11 - dokładnie tyle minut trzeba było czekać, by Legia Warszawa oddała pierwszy strzał w meczu z mistrzami Luksemburga. Dokładnie tyle trzeba było też czekać, aż z trybun popłynie głośne "Legia grać, ku*wa mać", które warszawiakom towarzyszy nieprzerwanie od początku obecnego sezonu. Mistrzowie Polski nie sprostali rywalom i odpadli z kwalifikacji Ligi Europy. W dwumeczu z Dudelange zabrakło im argumentów w ataku, umiejętności gry w defensywie, chęci, pomysłu, zaangażowania. Zabrakło im niemal wszystkiego. W rewanżu legioniści przespali pierwszą połowę, a w drugiej nie zdążyli odrobić strat. Dwa gole Jose Kante do awansu nie wystarczyły.
Kiedy kilka dni temu pytaliśmy portugalskich dziennikarzy o nowego trenera Legii Warszawa, Ricardo Sa Pinto, wszyscy zgodnie mówili, że to trener porywczy i impulsywny, często mający kłopoty przez swoje bezpośrednie wypowiedzi. Mówili też jednak, że potrafi w krótkim czasie dotrzeć do zawodników znajdujących się w kryzysie, wstrząsnąć nimi i sprawić, by odmienili swoją grę. Sam Pinto podkreślał także, że widzi w warszawiakach potencjał i piłkarzy, którzy są w stanie odrobić straty z pierwszego meczu z Dudelange. Żadne z tych słów nie znalazło jednak potwierdzenia w Luksemburgu. Legia wcale nie przeżyła wstrząsu - wciąż była uśpiona, nie miała pomysłu na zaskoczenie przeciwników, grała statycznie i w jednym tempie. Miała uśpić przeciwnika, a sama ucięła sobie dłuższą drzemkę. Obudziła się w drugiej połowie, ale wtedy było już za późno, bo drugi gol Kante (pierwszego strzelił jeszcze przed przerwą) pozwolił tylko na remis w drugim meczu, a nie dwumeczu.
Nie tylko słowa o wstrząsie okazały się nieprawdziwe. Takie były również wypowiedzi samego Sa Pinto, który na przedmeczowej konferencji prasowej mówił, że wielokrotnie w swojej karierze, zarówno piłkarskiej, jak i trenerskiej odrabiał straty na wyjeździe. A tak naprawdę odrobił je raz, w Pucharze Grecji, będąc jeszcze trenerem Atromitosu, z którego został zwolniony po czterech miesiącach pracy.
"To nie sensacja, sensacje tak nie wyglądają, tu na razie po prostu wygrywa drużyna piłkarsko lepsza" - pisał na Twitterze Paweł Wilkowicz, dziennikarz Sport.pl. Jego słowa idealnie oddały obraz pierwszej połowy czwartkowego spotkania, w którym Legia była jedynie tłem dla Dudelange. Piłkarze warszawskiego zespołu głównie przyglądali się temu, co robią jej rywale. Minimalne zaangażowanie pokazali dopiero w drugich 45 minutach, ale 45 minut dobrej gry na 180, to zbyt mało, by grać w decydującej fazie eliminacji.
Legia zawiodła drużynowo, zawiodła też indywidualnie. Chris Philipps udowodnił, że nie ma umiejętności (chęci chyba też) do gry na środku obrony. Luksemburczyk w 7. minucie nie zdążył za Patrickiem Stumpfem, który wykorzystał świetne dogranie Davida Turpela, zdobywając bramkę na 1:0.
Cafu również nie nadążał, ale on akurat nie radził sobie z grą kombinacyjną drużyny z Luksemburga. Portugalczyk był zagubiony w środku pola, nie potrafił wygrywać pojedynków z rywalami, kompletnie nie wychodziły mu podania prostopadłe, przez co głównie skupiał się na zagraniach "na alibi", w boczne sektory boiska. W 17. minucie trzy szybkie podania piłkarzy Dudelange tak bardzo zakręciły 25-latkiem, że ten ostatecznie się potknął i pozwolił na strzał swojemu rodakowi, Stelvio.
Inni, szczególnie w pierwszej połowie też grali na zastraszająco niskim poziomie. Po przerwie i wejściu Szymańskiego i Hamalainena, szybkość i dynamika gry nieco się zmieniły, Kucharczyk wciąż biegał i groźnie dogrywał, a Kante dołożył wspomnianą drugą bramkę. Niesmak jednak pozostał
"Bez honoru, bez ambicji, bez woli walki, bez zaangażowania, bez motywacji, bez pomysłu, bez wykonawców, bez piłkarskich argumentów" - braki Legii jej kibice, a także eksperci, w mediach społecznościowych wymieniają jednym tchem. Wszystkie są do siebie bliźniaczo podobne. Wszystkie mówią o tym, w jakim miejscu znalazła się aktualnie drużyna mistrzów Polski. Drużyna mistrzów Polski, która w czwartek nie sprostała mistrzom Luksemburga (!). Nawet lepsza gra w drugiej połowie nie sprawi, że wszyscy zapomną o fatalnej grze w pierwszym meczu i pierwszej części rewanżu.
"Piłkarze Legii grają tak, jakby robili to za karę. Piłkarze Dudelange grają tak, jakby sprawiało im to frajdę" - mówił Marcin Żewłakow na antenie TVP 2 w trakcie meczu. Spostrzeżenie celne, idealnie oddające słabość i żenujący poziom, zaprezentowany przez mistrzów Polski w tegorocznych eliminacjach Ligi Europy. Eliminacjach skończonych, które zapiszą się w historii, jako jedne z najgorszych dla warszawiaków.
Wstyd, żenada, kompromitacja. Z jednej strony chyba dobrze, że to już koniec...