W drugiej rundzie Australian Open naprzeciwko siebie stanęły dwie prezentujące znakomity tenis zawodniczki – rozstawiona z numerem 23 Daria Gavrilova i zajmująca w światowym rankingu 35. pozycję Elise Mertens. Ich pojedynek zapowiadał się bardzo interesująco, ale tego, co stało się w pierwszym secie, nie przewidział żaden scenariusz.
Gavrilova grała bardzo dobrze, dobiegała niemal do wszystkich piłek i atomowymi uderzeniami sama rozrzucała przeciwniczkę po korcie. Mertens była z kolei lekko przygaszona i nie mogła nic poradzić na skuteczną grę Australijki. Kiedy reprezentantka gospodarzy osiągnęła prowadzenie 5:0, wszyscy byli pewni, że za chwilę dokończy dzieła i wygra seta najbardziej upokarzającym wynikiem. Wtedy stała się jednak rzecz zupełnie nieoczekiwana.
Role jakby się odwróciły i to Mertens zaczęła grać dużo lepiej. Gavrilova na początku zlekceważyła rywalkę, ale z czasem coraz bardziej się denerwowała, widząc, że ta szybko odrabia straty. Światowe media zachwycały się wspaniałym powrotem Caroline Wozniacki kilka godzin wcześniej (Dunka przegrywała z Janą Fett w decydującym secie 1:5 i 15:40, musiała bronić piłek meczowych, ale zdołała ostatecznie wygrać mecz) i nikt nie spodziewał się, że w ostatnim spotkaniu dnia widzowie na Rod Laver Arena zobaczą podobny pościg.
Elise Mertens od stanu 0:5 wygrała siedem gemów z rzędu, seta i wyszła na prowadzenie w meczu. Jej wyczyn był na tyle niesamowity, że całkowicie zdekoncentrował i odebrał chęć do gry Gavrilovej, która do końca spotkania nie potrafiła wrócić do optymalnej dyspozycji.
Pojedynek zakończył się wygraną Belgijki, która triumfowała ostatecznie 7:5 6:3 i po raz drugi w karierze awansowała do trzeciej rundy turnieju wielkoszlemowego (wcześniej na Roland Garros 2017). Jej kolejną rywalką będzie Francuzka Alize Cornet.