O'piłki Marciniaka. Czy Brzęczek jest wizjonerem?

Przez ostatnie tygodnie Jerzy Brzęczek przyglądał się grze z bezpiecznej pozycji przy stole, teraz po raz pierwszy odsłonił karty. Czy to rozdanie okaże się dla niego zwycięskie? Wiele zależy od tego, jak zdefiniujemy stawkę tej rozgrywki.

Selekcjoner, który zaczyna kadencję ma zazwyczaj grupę piłkarzy, która zawiodła (rzadkim wyjątkiem są sytuacje, gdy trener jest zmieniany po wymiernym sukcesie) i wiele pomysłów na to, by poprawić grę reprezentacji. Media uważnie przyglądają się każdej decyzji, analizowane są pojedyncze słowa i gesty. Wszystko ma ogromny wpływ na budowanie klimatu wokół najważniejszej drużyny w kraju. Punktem kulminacyjnym są pierwsze powołania i boiskowa weryfikacja odmienionego zespołu. W tym momencie trener balansuje między chęcią wprowadzenia innowacji i zachowaniem status quo. Załóżmy, że Jerzy Brzęczek na pierwsze zgrupowanie powołuje niemal tych samych zawodników, którzy byli w mundialowej kadrze. Reakcja byłaby łatwa do przewidzenia.

- Znowu te same zgrane karty! Oni zawiedli, czas na innych! Po co zmieniać trenera skoro nie ma nic nowego do zaproponowania?

Dlatego pierwsze zgrupowanie to czas, gdy nowy trener stara się zburzyć dotychczasowy porządek. Czuje, że to moment, gdy powinien zaproponować coś nowego, ożywczego, bo w taki sposób może zbudować autorytet na kolejne miesiące pracy. Piłkarze powołani na pierwsze zgrupowanie łakną informacji o nowych zasadach, są ciekawi tego, co chce im zaproponować selekcjoner. Dopytują o to ludzi, którzy mieli już okazję porozmawiać z trenerem i mogą znać jego metody pracy. Nie da się dwa razy zrobić pierwszego wrażenia, dlatego dla obu stron to będą bardzo ważne dni. Jerzy Brzęczek musi przekonać grupę bardziej doświadczonych zawodników, że ma pomysł, pasję i odpowiednią wiedzę, by poprowadzić ich w dobrym kierunku.

Po przeprowadzonych rozmowach z bardziej doświadczonymi kadrowiczami na pewno wie już, na co piłkarze po cichu narzekali podczas zgrupowań u Adama Nawałki. W niektórych miejscach będzie chciał poluzować, by w innych jeszcze dokręcić śrubę. To też dobry moment na terapię wstrząsową dla grupy zawodników, którzy ostatnio obniżyli loty. Brak powołania ma podziałać jak zimny prysznic. Jednych ma zmobilizować do lepszej gry, innych do określenia swojej przyszłości i znalezienia klubu, gdzie mają szansę na regularne występy. Z kadry, która pojechała na Mistrzostwa Świata na pierwszym zgrupowaniu zabraknie aż dziewięciu piłkarzy. Łukasz Piszczek zakończył reprezentacyjną karierę, ale w pozostałych przypadkach jest to sygnał ostrzegawczy. Pazdan, Jędrzejczyk, Peszko czy Grosicki przechodzą przez strefę turbulencji, więc dostają więcej czasu na znalezienie właściwego toru. Dla dobra kadry lepiej żeby ten ostatni najpierw wszedł na boisko, a nie na giełdę.

Wprowadzanie zmian to nie tylko organizacja zgrupowania, nowy sztab, inny rozkład zajęć czy sposób prowadzenia treningów. To przede wszystkim nowe twarze. Każdy trener ma wewnętrzne przekonanie, że widzi więcej. Uważa, że potrafi lepiej dostrzec potencjał piłkarza, który do tej pory był pomijany. Ma to w sobie pierwiastek próżności, często stoi za tym chęć, by za kilkanaście lat o uznanym kadrowiczu powiedzieć: A wiecie, kto pierwszy go powołał?  Do dziś pamiętamy, że Leo Beenhakker dostrzegł coś w Michale Pazdanie, a po latach piłkarska rzeczywistość potwierdziła przeczucia Holendra. Adam Nawałka odkrył dla kadry Krzysztofa Mączyńskiego i choć często był za to krytykowany, to ostatecznie wyszło na jego. „Mąka” był wiernym żołnierzem, przez wiele miesięcy nie zawodził, miał w reprezentacji bardzo udane chwile.

Teraz kogoś takiego szuka Jerzy Brzęczek. Zawodnika, który zostawi trwały ślad w kadrze, a obecny selekcjoner będzie z dumą powtarzał, że to on go odkrył. Wizjonerstwo - tak trzeba tłumaczyć kilka zaskakujących powołań z Ekstraklasy. Pietrzak, Szymański, a zwłaszcza Dźwigała to nie były oczywiste wybory. Z łatwością można byłoby wskazać kilku innych piłkarzy, którzy w pierwszych kolejkach grali na podobnym poziomie, a nawet lepiej. Zaproszenie ich na zgrupowanie najważniejszej drużyny to motywacja do wytężonej pracy, a jednocześnie pozytywny sygnał dla zawodników niezauważanych przez poprzednika. To możliwość rozszerzenia grupy selekcyjnej, poszukania nowych rozwiązań. Nie łudźmy się, że to piłkarze, którzy błyskawicznie przejmą stery w drużynie i poprowadzą ją do zwycięstw w Lidze Narodów. Bardziej prawdopodobne, że w ekipie, która zacznie wiosną przyszłego roku eliminacje do Mistrzostw Europy 2020 nie znajdzie się żaden z nich. Jeśli Brzęczek chce dać szansę im i kilku innym zawodnikom z dalszego planu (Kamiński, Reca, Kądzior, Klich, Romanczuk) to nie znajdzie na to lepszego momentu. Jesienne mecze w Lidze Narodów to poligon doświadczalny, który przetrwają najbardziej oddani żołnierze selekcjonera. Nieoczywiste powołania to sygnał, że każdy nosi buławę w plecaku.

Wyzwań jest wiele. Określenie hierarchii w bramce, wybór prawego obrońcy z grupy kandydatów o podobnym potencjale, znalezienie stopera, który będzie dobrze rozumiał się z Glikiem. Lewa obrona to od wielu lat pozycja, na której nie ma idealnego kandydata. Stąd powołania dla Rybusa, Pietrzaka i Recy, a sądzę, że w przyszłości szansę dostaną także inni. W drugiej linii poza Krychowiakiem i Zielińskim nie ma pewniaków. Kadra potrzebuje skrzydłowych niczym kania dżdżu. W ataku jedno miejsce jest zarezerwowane dla Lewandowskiego, a za jego plecami trwa wyścig, w którym Milik ma tylko nieznaczną przewagę nad resztą stawki. Ta szybka wyliczanka pokazuje jak wiele pracy czeka nowego trenera i jego sztab.

Dziś w kadrze, pół roku temu w trzeciej lidze. Rafał Pietrzak, czyli największe zaskoczenie w reprezentacji Polski

Członek zarządu Lokomotiwu Moskwa komplementuje Polaka. Grzegorz Krychowiak wreszcie doceniany

Bartosz Kapustka zaliczył świetny mecz w Leicester u-23 [wideo]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.