Siatkówka. Czy można być zadowolonym z wyniku polskich zespołów w Lidze Mistrzów? Maciej Jarosz: PGE Skra i Cucine Lube to zespoły o podobnym potencjale

Z polskich zespołów tylko ZAKSA Kędzierzyn-Koźle awansowała do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. PGE Skra Bełchatów i Jastrzębski Węgiel pożegnały się z rozgrywkami na etapie play-off 12.

Do fazy play-off Ligi Mistrzów przystąpiły trzy polskie zespoły – Jastrzębski Węgiel, PGE Skra Bełchatów oraz ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Na mocy losowania prowadzonych przez Ferdinando De Giorgiego jastrzębian zestawiono z kędzierzynianami Andrei Gardiniego, a bełchatowian Roberto Piazzy z Cucine Lube Civitanova. To oznaczało, że do kolejnego etapu rozgrywek awansują maksymalnie dwaj przedstawiciele PlusLigi.

ZAKSA polskim faworytem w bratobójczej parze

Opinie po wylosowaniu pary ZAKSA – Jastrzębski Węgiel były podzielone. Jedni nie kryli zadowolenia, że wynik tej edycji LM dla polskich zespołów na pewno będzie lepszy niż poprzednim razem (do play-off 6 nie awansował wtedy żaden reprezentant PlusLigi), a inni żałowali, że przy realizacji najlepszego scenariusza tylko dwie drużyny będą miały możliwość zaprezentowania się w play-off 6.

W pierwszym meczu ZAKSA szybko wyszła na prowadzenie 2:0, bowiem jastrzębianie prezentowali 1/3 skuteczności ataku mniej. W trzecim secie role się odwróciły, więc gospodarze wygrali 25:21, a w czwartym większa liczba błędów gości zaserwowała im zwycięską, acz wyrównaną końcówkę (35:33). ZAKSA wyjechała z Jastrzębia-Zdroju ze sporą zaliczką (3:1) i w meczu u siebie do awansu wystarczyły jej dwa wygrane sety.

Spotkanie to przebiegło bez większej historii. Zespół trenera Gardiniego szybko wyszedł na dwusetowe prowadzenie, a w trzeciej partii oba zespoły wystąpiły w rezerwowych składach. Porażka jastrzębian była wyraźna – trzecią partię przegrali 12:25.

- Wiadomo było, że po plusligowych derbach któryś z naszych reprezentantów odpadnie z rozgrywek. Zdecydowanym zwycięzcą rywalizacji ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Jastrzębski Węgiel okazali się mistrzowie kraju i to oni awansowali do play-off 6. Wiem, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa – mówi Sport.pl medalista mistrzostw Europy i olimpijczyk, Maciej Jarosz.

W play-off 6 ZAKSA zagra z prowadzonym przez Vitala Heynena VfB Friedrichshafen, które nie przegrało w tej edycji Ligi Mistrzów (w fazie grupowej grało z Halkbankiem Ankara, PAOK-iem Saloniki i Ford Store Levoranta Sastamala – zespołami, które nie reprezentowały europejskiej czołówki; w play-off 12 mierzyło się z Berlin Recycling Volleys, w którym po formie z poprzedniego sezonu zostało niewiele). - O ZAKSĘ się nie boję. VfB Friedrichshafen wygrywało do tej pory non-stop, ponieważ nie miało żadnego klasowego przeciwnika. Brawo dla niemieckiego zespołu za passę, ale ciężko było przegrać którekolwiek z tych spotkań. Do rywali play-off 6 kędzierzynianie podejdą jako zdecydowany faworyt – dodaje Maciej Jarosz.

Powtórka z rozrywki PGE Skry

W poprzednim sezonie PGE Skra Bełchatów odpadła z Ligi Mistrzów na etapie play-off 12 przegrywając rywalizację z Cucine Lube Civitanova. W tym roku scenariusz się powtórzył, choć tym razem włoska drużyna wygrała oba spotkania (w poprzednim razem bełchatowianie zwyciężyli w drugim meczu 3:2).

W pierwszym tegorocznym spotkaniu obu zespołów drużyna Roberto Piazzy prowadziła 2:0 (w pierwszym secie osiągnęła 70 procent skuteczności ataku, w drugim ten wskaźnik spadł, ale wciąż była lepsza od rywali choćby w bloku). Załamanie w trzecim secie spowodowane było spadkiem efektywności ataku do 35 procent. Bełchatowianie już nie powrócili do meczu i nie wykorzystali swoich szans, przegrywając 2:3. Kolejne starcie, tym razem na włoskim terenie, to pewna wygrana Cucine 3:0 i nieskuteczność gości na lewym skrzydle. Sam Cwetan Sokołow zdobył więcej bloków niż Skra (5, Skra tylko 2), a Micah Christenson zaserwował tyle samo asów, co cała ekipa przeciwników (3).

- Jeśli chodzi o PGE Skrę Bełchatów, to w pierwszym spotkaniu z Cucine Lube Civitanova nie wykorzystała swoich szans. W drugim gra nie potoczyła się tak, jak siatkarze Roberto Piazzy mogliby sobie tego życzyć. Nie zawsze patrzę w statystyki i mimo wszystko nadal uważam, że bełchatowianie z pierwszej odsłony rywalizacji to bardzo dobry zespół. Niewiele brakowało, by wygrali 3:0, a wtedy drugie spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej – ocenia Maciej Jarosz. - W mojej opinii PGE Skra i Cucine Lube to zespoły o podobnym potencjale, jednak oponenci wykorzystali swoje boisko i dyspozycję dnia, zapewniając sobie awans do dalszego etapu Ligi Mistrzów. Większy komfort włoskich rywali po pierwszym meczu zrobił swoje i drużyna z Bełchatowa była w sytuacji podbramkowej - wyjaśnia. - Istnieje różnica między ligą polską a włoską. Spójrzmy jednak na to inaczej. Pozostałe drużyny są w Europie do ogrania, rzecz jasna poza Zenitem Kazań, na który w ostatnim czasie nikt nie ma recepty. Włosi na pewno dominują, ale Polacy nie mają się czego wstydzić. W mojej ocenie jesteśmy trzecią siłą Starego Kontynentu – podsumowuje były reprezentant Polski.

Czy można być zadowolonym z wyniku polskich zespołów w Lidze Mistrzów?

Niektórzy powiedzą, że na pewno, bo rezultat jest lepszy niż rok wcześniej. Jeden reprezentant PlusLigi w świetle trzech Serie A to jednak wciąż przepaść, która pokazuje, ile dzieli polskie rozgrywki od liderów europejskiej siatkówki.

Co by nie mówić o byciu gospodarzem Final Four (zwolnienie z obowiązku gry w play-off), to mimo wszystko 2012 rok w wykonaniu Skry zapamiętany zostanie na długo. Wygrana 3:0 z Arkasem Izmir w półfinale i przegrana na przewagi w finałowym tie-breaku z Zenitem Kazań nadal będą nazywanie jednymi z najlepszych wyników w Lidze Mistrzów. Podobnie jak to, co trzy lata później polskiej siatkówce dała Asseco Resovia, która o własnych siłach dotarła do Final Four. Mimo tego, że w finale różnica między rzeszowskim zespołem a Zenitem była większa (zespół z Kazania wygrał 3:0), to był to historyczny sukces.

Analogia do 2015 roku jest ważna. Właśnie wtedy, podobnie jak w tegorocznych rozgrywkach, do play-off awansowali trzej polscy przedstawiciele (Skra, Resovia, Jastrzębski Węgiel). W play-off 6 znalazło się dwóch z nich. Obecnie jest jeden. Mimo że „kryzysowy” sezon 2016/2017 jest  przeszłością, to czy wszystko co złe w europejskich pucharach jest już za PlusLigą? Na placu boju pozostała ZAKSA, która musi to udowodnić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.