MŚ siatkówka 2018. Dlaczego Polska wygrywa? Całe wojsko idzie za wariatem

Droga do chwały jeszcze daleka, ale nasi siatkarze na pewno obrali dobry kierunek. Wreszcie, po długich miesiącach błądzenia. Jak to się stało i czyja to zasługa? Najbliższy mecz na mistrzostwach świata Polska rozegra w piątek z Argentyną. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 19.40

3:0 (a nawet 4:0, bo rozegrano dodatkowego seta) z Kamerunem, 3:0 z Kanadą, 3:2 z Francją, 3:2 z Rosją, 3:1 z Belgią, jeszcze raz 3:1 z Belgią, 3:1 z Kubą, 3:0 z Portoryko, 3:1 z Finlandią, 3:0 z Iranem i 3:1 z Bułgarią. W sumie 11. Oczywiście zwycięstw z rzędu. Ewentualnie doliczyć można jeszcze jeden mecz z Kamerunem. Wygrany 3:0, ale uznany za nieoficjalny. Podobną serię nasza siatkarska kadra zanotowała ostatnio trzy lata temu – we wrześniu 2015 roku, gdy pod wodzą Stephane’a Antigi wygrała 10 spotkań Pucharu Świata. Niestety, ostatnie, 11. przegrała. I tak naprawdę od tamtego momentu zaczęła się dla naszej drużyny droga w dół. W górę idziemy dopiero teraz, pod wodzą Vitala Heynena. Na mistrzostwach świata w Bułgarii i we Włoszech po pięciu zwycięstwach w pięciu meczach jesteśmy bliscy awansu do najlepszej „szóstki”, która pod koniec miesiąca powalczy o medale.

Sytuacja w "polskiej" grupie. Czy musimy wygrać wszystko, by awansować?

Mamy to „coś” w ruchach

Jak wytłumaczyć powrót naszych siatkarzy do grona ekip wygrywających (za kadencji Belga odnieśliśmy w sumie 22 zwycięstwa w 30 meczach)?

Rzut oka na Fabiana Drzyzgę wystarczy, by zauważyć, że rusza się dużo żwawiej niż w ostatnich latach. Mistrz świata z 2014 roku tak naprawdę krótko po tamtym sukcesie znacznie obniżył loty. A teraz – również dzięki dobremu przygotowaniu fizycznemu – znów pokazuje potencjał, o jaki pewnie wielu przestało już go „podejrzewać”.

Jeszcze dłużej czekaliśmy na Bartosza Kurka w formie z dawnych lat. On gra u Heynena na specjalnych prawach, trener widząc wielkie możliwości atakującego, ale też jego delikatniejszą konstrukcję psychiczną, najwyraźniej postanowił obdarzyć go dużym zaufaniem i mimo wszystko doprowadzić do wysokiej dyspozycji. Jeszcze kilka dni przed mundialem Kurek potrafił skończyć w ataku tylko jedną z 11 piłek w pierwszym secie sparingu z Belgią, a mimo to został na boisku. Na mistrzostwach wygląda coraz lepiej z każdym meczem. W ostatnim spotkaniu, z Bułgarią, skończył 16 z 31 ataków, do tego dodał trzy asy i trzy punkty blokiem. - Widzę jedną rzecz: za chwilę przyjdzie nam się zmierzyć z lepszymi drużynami, bo Francja i Serbia to półka wyżej niż Iran i Bułgaria. I czuję, że Bartek da radę. Widzę, że z meczu na mecz czuje się coraz pewniej. Może wolno to idzie, ale idzie. Wybiera coraz trudniejsze rozwiązania w swoim ataku, to świadczy o tym, że już się trochę poczuł. Nie myśli na zasadzie „A, może mi się uda skończyć piłkę”, tylko już jest kontrola sytuacji – analizuje Daniel Pliński, wicemistrz świata z 2006 roku i mistrz Europy z 2009 roku, który podczas MŚ jest ekspertem Sport.pl

Pliński od początku turnieju podkreśla, że cały zespół Heynena jest dobrze dysponowany nie tylko siatkarsko i mentalnie, ale też fizycznie.

- Widać, że jest szybkość. I od naszych siatkarzy emanuje pewność siebie. Ona się bierze z dobrej „fizyki”. Chłopaki się nie spinają, wszystko im naturalnie wychodzi, w ich ruchach widać to „coś”. Mamy dużo luzu. Nie mówię o atmosferze, tylko o ciele, o takim stanie, w którym człowiek się nie spina, nie boi się grać, jest odważny. Na takich imprezach jak mistrzostwa świata to jest najważniejsze – mówi były znakomity siatkarz.

Bartosz Kurek: Będę hipsterem. Koncentruję się na robocie

Całe wojsko gotowe

Co ważne, gotowa jest cała obecna w Bułgarii „14”. Nawet jeśli już w trakcie turnieju okazało się, że rzadko grają Bartosz Kwolek, Damian Wojtaszek i Dawid Konarski, to jednak grają. Heynenowi wystarczyło pięć setów mistrzostw, by wszyscy jego podopieczni mieli zanotowany występ w nich. A w faktycznej, w miarę regularnej grze jest 11 zawodników. Ostatnio tak szeroko szliśmy chyba w poprzednim sezonie z mistrzostwami świata, czyli w roku złotego debiutu Antigi.

- Heynen prowadzi zespół bardzo logicznie. Widać, że już ma swoją pierwszą „szóstkę” i ma ludzi do dużej pomocy. Dał się chłopakom otrzaskać i teraz z nich korzysta – ocenia Pliński.

Przez długi czas Belg był krytykowany za to, że nie ma podstawowego składu. Poświęcił wszystkie mecze nie tylko towarzyskie, ale też Ligi Narodów, włącznie ze spotkaniami Final Six, by przygotować sobie cały zespół.

Efekt jest taki, że Kwolek debiutując w mistrzostwach kończy w meczu pięć z sześciu piłek, a Aleksander Śliwka dziewięć z 11. Pewnie, że akurat przeciw Portoryko nie było najtrudniej o dobre statystyki. Ale docenić takie debiuty trzeba. A Damian Schulz? Dla niego to też pierwszy wielki turniej. W nerwowym, na razie najtrudniejszym dla nas meczu z Bułgarią, wchodził na zmiany i świetnie pomagał. W ataku skończył cztery ataki na cztery, do tego dorzucił asa serwisowego. Wygląda na to, że Heynen ma naprawdę zaprawione wojsko.

 Kto z kim zagra w II rundzie? Kiedy mecze Polaków?

Heynen to wariat. Ale inny niż De Giorgi

To wojsko idzie za Heynenem od samego początku. Maj bieżącego roku, na początku reprezentacyjnego zgrupowania rozmawiam w Spale z Piotrem Nowakowskim. Doświadczony środkowy mówi tak:

- Znam go naprawdę bardzo krótko, bo ledwie od dwóch godzin. Jednak już widzę, że wprowadza ciekawą energię osoby pozytywnie zakręconej na punkcie siatkówki. Ale w porównaniu do zeszłego sezonu zakręconej właśnie - jak powiedziałem - w pozytywny sposób.

Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by wydedukować, że „Cichy Pit” wbił szpilkę poprzedniemu trenerowi kadry.

Ferdinando De Giorgi miał wyciągnąć Polskę z dołka, w który wpadła z Antigą za kierownicą. Niestety, Włochowi zupełnie nie wyszło. Czterogodzinne jednostki treningowe, szpiegowanie zawodników, zakazywanie im używania telefonów, ograniczanie kontaktów z rodziną, podejrzewanie o niewystarczające przykładanie się do pracy – w takiej atmosferze nie dało się zbudować drużyny na miarę dobrej gry w polskich mistrzostwach Europy. I jak w 2016 roku przegrywaliśmy wyraźnie z USA w olimpijskim ćwierćfinale w Rio, tak w roku 2017 nie umieliśmy urwać seta Słowenii w barażu o ćwierćfinał ME granych przed własną publicznością.

Po tamtym turnieju Michał Kubiak i Bartosz Kurek zastanawiali się nad swoją przyszłością w drużynie narodowej. Co mówią teraz?

- To uczciwy i szczery człowiek. Z kimś takim świetnie się pracuje – twierdzi Kubiak. I myślami wybiega już do igrzysk w Tokio. Kapitan drużyny wie, że za dwa lata z Heynenem i z kolegami chce powalczyć o olimpijski medal.

A teraz Kurek: „Szczerość to jedno, ale trener ma też inne cechy charakteru, dzięki którym praca z nim jest komfortowa. Vital trzyma się swojego planu. Jest skoncentrowany, ale też zrelaksowany. To ważne, żeby mieć po swojej stronie trenera, który wie, czego od nas oczekuje, ale też wie, jak te rzeczy wyegzekwować, jak nam pomóc”.

Laurkę trzeba teraz trochę pomazać. Problemem nie jest nieszkodliwa nieprzewidywalność trenera, bo do podbijania piłki krzesłem czy wózkiem z supermarketu siatkarze już przywykli (a dziennikarze do tego, że trener lubi im stanąć za plecami i patrzeć, co robią, informując, że teraz sprawdza, jak pracują). Ale na pewno byłoby dobrze, gdyby Heynen czasami potrafił powściągnąć swoje emocje. Jego krzyki ewidentnie szkodziły Bartoszowi Bednorzowi. Widać, że nie są też idealną formą dotarcia do Pawła Zatorskiego, nawet jeśli w kolejnych dniach po publicznej połajance na Memoriale Wagnera libero pracował mocniej i w kolejnych meczach zaprezentował się dużo lepiej. Ale też nie przesadzajmy, próbując wymagać od Heynena, by zmienił swoją naturę.

- Czego my się spodziewaliśmy? – pyta Pliński. - Trenerzy się nie zmieniają. A na pewno nie na tyle. Przecież ludzie, którzy zatrudniali Heynena, wiedzieli, że taki ma styl pracy. Teraz to jest wyłącznie kwestia mentalności, tego czy zawodnicy sobie z tym poradzą. Boję się, co będzie jak przegramy, czy wtedy nie dojdzie do mocniejszej wymiany zdań. Zobaczymy, jak się wtedy drużyna będzie zachowywała – mówił nam kilka dni temu Pliński.

Pierwszą próbę Heynen wytrzymał. Przy stanie 22:23 w czwartym secie meczu z Bułgarią, a więc w momencie, w którym zanosiło się na tie-breaka, zachował spokój. Zawodnicy opowiadali nam, że rozmawiał z nimi jak psycholog. - Wiadomo, że to jest dobry psycholog. Choleryk, ale psycholog na pewno. Wie, kiedy się zdenerwować i krzyczeć. Tę końcówkę graliśmy dobrze, a Bułgarom szło, bo ryzykowali. Nie było powodu, żeby Heynen krzyczał na chłopaków – tłumaczy Pliński. Zobaczymy, czy dalej też psycholog będzie w Heynenie wygrywał z cholerykiem.

Polacy niepokonani, ale indywidualnie wcale się nie wyróżniają

Ożywczy dopływ świeżej krwi

A propos chłopaków, jak o swych młodszych kolegach mówi Pliński. Mało kto zauważą, że w kadrze grającej na bułgarsko-włoskim mundialu mamy tak naprawdę siedmiu, a nie pięciu mistrzów świata. Tyle że dwaj są mistrzami w kategorii juniorów. Bartosz Kwolek i Jakub Kochanowski rok temu byli liderami kadry do lat 21, która wygrała mundial w Czechach. Teraz Kochanowski zewsząd słyszy „ochy” i „achy”, bo pokazuje, że i w świecie seniorów nie boi się absolutnie nikogo. Niewykluczone, że Kwolek swoje wielkie chwile też przeżyje jeszcze w tym turnieju, nawet jeśli na razie niewielu by na to postawiło.

Młody – 23-letni – jest Artur Szalpuk, który śmieje się, że ze swoimi latami Kochanowskiemu i Kwolkowi może w reprezentacji „tatkować”. Przyjmujący jest jednym z liderów drużyny, może nawet był naszym najlepszym zawodnikiem w pierwszej fazie MŚ. Kilka dni temu w rozmowie ze Sport.pl powiedział o Heynenie tak: „Bywa, że mówię mojej dziewczynie przez telefon, że na tym czy na tamtym treningu mnie wkurzył. Ale następnego dnia twierdzę, że jednak trener miał rację”.

Vital „kupił” starych liderów i widać, że „kupił” również młodzież. Podobno niewiele brakowało, a na mistrzostwa przyjechałby jeszcze jeden złoty medalista juniorskiego mundialu, Tomasz Fornal. A wcześniej w drużynie byli też m.in. młodzi rozgrywający – 22-letni Marcin Komenda i 24-letni Marcin Janusz.

Krótko mówiąc: dopływ świeżej krwi dobrze robi naszej reprezentacji. Znów warto przypomnieć MŚ z 2014 roku. Wówczas objawieniem był Mateusz Mika, który wcześniej w kadrze bywał incydentalnie, a pierwsze skrzypce grali też Karol Kłos i Fabian Drzyzga, którzy również dopiero wtedy dostali możliwość prawdziwej gry.

Lekcje odrabiamy wzorowo

Nie byłoby dobrej gry młodych, nie byłoby też kolejnej młodości starszych, gdyby nie było dobrego przygotowania. O fizycznym już było. Teraz kilka słów o odrobionych lekcjach, jeśli chodzi o rozpracowanie rywali. To niby standard, że sztaby trenerskie w sporcie na najwyższym poziomie składają się z fanatyków i pracoholików. Ale ważne, by zawodnikom umieć przekazywać wiedzę. Podobno w tym roku przebiega to wyjątkowo sprawnie.

- Widzę i wiem, bo jestem w kontakcie z Pawłem Woickim [to drugi asystent Vitala Heynena], że w kadrze absolutnie nic nie jest pozostawione przypadkowi – przekonuje Pliński. I o szczegółowym przygotowaniu naszych zawodników opowiada na przykładzie pracy przyjmujących. - Kubiak, Zatorski i Szalpuk dobrze przewidują, gdzie spadnie piłka. Źle mówię, oni nie przewidują, tylko wiedzą. Są przygotowani przez sztab, pamiętają ulubione kierunki zagrywki poszczególnych rywali. Naszym chłopakom ciężko strzelić asa, nie przypominam sobie, żeby na czysto jakiś nam wszedł. Oczywiście zdarza się, że po rękach piłka idzie w aut, ale my świetnie wiemy, gdzie kto zaserwuje – zauważa nasz ekspert.

Środa i czwartek mijają naszej kadrze na przygotowaniach do trzech kolejnych egzaminów, czyli zaplanowanych na piątek, sobotę i niedzielę (każdego dnia o godzinie 19.40) meczów z Argentyną, Francją i Serbią. – Nie boimy się nikogo, znamy swoją wartość, ale też nie chodzimy z głową w chmurach i wiemy, że na razie mimo tych pięciu wygranych spotkań nic nie osiągnęliśmy – mówi Kubiak. – W ich wygranie włożyliśmy mnóstwo zdrowia i teraz byłoby głupio tego nie wykorzystać – dodaje kapitan.

Więcej o:
Copyright © Agora SA