Mistrzostwa świata 2018. Taksówki zamiast autobusów, zmiany przepisów w czasie turnieju i kary, których nie było? FIVB i tak zadowolone z organizacji mundialu

Siatkarskie mistrzostwa świata we Włoszech i Bułgarii trwają już od ponad tygodnia. Mimo że jeszcze się nie skończyły, to już teraz można stwierdzić, że zostaną zapamiętane na długo. Wszystko przez wpadki organizatorów i FIVB, które towarzyszą turniejowi od samego początku.

Od 9 września na boiskach we Włoszech i Bułgarii trwają mistrzostwa świata. Zwycięzcy jeszcze nie znamy, wiemy natomiast, kto zostanie „królem wpadek” turnieju – organizatorzy.

Fałszywa kara?

- Nie otrzymaliśmy oficjalnej informacji na temat kary finansowej, którą mieli dostać Michał Kubiak i Mateusz Bieniek – mówi nam rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Janusz Uznański. Informacja o karze za nieprzejście tych dwóch zawodników po meczu Polska – Iran przez strefę mieszaną pojawiła się na bułgarskiej stronie internetowej tuż przed meczem z gospodarzami turnieju.

Podano nawet wysokość upomnienia – 700 euro od osoby. Karę zapłacić miał Związek, ale do tej pory nie ma jej potwierdzenia. Możliwe, że szef biura prasowego w Pałacu Kultury i Sportu, Jordan Bożinow, który podał informację polskim mediom, chciał po prostu zdenerwować Polaków przed meczem.

Zmiana zasad po losowaniu? Żaden problem!

Wydaje się, że losowanie grup pierwszej fazy turnieju rangi mistrzowskiej (w przypadku MŚ 2018 był to listopad 2017) to moment, w którym wszystkie zasady rozgrywania zmagań powinny być jasno określone. Nic bardziej mylnego. Organizatorzy trwającego mundialu zmienili przydział drużyn do drugiej grupy.

Początkowo do obecnie „polskiej” grupy H miały trafić dwa zespoły z grupy D. Okazało się jednak, że trafił do niej wyłącznie triumfator grupy, który drugą fazę turnieju zagra z drugim zespołem grupy C, trzecią drużyną grupy B oraz czwartą z grupy A.

14 i 12 – ważne liczby dla międzynarodowej siatkówki

Tuż przed mistrzostwami świata wybuchła kolejna afera. Szkoleniowcy wszystkich zespołów przygotowywali czternastu zawodników, którzy mieli wystąpić w siatkarskim mundialu. Składy były gotowe, a siatkarze w najwyższej dyspozycji szykowali się do przyjazdu. Na kilka dni przed startem turnieju okazało się, że Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej (FIVB) wpadła na pomysł... zmniejszenia liczby graczy do dwunastu.

Oburzenie zmianą dotyczącą protokołu meczowego wynikało z nie tylko z faktu, że wiązałoby się z odsyłaniem dwóch zawodników na trybuny w czasie spotkań, ale także z tego, że już od jakiegoś czasu w żadnych rozgrywkach międzynarodowych trenerzy nie korzystają z dwunastoosobowych składów, do dyspozycji mając standardową liczbę 14 siatkarzy - poza igrzyskami olimpijskimi z powodu redukcji kosztów MKOL.

Pogłoski o zmianach wzbudziły sporą wrzawę. Michał Kubiak zaznaczał, że jest to wybieg organizatorów – Włosi nie mieli szerokiej ławki rezerwowych, a Bułgarzy zmagali się z plagą kontuzji i wykluczeniami z drużyny. Na rękę było im zmniejszyć składy pozostałych zespołów, by ograniczyć ich szanse na rotacje w czasie meczu.

W odpowiedzi na takie posunięcie FIVB Vital Heynen razem z kilkoma trenerami drużyn wystosowali pismo do siatkarskich władz. Przyniosło ono oczekiwany skutek – na boiskach Włoch i Bułgarii można oglądać czternastu zawodników każdej reprezentacji.

Trzecia runda? Można zmienić w czasie mistrzostw

W trakcie turnieju doszło do kolejnych zmian w regulaminie rozgrywania imprezy. W trzeciej fazie mistrzostw mieli się ze sobą spotkać zwycięzcy grup E, F, G i H oraz dwie najlepsze ekipy z drugich miejsc – jedna z części włoskiej mundialu, a druga z części bułgarskiej.

W czasie mistrzostw okazało się jednak, że nastąpiła kolejna zmiana regulaminu. W trzeciej części mundialu zmierzą się ze sobą triumfatorzy grup oraz dwie najlepsze drużyny z drugich miejsc, ale bez względu na to, w którym państwie grają. To akurat wydaje się fair. Mogło przecież dojść do sytuacji, w której do kolejnego etapu zmagań awansowałby zespół z mniejszą liczbą zwycięstw i punktów tylko dlatego, że grał np. w Bułgarii albo we Włoszech. Lepszy od niego rywal, występujący na parkietach drugiego z organizatorów, byłby wtedy pokrzywdzony.

Transport? Przecież można taksówkami!

W ubiegłą środę polska reprezentacja musiała pojechać na trening na siłowni... taksówkami. Wszystko przez to, że ten dzień został uznany przez organizatorów za „przejazdowy” dla zespołów, które na drugą fazę turnieju miały zmienić bazę.

Biało-czerwoni stanęli przed wyborem – albo skorzystanie z siłowni na terenie hotelu (mała, wyłącznie przystosowana do sportowców-amatorów), albo dojazd na własny koszt do hali w Warnie. Polacy zdecydowali się na drugi wariant i po spotkaniu z mediami przed hotelem słychać było słowa „Ma ktoś drobne?”. Nie była to zresztą pierwsza tego typu sytuacja. Raz zespół Vitala Heynena musiał wrócić z treningu właśnie korzystając taksówek, ponieważ organizatorzy nie zagwarantowali drużynie autobusu.

Większe problemy miała jednak reprezentacja Serbii. FIVB od strony logistycznej ma zapewnić transport pomiędzy krajami. Udało nam się dowiedzieć, że serbska drużyna, która pierwszą rundę stacjonowała w Bari, leciała do Warny z przesiadkami. W liczbie mnogiej. Jej trasa wyglądała następująco: Bari – Mediolan - Sofia – Warna. Poza tym hala rozgrzewkowa, z której Serbowie korzystali w pierwszej rundzie oddalona była od głównej o... 50 kilometrów.

Zaginiony sprzęt

Na tym nie koniec wpadek organizatorów. Polskiej reprezentacji zaginęły podkoszulki termiczne i część spodenek po pierwszym praniu w Bułgarii. Do hotelu napisano pismo w tej sprawie, ale ubrania się nie znalazły.

Konferencja prasowa, na której nikogo nie było i zablokowany atak po bloku

W czwartek odbyła się konferencja prasowa przed startem II części mistrzostw świata, na którą... dziennikarze nie dostali zaproszenia. Co więcej, PZPS informację o godzinie meetingu dostał tak późno, że nie zdołał jej przekazać polskim mediom.

A na konferencji podane zostały istotne informacje odnoszące się do zmian w ataku z wykorzystaniem bloku. Dotyczyły one sytuacji, w której zawodnik nie wykonuje mocnego ataku, a decyduje się na taktyczne rozwiązanie z wykorzystaniem rąk rywali. Można wtedy jedynie wypchnąć/oprzeć piłkę po prostej. Wypychanie jej po rękach w aut lub rotacyjnie z użyciem nadgarstka traktowane będzie jako błąd.

Co ciekawe, trener reprezentacji Argentyny, Julio Velasco, i szkoleniowiec Serbów, Nikola Grbić, którzy pierwszą fazę turnieju grali we Włoszech, byli powiadomieni o tych przepisach już wcześniej. Vital Heynen i selekcjoner Francuzów, Laurent Tillie, nie.

FIVB i tak zadowolone

Choć mogłoby się wydawać, że po tylu wpadkach PR mistrzostw świata mógłby być zagrożony, to prezes FIVB Ary Graca powiedział, że mistrzostwa bardzo mu się podobają. - Wspaniale jest dostrzegać taką pasją do siatkówki w Bułgarii. To widać nie tylko w sprzedanych biletach, ale także na ulicach miast-gospodarzy – ludzie są inspirowani naszą dyscypliną. Bułgarska federacja przygotowała fantastyczną „scenę” i mam nadzieję, że zobaczymy w tym państwie więcej podobnych imprez – dodał.

Niewykluczone więc, że nie tylko na trwających mistrzostwach takich wpadek będzie więcej. Przedstawienie w końcu musi trwać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.