Liga Europy. Dudelange - Legia Warszawa. Wstyd, żenada, kompromitacja po raz drugi. Dobrze, że to już koniec [SPOSTRZEŻENIA]

Legia dopełniła obrazu rozpaczy i żenującego poziomu gry, remisując na wyjeździe z F91 Dudelange. Mistrzowie Polski okazali się gorsi od mistrzów Luksemburga i zakończyli swój udział w kwalifikacjach Ligi Europy. W drugiej połowie walczyli, mieli rywala w narożniku, ale nie potrafili wyprowadzić decydującego, posyłającego na deski ciosu. I z jednej strony chyba dobrze, że to już koniec.

11 - dokładnie tyle minut trzeba było czekać, by Legia Warszawa oddała pierwszy strzał w meczu z mistrzami Luksemburga. Dokładnie tyle trzeba było też czekać, aż z trybun popłynie głośne "Legia grać, ku*wa mać", które warszawiakom towarzyszy nieprzerwanie od początku obecnego sezonu. Mistrzowie Polski nie sprostali rywalom i odpadli z kwalifikacji Ligi Europy. W dwumeczu z Dudelange zabrakło im argumentów w ataku, umiejętności gry w defensywie, chęci, pomysłu, zaangażowania. Zabrakło im niemal wszystkiego. W rewanżu legioniści przespali pierwszą połowę, a w drugiej nie zdążyli odrobić strat. Dwa gole Jose Kante do awansu nie wystarczyły.

Miał być wstrząs, było uśpienie

Kiedy kilka dni temu pytaliśmy portugalskich dziennikarzy o nowego trenera Legii Warszawa, Ricardo Sa Pinto, wszyscy zgodnie mówili, że to trener porywczy i impulsywny, często mający kłopoty przez swoje bezpośrednie wypowiedzi. Mówili też jednak, że potrafi w krótkim czasie dotrzeć do zawodników znajdujących się w kryzysie, wstrząsnąć nimi i sprawić, by odmienili swoją grę. Sam Pinto podkreślał także, że widzi w warszawiakach potencjał i piłkarzy, którzy są w stanie odrobić straty z pierwszego meczu z Dudelange. Żadne z tych słów nie znalazło jednak potwierdzenia w Luksemburgu. Legia wcale nie przeżyła wstrząsu - wciąż była uśpiona, nie miała pomysłu na zaskoczenie przeciwników, grała statycznie i w jednym tempie. Miała uśpić przeciwnika, a sama ucięła sobie dłuższą drzemkę. Obudziła się w drugiej połowie, ale wtedy było już za późno, bo drugi gol Kante (pierwszego strzelił jeszcze przed przerwą) pozwolił tylko na remis w drugim meczu, a nie dwumeczu.

Nie tylko słowa o wstrząsie okazały się nieprawdziwe. Takie były również wypowiedzi samego Sa Pinto, który na przedmeczowej konferencji prasowej mówił, że wielokrotnie w swojej karierze, zarówno piłkarskiej, jak i trenerskiej odrabiał straty na wyjeździe. A tak naprawdę odrobił je raz, w Pucharze Grecji, będąc jeszcze trenerem Atromitosu, z którego został zwolniony po czterech miesiącach pracy.

Sensacji nie było

"To nie sensacja, sensacje tak nie wyglądają, tu na razie po prostu wygrywa drużyna piłkarsko lepsza" - pisał na Twitterze Paweł Wilkowicz, dziennikarz Sport.pl. Jego słowa idealnie oddały obraz pierwszej połowy czwartkowego spotkania, w którym Legia była jedynie tłem dla Dudelange. Piłkarze warszawskiego zespołu głównie przyglądali się temu, co robią jej rywale. Minimalne zaangażowanie pokazali dopiero w drugich 45 minutach, ale 45 minut dobrej gry na 180, to zbyt mało, by grać w decydującej fazie eliminacji.

Zawiedli prawie wszyscy

Legia zawiodła drużynowo, zawiodła też indywidualnie. Chris Philipps udowodnił, że nie ma umiejętności (chęci chyba też) do gry na środku obrony. Luksemburczyk w 7. minucie nie zdążył za Patrickiem Stumpfem, który wykorzystał świetne dogranie Davida Turpela, zdobywając bramkę na 1:0.

Cafu również nie nadążał, ale on akurat nie radził sobie z grą kombinacyjną drużyny z Luksemburga. Portugalczyk był zagubiony w środku pola, nie potrafił wygrywać pojedynków z rywalami, kompletnie nie wychodziły mu podania prostopadłe, przez co głównie skupiał się na zagraniach "na alibi", w boczne sektory boiska. W 17. minucie trzy szybkie podania piłkarzy Dudelange tak bardzo zakręciły 25-latkiem, że ten ostatecznie się potknął i pozwolił na strzał swojemu rodakowi, Stelvio.

Inni, szczególnie w pierwszej połowie też grali na zastraszająco niskim poziomie. Po przerwie i wejściu Szymańskiego i Hamalainena, szybkość i dynamika gry nieco się zmieniły, Kucharczyk wciąż biegał i groźnie dogrywał, a Kante dołożył wspomnianą drugą bramkę. Niesmak jednak pozostał

Bez honoru, woli walki. Bez piłkarskich podstaw

"Bez honoru, bez ambicji, bez woli walki, bez zaangażowania, bez motywacji, bez pomysłu, bez wykonawców, bez piłkarskich argumentów" - braki Legii jej kibice, a także eksperci, w mediach społecznościowych wymieniają jednym tchem. Wszystkie są do siebie bliźniaczo podobne. Wszystkie mówią o tym, w jakim miejscu znalazła się aktualnie drużyna mistrzów Polski. Drużyna mistrzów Polski, która w czwartek nie sprostała mistrzom Luksemburga (!). Nawet lepsza gra w drugiej połowie nie sprawi, że wszyscy zapomną o fatalnej grze w pierwszym meczu i pierwszej części rewanżu.

"Piłkarze Legii grają tak, jakby robili to za karę. Piłkarze Dudelange grają tak, jakby sprawiało im to frajdę" - mówił Marcin Żewłakow na antenie TVP 2 w trakcie meczu. Spostrzeżenie celne, idealnie oddające słabość i żenujący poziom, zaprezentowany przez mistrzów Polski w tegorocznych eliminacjach Ligi Europy. Eliminacjach skończonych, które zapiszą się w historii, jako jedne z najgorszych dla warszawiaków.

Wstyd, żenada, kompromitacja. Z jednej strony chyba dobrze, że to już koniec...

Więcej o:
Copyright © Agora SA