Polska-Portugalia. 12 lat po zwycięstwie kadry Leo Beenhakkera. Bogusław Kaczmarek: Taka była wtedy radość w Chorzowie, że zapomnieliśmy zabrać Leo ze stadionu!

- Kadra Beenhakkera się rodziła w okolicznościach groteskowych. Ale zwycięstwo z Portugalią pokazało, że od nienawiści do miłości droga krótka. Również w przypadku Kuby Błaszczykowskiego, który z Portugalczykami zagrał wielki mecz - mówi Sport.pl asystent Leo Beenhakkera Bogusław Kaczmarek .

Paweł Wilkowicz: Leo Beenhakker wiedział jadąc w październiku 2006 do Chorzowa, że mecz z Portugalią jest o jego posadę?

Bogusław Kaczmarek:  Sygnały przecież umiał odbierać. Nie było wtedy wokół tej kadry optymizmu, delikatnie mówiąc. Bywało tragikomicznie. Prezes Michał Listkiewicz zatrudnił Leo Beenhakkera sam, na własną odpowiedzialność, bez konsultacji z wiceprezesem do spraw szkolenia i z innymi trenerami. Zatrudnił go jak Zbigniew Boniek Adama Nawałkę i Jerzego Brzęczka. Autorsko. Trenera z zagranicy. Więc Beenhakker już na wejście miał wielu przeciwników.

I na wejście przegrał towarzysko z Danią, a potem pierwszy eliminacyjny mecz z Finlandią u siebie, 1:3. A tu czekali jeszcze w grupie wielcy rywale: Portugalia, Serbia, Belgia.

- Drużyny drużynami, ale jacy tam trenerzy byli: Finów prowadził Roy Hodgson, Serbów Javier Clemente, Portugalczyków Luiz Felipe Scolari. A my zaczynamy od falstartu. Jak wspominam te pierwsze mecze, to bywało groteskowo. 1:3 z Finlandią. Potem niespełna pięć tysięcy widzów na Łazienkowskiej, gdy w następnym meczu u siebie remisowaliśmy 1:1 z Serbią. Bilety na Portugalię też słabo szły.

Po trzech meczach tamtych eliminacji Polska miała jedno zwycięstwo, z Kazachstanem. Z takim dorobkiem wychodziła przeciw Portugalii. Eliminacje wydawały się przegrane na starcie, fotoreporterzy przyjechali do Chorzowa z zamówieniami na Beenhakkera chowającego twarz w dłoniach.

- Mieliśmy jedno zwycięstwo, a i te trzy punkty z Kazachstanem były zdobyte w burzliwych okolicznościach. Było 1:0 po bramce Ebiego Smolarka. Kazachów prowadził wtedy Holender Arno Pijpers, który był wcześniej pracownikiem holenderskiej federacji piłkarskiej, znał Leo od lat, współpracował z nim, przewidział co możemy próbować zrobić w tym meczu. Nastawił się na maksymalne przeszkadzanie, a Leo założył sobie utrzymywanie się przy piłce. Wychodziło to tak, że po 30 minutach Leo rzucił wędkę Mariuszowi Lewandowskiemu. Wpuścił za niego Przemysława Kaźmierczaka, a Mariusz się obraził. Poszedł od razu do szatni, jeszcze długo pokazywał, jak mu się to nie podoba. I wtedy się dokonał przełom. Mogła się drużyna rozpaść doszczętnie, a się scaliła. Na lotnisku w Kazachstanie Mariusz przeprosił Leo za swoje zachowanie. Powiedział, że ambicja go poniosła, że zachował się nieładnie. Po meczu z Serbią czuł że wszystko idzie w dobrym kierunku, że może być ważną częścią tej kadry, a tu taki cios. Były głosy spoza kadry, żeby Beenhakker Mariusza wyrzucił za zachowanie niegodne reprezentanta. A Leo go przytulił, powiedział że przyjmuje przeprosiny, że mamy cztery punkty i jeszcze nie odpadliśmy. Siedzieliśmy potem w nocy na lotnisku, grupa się zintegrowała. I Leo poprosił, żeby to też pokazać na boisku w meczu z Portugalią. To był bardzo ważny moment, rodziło się coś nowego. Ale takim zwrotem akcji był też mecz z Serbią, bo tam graliśmy lepiej niż remis 1:1 wskazuje, prowadziliśmy, była sytuacja na kolejnego gola. A tak w ogóle to nocą rewolucji była ta noc po 1:3 z Finlandią. Tam doszliśmy do wniosku, że pora zakończyć pierwszy etap, czyli dawanie szansy piłkarzom, którzy stanowili o sile kadry w poprzednich latach.

W bramce Jerzy Dudek, w obronie Arkadiusz Głowacji, w pomocy Mirosław Szymkowiak, w ataku Tomasz Frankowski. Tak to wyglądało z Finlandią.

- Trudno było rezygnować od razu z Jurka Dudka, którego Leo znał doskonale z Feyenoordu. I kilku innych piłkarzy. Ale życie pokazało, że niestety trzeba dokonać zmian. Postęp wymagał ofiar, ofiarami byli piłkarze odstawieni na ławkę i na trybuny.

Wielu sugerowało po tamtym 1:3 z Finami, żeby odrzucić też Kubę Błaszczykowskiego. Zagrał wtedy bardzo źle.

- Różnica polegała na tym, że Kuba miał 21 lat, a np. Mirek Szymkowiak 30. Mirek miał piękną kartę, ale Kuba dawał sygnały na każdym zgrupowaniu, że nawet jeśli się zdarzy jakiś słabszy mecz, to rokowania są świetne. I Beenhakker znów zignorował komentarze, uwierzył w Kubę jako podstawowego piłkarza kadry. Jeśli w meczu z Finlandią, jak mówili, Kuba był najgorszy na boisku, to z Portugalią w Chorzowie zagrał moim zdaniem najlepszy mecz w kadrze. Miał udział przy pierwszym golu, nabiegał się za trzech, zanim go nie zmienił Jacek Krzynówek. Niech pan spojrzy kto grał po jego stronie: Simao Sabrosa zmieniał się z Cristiano Ronaldo, a potem wszedł następny biegacz, Nani. Paweł Golański i Kuba świetnie się wymieniali. Parę takich zagrań na obieg w trójkącie Golański-Kuba-Maciej Żurawski to były piłkarskie delicje: raz, dwa trzy i Paweł już puka do linii końcowej. A Portugalczycy muszą się ratować wybijaniem piłki. To był świetny mecz Kuby. Widziałem dwa takie jego mecze za naszej kadencji, ten z Portugalczykami i towarzyski w Moskwie przeciw Rosji Guusa Hiddinka. Tam przegrywaliśmy 0:2 i odrobiliśmy, Kuba strzelił gola na 2:2. A tego wieczoru w Chorzowie w meczu z Portugalczykami okazało się, że od nienawiści do miłości droga krótka. I w przypadku Kuby, i w przypadku całej tej kadry.

Myśli pan, że Michał Listkiewicz rzeczywiście zwolniłby Leo, gdyby przegrał z Portugalią? To byli wtedy wicemistrzowie Europy.

- Trzecia drużyna na świecie, wicemistrz Europy, niedługo później ograli Brazylię 2:0. Na ławce rezerwowych w meczu z nami posadzili Tiago, Maniche’a, Naniego. A czy Michał Listkiewicz by Leo zwolnił? Nie wiem. Mnie na pewno nie musiał zwalniać, bo nawet nie byłem zatrudniony.

Jak to?

- Do 1 listopada 2006 roku nawet nie miałem umowy o pracę, tylko umowę zlecenie. Za jedną trzecią tego co mogłem zarobić w klubie, ale co tam. Dopiero zwycięstwie nad Portugalią Jurek Engel jeszcze na stadionie w Chorzowie wziął na bok mnie i Darka Dziekanowskiego i powiedział, że od 1 listopada będziemy mieć etaty w kadrze. Darek to chyba jakiś etacik wcześniej w PZPN miał, pracował z juniorami. No mówię, lekko tragikomicznie.

Z umową o pracę Beenhakkera też było dość zabawnie. „Dziennik” prowadził wtedy na niego nagonkę i pojawiały się teksty, że Beenhakkera ściga urząd pracy, bo jakiejś formalności nie dopełniono przy zatrudnieniu.

- No cud, że go nam nie deportowali, naprawdę.

I nagle z tej beznadziei: 2:1 z Portugalią. Pierwsze od lat zwycięstwo nad rywalem ze światowej czołówki w meczu o punkty.

- Jeśli ktoś się chce delektować polskim graniem, to polecam nie włączać meczu Polska – Niemcy 2:0, tylko Polska – Portugalia 2:1. Na Polska-Niemcy byłem, siedziałem za ławką rezerwowych. Adasia Nawałkę bardzo szanuję, był zresztą później w sztabie Leo. Ale w meczu z Portugalią my po prostu graliśmy lepiej, oprócz dwóch bramek stworzyliśmy jeszcze sześć sytuacji. Początkowo to Portugalczycy mieli ogromną przewagę w posiadaniu piłki, a potem to już my kreowaliśmy grę. Dziewiąta minuta, Mariusz Lewandowski wchodzi wślizgiem, piłkę dostaje Kuba, do Żurawia, Żuraw dośrodkowuje do Ebiego i Grześka Rasiaka, bo obaj grali wtedy z przodu, Ebi bardziej jako jedenastka i te dwa gole wtedy strzelił z  pozycji półprawego. Gol, zaczynamy dominować. 18. minuta, drugi gol Ebiego. Po meczu wziąłem telefon, czytam esemesa od Tomka Smokowskiego, przysłał w 20. minucie. „Bobo, k…, to jakiś piłkarski matriks!”. Radek Sobolewski miał w tym meczu zdeptać Deco – depcze. Grzesiek Bronowicki i Paweł Golański mieli przechodzić samych siebie na bokach obrony – przechodzą. Dopiero pod koniec meczu się zdrzemnęliśmy i straciliśmy gola. Ale wcześniej był m.in. słupek i inne okazje na trzecią bramkę dla nas.

Paweł  Golański był wtedy w Koronie Kielce. Bronowicki grał drugi sezon w Legii po przejściu z Górnika Łęczna. Jak wy to zrobiliście, że oni przeciw Cristiano i reszcie wyszli bez najmniejszych kompleksów?

- Mobilizacja na ten mecz była ogromna. Piłkarze sobie pewne rzeczy przewartościowali podczas przygotowań. Zwłaszcza Grzesiek i Paweł, którzy zagrali tam najlepszy mecz w życiu. Leo im socjotechniką oczy pootwierał i nagle z Bronowickiego zrobił się Greg Big Brono. Ebiego natchnęło to, że ojciec 20 lat wcześniej strzelił Portugalczykom bramkę na 1:0. W ramach przygotowań do tego meczu poleciałem do Kopenhagi, gdzie Portugalczycy towarzysko przegrali z Danią 2:4. Pomagał mi kolega, Staś Kempa, który pracował wtedy w drugiej lidze w Danii. Staś zapytał trenera Duńczyków Mortena Olsena, co Polacy powinni zrobić, żeby też wygrać z Portugalią. Olsen sobie zażartował, że zagrać jak Duńczycy, ale my to wzięliśmy zupełnie na poważnie, bo widzieliśmy ile kłopotów narobiły Portugalczykom duńskie skrzydła. Plan był taki, żeby nacierać szeroko, strzec się stałych fragmentów gry, bo  Cristiano Ronaldo wtedy bił wolne dużo lepiej niż teraz. Był też taki wniosek, żeby po przechwyceniu piłki nie marnować ani sekundy, bo Portugalczycy słabo odbudowują pozycje. A Ricardo Carvalho nie ma dostatecznej asekuracji. I Grzegorz Rasiak to wykorzystał w meczu idąc na drugą piłkę, wykorzystując nieporozumienie Carvalho z Ricardo Rochą, podał do Ebiego, Ebi miał tylko przypilnował spalonego i wykorzystać sytuację.

Portugalczycy nas wtedy zlekceważyli? 

- Na pewno byli już przed meczem przekonani, że wygrali. Ja się wtedy dostałem z Darkiem Dziekanowskim na zamkniętą część zajęć, takie było nasze zadanie. Scolari sobie z kimś gaworzył, zabawa była na treningu. Cristiano 10 piłek ustawił sobie 10 metrów przed polem karnym i strzelił takie dwie bramki że ho, ho. Ale w meczu nie pograł za bardzo. Ciekawie było też przed rewanżem w Lizbonie. Znów poszliśmy podejrzeć trening, a do naszego trenera Fransa Hoeka przyjechał kolega ze Stanów, który wtedy regularnie nas odwiedzał i dokształcał się przy Fransie. Oni pojechali ze mną na Estadio da Luz. Po 20 minutach Portugalczycy zaczęli wyganiać wszystkich z treningu. Ale była na te zajęcia zaproszona grupa niepełnosprawnych dzieci z opiekunami. Ponad 50 osób. I ten Amerykanin  poszedł na całość i tak nami pokierował, że się wmieszaliśmy w tych ludzi, obejrzeliśmy cały trening, zobaczyliśmy, jak kontuzję odnosi Helder Postiga. Trochę głupio nam było, siedzieliśmy tam cichutko, oglądaliśmy w jakim składzie przeciw nam zagrają, ale dla amerykańskiego kolegi Fransa to chyba było mało wrażeń, bo jeszcze podszedł na bezczelnego do drugiego trenera Portugalczyków i pyta, pokazując na Bruno Alvesa: ten z dużą głową jak się nazywa?

W meczu w Lizbonie było 2:2. Kolejny w polskiej piłce zwycięski remis.

- Ale to mecz z Chorzowa wszystko zmienił. My się po nim chcieliśmy zamienić koszulkami, idziemy pod ich szatnię, a tam był Grzesio Mielcarski. Mówi, że go Portugalczycy zapytali: to była ta sama drużyna, która niedawno grała z Kazachstanem? U nas radość była taka, że zapomnieliśmy zabrać ze stadionu Leo i Jana de Zeeuwa. Bo była ta sytuacja z Jurkiem Engelem i zapowiedzią, że przechodzimy na etat. My z Darkiem Dziekanowskim myśleliśmy, że Leo i Jan są jeszcze na konferencji prasowej i będzie dla nich transport, wsiedliśmy do samochodu. Wszyscy coś tam myśleli, a Leo z Janem zostali na stadionie bez transportu. I tak się zaczęło: następne zwycięstwa, ordery, wizyty w zakładach pracy.

W rękę go pan całował.

- Nie w rękę tylko w sygnet.

Złoty z czarnym oczkiem, pamiętam.

- No wpadłem w ekstazę emocjonalną. Ale nawet dziś, po latach, uważam że było warto. To były najtrudniejsze eliminacje, jakie Polska kiedykolwiek przeszła zwycięsko. Portugalia, Serbia, Belgia, Finlandia. Do tego trudne wyjazdy do Armenii, Azerbejdżanu, Kazachstanu. Wtedy nawet Armenia miała trenera obcokrajowca, który zresztą był już ciężko chory, walczył z nowotworem jelita grubego, miał stomę.

Ian Porterfield, Szkot. Zmarł trzy miesiące po tamtym meczu.

- Staliśmy po meczu przy autobusie, on przyszedł z żoną i mówi: nie martwcie się. My jeszcze tutaj zabierzemy punkty waszym najważniejszym rywalom. I tak się stało. My w tamtych eliminacjach zdobyliśmy cztery punkty na Portugalii, sześć na Belgii, nie przegraliśmy z Serbią. Awansowaliśmy do szesnastozespołowego Euro. Czyli zaszliśmy tylko szczebel niżej niż drużyna Adasia Nawałki. On zrobił jako selekcjoner super robotę. Jako pierwszy selekcjoner awansował do dwóch turniejów z rzędu. Ale to trochę co innego grać z taką Rumunią i taką Czarnogórą,  a taką Belgią czy Serbią z jakimi my się mierzyliśmy.  

Ale samo Euro 2008 już blado wypadło. 

- Już nie za bardzo było wtedy z czego wybierać. Z drużyny z meczu z Portugalią na mistrzostwa nie pojechało sześciu czy siedmiu piłkarzy. Coś podobnego przeżył Adam Nawałka w mundialu, tylko u niego ci piłkarze pojechali, ale już w słabszej formie. A my już tych naszych straciliśmy. Jak pomyślę, że Tomasz Zahorski musiał zastępować Radosława Matusiaka czy Grzegorza Rasiaka. No, nie bardzo.

Leo Beenhakker walczył w ostatnich latach z chorobą. Wraca do formy?

- Bardzo dobrze wygląda. Rozmawiałem z nim w urodziny, Leo ma terapię, ale Jan de Zeeuw mi mówił, że wszystko w porządku, miał się wybrać do Polski. Taka była nawet koncepcja, żeby Jacek Kurowski ten rocznicowy wywiad z Beenhakkerem, który pokazuje TVP, zrobił w Polsce. Ale wyszło tak, że zrobili w Oudekerk. Leo poprosił zresztą, żeby Jan też przyjechał i był przy rozmowie. A Leo może przyjedzie w listopadzie na mecz Polska-Czechy.

Reprezentacja. Polska - Portugalia. Jak wygrać z drużyną Fernando Santosa?

Krzysztof Piątek da zarobić Genoi wielkie pieniądze. Ogromny wzrost wartości Polaka

Polska - Portugalia. Pierwszy trener Roberta Lewandowskiego: Był zdeterminowany. Żeby zagrać w meczu, zrezygnował z przyjęcia komunijnego

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.