 tys. euro na rękę, mają Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński czy Kasper Hamalainen. Same pensje rocznie pożerają aż 60 mln zł, czyli dwa budżety Jagiellonii Białystok. To sprawia, że najcięższą kulą u nogi prezesa Dariusza Mioduskiego jest właśnie rozbuchana ponad możliwości struktura płac. Dziś księgowym udaje się wiązać koniec z końcem, ale co będzie za pół roku? Obecnie ratunkiem może okazać się wspominane przez Sekułę dofinansowanie klubu pieniędzmi Mioduskiego.

Na Podlasiu i w Wielkopolsce bez zarzutu

Wzorem płacowej rzetelności od lat są Zagłębie Lubin, zasilane państwowymi pieniędzmi KGHM-u, oraz kluby prywatne: Jagiellonia Białystok i Lech Poznań. – Pensje przychodzą w połowie każdego miesiąca, a mimo to zdarzało się, że dostawaliśmy je dzień czy nawet dwa przed terminem. Tak samo było z premiami. Zawsze na czas – mówi Sport.pl lider Jagiellonii Taras Romanczuk. Podobną laurkę wystawia Kolejorzowi jeden z jego zawodników: „W Polsce pod względem solidności Lech to ścisła czołówka. Jest jak w zegarku”. Jak zapewnili inni piłkarze grający na Podlasiu i w Wielkopolsce, a także w Lubinie, nie zdarzyło się od lat, aby wypłaty czy też premie nie pojawiły się na ich kontach bankowych w umówionym czasie.

Wpływ na stabilność Jagi i Lecha ma rozsądne konstruowanie budżetów, bez zakładania zysków z europejskich pucharów. Dzięki temu w momencie braku awansu na przykład do fazy grupowej Ligi Europy w planach nie pojawia się dziura. Właśnie z tym mierzy się dziś Legia, która dwukrotnie odpadając z kwalifikacji LE nie zarobiła oczekiwanych 80 mln zł. – W naszym tegorocznym budżecie nie zaplanowaliśmy zysków z choćby jednej rundy eliminacji europejskich pucharów – tłumaczy rzecznik prasowy Kolejorza Łukasz Borowicz.

Lech Poznań - Lechia Gdańsk 0:1Lech Poznań - Lechia Gdańsk 0:1 LUKASZ CYNALEWSKI

Jeszcze ostrożniejsi są w Białymstoku. W poprzednim sezonie zarząd klubu nie zaplanował pieniędzy za osiągnięcie drugiego czy trzeciego miejsca w Ekstraklasie (za co należałoby się Jadze od Ekstraklasy ok. 3 mln zł), ale za pozycje 6-8 (2 mln zł). Drużyna Ireneusza Mamrota została wicemistrzem. A Jaga powiększyła budżet na obecny sezon do rekordowych 30 mln.

Ten sam model co w Białymstoku i w Poznaniu prawdopodobnie przyjmą także w stolicy. Jak poinformowała „Gazeta Wyborcza”, kolejny budżet nie będzie zakładał zysku z pucharów i będzie wynosił o 40 mln zł mniej niż w tym sezonie (czyli 120 mln zł) – Naszym celem jest, żeby budżet nie był oparty na zyskach z gry w Europie, by pieniądze z pucharów były czymś ekstra – powiedział "Gazecie"  jeden z pracowników stołecznego klubu. Z pewnością wpłynie to na przyszłość co najmniej kilku zawodników, bo latem umowy wygasają aż dwunastu graczom.

Mniejszy, nie znaczy niesolidny

W Ekstraklasie są też kluby, do których łatka zalegających z płatnościami przylgnęła zupełnie niesłusznie: na przykład Korona Kielce. Na czas płacą też w Piaście Gliwice, czy w Górniku Zabrze, choć kłopoty finansowe zabrzańskiej drużyny nie są żądną tajemnicą. – Przez cały poprzedni sezon tylko raz czekaliśmy na pieniądze. I to zaledwie dziesięć dni dłużej – mówi nam zawodnik Górnika. Również obecnie Ślązacy nie mają bieżących zaległości, choć jak ustaliliśmy w tym sezonie zdarzyło się, że piłkarze nieco dłużej musieli poczekać na premie.

Bezproblemowo jest u beniaminka z Legnicy. Chociaż w składzie Miedzi można znaleźć nazwiska kilku byłych reprezentantów, to klub zawarł z nimi umowy, które nie obciążają budżetu ponad stan. W gronie drużyn, które płacą regularnie, jest Cracovia (w tym przypadku ewentualne zawieszenia płatności zależą tylko od humoru właściciela profesora Janusza Filipiaka, a nie od możliwości budżetowych), oraz Arka Gdynia, która jako jedyny klub w Ekstraklasie zniosła premie meczowe. – Zamiast tego na początku sezonu ustala się nagrodę, której wysokość zależy od miejsca w lidze. Z wypłacaniem tych pieniędzy nie było problemu. Wszystko było regulowane do końca czerwca – tłumaczy piłkarz, który Gdynię opuścił latem.

Dwa kluby ukarane przez Komisję Licencyjną za niedokładność

Na premię z ubiegłego sezonu – podobnie jak w Legii – czekają piłkarze Zagłębia Sosnowiec. Za wywalczenie awansu do Ekstraklasy zapewnili sobie bonus w wysokości miliona złotych netto. Na ich konta trafiła tylko część pieniędzy. Druga transza ma zostać rozliczona do końca roku, natomiast trzecia – do 1 kwietnia 2018 roku. Jednak nie to było powodem ukarania Zagłębia grzywną 5 tys. zł przez Komisję ds. Licencji, która weryfikowała zobowiązania klubów. – Popełniliśmy błąd techniczny. Księgowa zmieniła arkusz w Excelu, który trochę się rozjechał. Nie mogła tego robić i dostaliśmy karę. Ale sprawa jest już załatwiona – tłumaczy prezes Marcin Jaroszewski i dodaje ze śmiechem: „W tym sezonie nie zapłaciliśmy ani razu na czas, bo zawsze płacimy kilka dni wcześniej!”. Potwierdzają to zawodnicy z Sosnowca, którzy wspominają, że sierpniową pensję otrzymali aż siedem dni przed terminem.

Powodów do narzekań nie mają też w Płocku. Tam od niedawna w sponsorowanie klubu mocniej włączył się Orlen, który przez ostatnie lata ignorował piłkarską sekcję Wisły. Jeśli na Łukasiewicza były jakieś opóźnienia w wypłatach, to tylko kilkudniowe. – Były to przypadki  incydentalne o których informowaliśmy drużynę z wyprzedzeniem. W tym sezonie takich sytuacji natomiast nie było. Mamy zbilansowany budżet, nie tworzymy kominów płacowych – deklaruje prezes Jacek Kruszewski. Kara 5 tys. zł, którą Komisja nałożyła także na płocki zespół, była spowodowana nieprzesłaniem do PZPN odpowiedniego dokumentu. W tej chwili jedyne zaległości jakie ma klub, to – podobnie jak w przypadku Zagłębia Sosnowiec – premie za poprzedni sezon. – Mamy je rozłożone na trzy raty. Pierwszą zapłaciliśmy przed terminem. Dwie pozostałe na pewno przelejemy piłkarzom do końca sezonu – deklaruje Kruszewski.

We Wrocławiu balansują na linii

Stabilnie jest w końcu w Szczecinie, gdzie na początku sezonu przedstawiciele zarządu Pogoni poinformowali piłkarzy, że w trakcie rozgrywek będą im wypłacane nie tylko pensje, ale nawet bieżące premie, które wstępnie miały być wypłacone dopiero w  czerwcu 2019. Wpływ na dobre samopoczucie szefów miała sprzedaż do Belgii Jakuba Piotrowskiego (na której klub zarobił 8 mln zł) i wytransferowanie do Chorwacji Adama Gyurcso (które przyniosło 2 mln zł). Poza tym zespół z portowego miasta już w 2016 roku w raporcie „Ekstraklasa Piłkarskiego Biznesu 2016” jako jeden z nielicznych klubów w Polsce został uznany za podmiot rentowny. Przy Karłowicza nie oferują bajońskich pensji, ale za to płacą na czas. – W poprzednich latach bywało z tym różnie. Dlatego ważne, aby Pogoń sprzedała kogoś latem przyszłego roku. To zapewni nam stabilną sytuację, która w tej chwili i tak nie jest zła – słyszymy w Szczecinie.

Na transferach zbyt wiele nie zarabia Śląsk Wrocław, co klub od dawna odczuwa boleśnie. Na początku tego roku „Przegląd Sportowy” poinformował, że wierzytelności Śląska (także wobec miasta) wynoszą kilkanaście milionów złotych. Być może miało to wpływ na problemy z zapłaceniem jednej z letnich pensji na którą piłkarze czekali ponad miesiąc. Od tego momentu jednak – jak zapewniają zawodnicy – wypłaty pojawiają się regularnie. Ale o płynność finansową działacze wrocławskiego klubu muszą walczyć niemal każdego dnia. 

Lechia i Wisła – tu cierpliwość jest cnotą

Klubami najbardziej będącymi na bakier z terminową płatnością są Lechia Gdańsk i Wisła Kraków. Nad morzem pensje są wysokie, ale na konta piłkarzy przychodzą nieregularnie. W Wiśle zarabia się znacznie mniej i na pieniądze trzeba czekać, jak w Gdańsku. Niedawno informowaliśmy, że zawodnicy lidera Ekstraklasy oczekują na wynagrodzenie za sierpień i wrzesień (przelewy za lipiec otrzymali 19 października). Podobna jest w Wiśle. Niektórzy piłkarze dopiero niedawno doczekali się pensji za lipiec. – Lepsze to niż nic. Bo na razie nie dostajemy także premii. Mamy takie ustalenie, że zostaną wypłacone do końca roku – mówi piłkarz Wisły. Z prezes Marzeną Sarapatą mimo kilku prób nie udało nam się skontaktować.

Puchar Polski. Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 1:1, karne 4:5. Z lewej Jakub ArakPuchar Polski. Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 1:1, karne 4:5. Z lewej Jakub Arak JAKUB PORZYCKI

Kłopoty z wypłacalnością są tym dotkliwszym problemem, że zawodnicy Lechii i Wisły rozliczają się z klubami wystawiając faktury VAT. – Urzędu Skarbowego nie interesuje, czy ktoś nam wysłał kasę czy nie, każe płacić. Sam pożyczałem wtedy od kolegów, bo bieżące środki szły na kredyt czy leasing – tłumaczy nam jeden z lechistów. Rada Drużyny regularnie spotyka się z działaczami, którzy podają coraz to nowe terminy płatności. Ten ostatni – jak mówił nam niedawno dyrektor finansowy Lechii Tomasz Zdziarski – został dotrzymany. Na pensje za czerwiec wciąż czeka jednak grupa graczy, którzy opuścili klub. To m.in. Marco Paixao, Joao Oliveira, Mato Milos, Jakub Wawrzyniak i Simeon Sławczew. Zaległości wobec nich mogą sięgać – według naszych szacunków – nawet 350 tys. zł.

Problemy niezmiennie dotykają także premii. Już dwa lata temu, gdy Lechia do ostatniej kolejki walczyła o mistrzostwo Polski, zawodnicy musieli się pogodzić z zamrożeniem wypłat bonusów. Podobnie jest w tym sezonie. Lechia wygrała już osiem meczów, za które zawodnicy powinni łącznie otrzymać kilkaset tysięcy złotych. Mimo kłopotów zarówno Lechia, jak i Wisła, zadomowiły się w czubie Ekstraklasy. Zespół prowadzony przez Piotra Stokowca jest liderem, jakby na potwierdzenie tezy, że takie problemy często scalają zespół. Problem zaczyna się wtedy, gdy działacze próbują robić z tego regułę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.