Ekstraklasa. Śląsk - Zagłębie. "Nikt nie mówił, że będziemy walczyć o mistrzostwo". Wrocławianie w coraz większych tarapatach

W niedzielę o godz. 18.00 w meczu 17. kolejki Lotto Ekstraklasy Śląsk Wrocław podejmie u siebie Zagłębie Lubin. Gospodarze, którzy bardzo dobrze rozpoczęli obecny sezon, teraz prezentują się coraz gorzej. W ostatnich pięciu spotkaniach zaliczyli aż cztery porażki. Kolejna może sprawić, że cierpliwość władz klubu się skończy.

Drużyna, która buduje ligową potęgę - tak jeszcze kilka tygodni temu niektóre media nazywały drużynę Śląska Wrocław prowadzoną przez Jana Urbana. Drużynę, która zaskakiwała kolejnych ligowych rywali grając ofensywnie, szybko i skutecznie. Rozczarowanie - tak większość kibiców i ekspertów mówi o Śląsku dziś, przed niedzielnym spotkaniem z Zagłębiem Lubin. Spotkaniem, które - wbrew oficjalnym zaprzeczeniom władz klubu - może być jednym z ostatnich, w których Jan Urban zasiądzie na ławce trenerskiej wrocławskiego zespołu.

Miłe złego początki

Urban do Śląska przychodził jako ratownik. Klub, który miał walczyć o udział w europejskich pucharach, w ubiegłym sezonie przez Mariusza Rumaka został doprowadzony do ruiny. Nie funkcjonowało w nim niemal wszystko, a piłkarze - mówiąc bardzo kolokwialnie - za trenera umierać nie chcieli. Skończyło się na tym, że Rumakowi podziękowano pod koniec 2016 roku, a w jego miejsce ściągnięto Urbana, któremu zlecono poskładanie rozrzuconych klocków w całość.

Nie udało się tego zrobić od razu, bowiem w pięciu pierwszych meczach pod wodzą nowego szkoleniowca piłkarze Śląska wciąż zawodzili i przegrali aż trzy spotkania, jedno remisując i raz wygrywając. Drgnęło dopiero w marcu, po wygranej z Bruk-Bet Termalicą (4-3). Od tamtej pory niemal w każdym meczu Śląska widać było postęp, a wrocławianie siedem kolejek w grupie spadkowej przeszli piorunująco. Wygrywali często, w dodatku bardzo przekonująco - 6-0 z Ruchem Chorzów, 4-1 z Arką Gdynia, 2-0 z Cracovią i 3-0 z Wisłą Płock. Grupę spadkową wygrali i pokazali, że w następnym (obecnym) sezonie aspiracje będą mieli zdecydowanie większe, niż walka o pozostanie w Ekstraklasie.

(nie)Udana transferowa ofensywa

Udana końcówka poprzedniego sezonu rozbudziła apetyty zarówno kibiców, jak i przedstawicieli władz Śląska. Latem do Wrocławia zawitało wielu nowych piłkarzy, którzy mieli być wydatnym wzmocnieniem zespołu. Wśród nich znaleźli się m.in.: Igors Tarasovs, Djordje Cotra, Boban Jović, Michał Chrapek, Kamil Vacek, Jakub Kosecki, Arkadiusz Piech, czy Marcin Robak. Wszyscy z bagażem solidnych ligowych doświadczeń.

Na razie jednak ów bagaż bardziej im ciąży, niż pomaga (poza drobnymi wyjątkami). Większość nowych graczy nie spełnia oczekiwań nawet w najmniejszym stopniu. Liczyć można w zasadzie tylko na Marcina Robaka, który po przyjściu z Lecha rozegrał w tym sezonie 14 meczów w lidze, w których dziesięć razy wpisał się na listę strzelców.

Problemy w obronie

Parafrazując jedno ze słynnych powiedzeń, w przypadku Śląska można stwierdzić, że „kiedy nie wiesz o co chodzi, to chodzi o grę w obronie”. Właśnie w tym aspekcie wrocławianie maja największe problemy, a nowi defensorzy zamiast podnieść jakość gry z tyłu, tylko ją obniżyli.

Boban Jović, który przecież nie tak dawno odchodził z Wisły Kraków do Turcji, szybko wrócił do Ekstraklasy z podkulonym ogonem. Nie radzi sobie w niej jednak już tak dobrze jak przedtem. Dotychczas na boisku pojawił się zaledwie trzy razy, na początku sezonu. Zdecydowanie częściej możemy oglądać natomiast Igorsa Tarasovsa i Djordje Cotrę - parę zawodników, która pod względem meczów bez straconej bramki jest jedną z najgorszych w całej ligowej stawce. Śląsk z Tarasovsem i Cotrą na murawie nie dał sobie strzelić gola w zaledwie dwóch spotkaniach, a dotychczas w obecnym sezonie grał ich szesnaście. Miało to miejsce podczas wygranych starć: sensacyjnie - z Lechem (2-0), i dość spodziewanie - z Pogonią (3-0).

Nowy bramkarz, Jakub Słowik, również drużyny nie wzmocnił. Między słupkami bramki Śląska niemal w każdym meczu stoi Jakub Wrąbel, a efekty jego gry są różne. Należy jednak podkreślić, że nie jest to golkiper z ligowego topu, o czym może świadczyć fakt utraty miejsca w składzie młodzieżowej reprezentacji Polski.

Lwią część - aż 40% - bramek Śląsk traci po stałych fragmentach gry. Jan Urban jest świadomy tego problemu, ale nie za bardzo umie sobie z nim poradzić. - „Byle gola nie strzelił ten, którego ja kryję, bądź jest w mojej strefie” - mówił o zachowaniu swoich defensorów szkoleniowiec wrocławian jeszcze kilka miesięcy temu. Od tamtej pory czasu upłynęło mnóstwo, ale nie poprawiło się nic.

Naturalnie nie pomagają również kontuzje, które ostatnio przetrzebiły szatnię zespołu z Oporowskiej. - Zostaliśmy z trzema zdolnymi do gry obrońcami: Piotrem Celebanem, Igorsem Tarasovsem i Konradem Poprawą. Może zbierzemy jedenastu na Zagłębie - mówił ironicznie Jan Urban po ostatnim meczu z Arką Gdynia (1-2).

Jedenastu zbiorą na pewno, pytanie tylko jaką tych jedenastu zaprezentuje jakość.

Brak lidera

Jednym z kolejnych problemów, z którymi miał sobie poradzić Jan Urban, był brak lidera. Takim liderem miał więc zostać były zawodnik Piasta Gliwice, Kamil Vacek, którego transfer wywołał spory chaos na szczeblu zarządzającym klubu. Trener chciał, dyrektor sportowy chciał, a prezes klubu… nie chciał, tłumacząc, że sprowadzenie czeskiego rozgrywającego będzie niezwykle kosztowną operacją, bez gwarancji jej powodzenia.

Ostatecznie prezes Michał Bobowiec uległ namowom dyrektora Adama Matyska i na transfer się zgodził. 30-latek wrócił do Polski po roku spędzonym w izraelskim Maccabi Haifa. Podobnie jednak jak w przypadku Bobana Jovicia, powrót ten kompletnie mu nie wyszedł. 10-krotny reprezentant Czech, do tej pory rozegrał w barwach wrocławskiej drużyny zaledwie 9 meczów, w których zazwyczaj wchodził do gry z ławki rezerwowych. Ani razu nie udało mu się zdobyć bramki, ani nawet zanotować asysty, a w szykowanej dla niego roli lidera również się nie sprawdził.

-Nie jestem wróżką i we wróżby w ogóle nie wierzę. Liczę, że jeszcze będziemy mieć z tego piłkarza duży pożytek, ale są to kwestie sportowe, którymi musi zająć się sztab szkoleniowy - mówi na łamach „Przeglądu Sportowego" prezes Śląska, który nie chciał transferu Vacka. 

Cztery porażki i jedno zwycięstwo (z najgorszą w lidze Pogonią Szczecin), to bilans Śląska Wrocław w ostatnich pięciu kolejkach. Bilans, który mówiąc delikatnie - optymizmem nie napawa. Efektem tak słabej postawy drużyny, która - pomijając dwa pierwsze spotkania - miała znakomity początek sezonu, jest coraz więcej głosów domagających się zwolnienia Jana Urbana.

Zdaniem ekspertów oraz kibiców wrocławskiej drużyny Jan Urban to trener bez charyzmy, trener, który nie potrafi wykorzystać potencjału drużyny, a także nie jest w stanie pomóc otrząsnąć się z kryzysu. Końcówka ubiegłego sezonu co prawda była tego zaprzeczeniem, ale teraz opinia ta do 55-latka pasuje jak ulał. Tak jak pasowała w czasie pracy w Zagłębiu Lubin, Lechu Poznań, czy w hiszpańskiej Osasunie, gdzie przygody Urbana były zazwyczaj pasmem niepowodzeń.

Na razie jednak władze Śląska zapewniają, że pozycja obecnego trenera zespołu nie jest zagrożona. - Pamiętajmy, w jakiej chwili do nas przychodził i co zrobił wiosną. W krytycznej sytuacji potrafił zmobilizować drużynę i zająć bezpieczne miejsce w tabeli. Utrzymanie Śląska w ekstraklasie było w głównej mierze zasługą Urbana. Cenię go za ten bardzo dobry ligowy finisz i w dalszym ciągu mam zaufanie - mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” prezes Michał Bobowiec. 

Wiadomo jednak, że w piłce nożnej - podobnie jak w życiu - jedynie zmiany są stałe. Zmienić się więc może zdanie szefów wrocławskiego klubu, których cierpliwość w przypadku porażki z Zagłębiem Lubin w niedzielnym meczu, spadnie do minimum.

Brak wizji i planu

Trenera można zwolnić w każdej chwili, trzeba mieć jednak pomysł na to, kim go zastąpić i jak realizować wizję budowy zespołu. Tadeusz Pawłowski, Grzegorz Kowalski, Romuald Szukiełowicz, Mariusz Rumak, Jan Urban - w ostatnich dwóch latach przez ławkę Śląska przewinęło się już pięciu trenerów. Żaden z nich nie potrafił jednak zbudować fundamentów pod zespół, który w przyszłości mógłby nawiązać walkę z największymi ligowymi rywalami, a także z powodzeniem występować w europejskich pucharach.

Większość stosowanych metod, to metody jedynie doraźne, co pokazuje m.in. fakt, że obecnie najlepszym piłkarzem zespołu trenera Urbana jest Marcin Robak. Napastnik, który 29 listopada skończy 35 lat. Z całym szacunkiem dla Robaka, ale taka sytuacja świadczy tylko o tym, że wrocławski klub opiera się wyłącznie na tym, co tu i teraz, nie myśląc o przyszłości.

Problem tkwi więc nie tylko w zawodnikach, nie tylko w sztabie szkoleniowym, ale w ogólnej organizacji klubu, który z solidnego i szanowanego, powoli staje się zwykłym ligowym szarakiem, który rok w rok będzie się bił w dolnej ósemce tabeli, przy niemal pustych trybunach.

-Nasza sytuacja jest jeszcze daleka od najtrudniejszej […] Rozmawiamy w klubie o naszej sytuacji i robimy wszystko, by nasza gra wyglądała coraz lepiej. Nie wyolbrzymiałbym jednak naszych problemów. Nikt przecież nie zapowiadał, że będziemy walczyć o mistrzostwo Polski - mówi przed meczem z Zagłębiem Lubin Jan Urban. Nikt jednak nie zapowiadał też, że Śląsk będzie seryjnie przegrywał. Nikt również nie obiecywał, że cierpliwość i przymykanie oka na słabe rezultaty będzie trwać w nieskończoność.

Spotkanie Śląska Wrocław z Zagłębiem Lubin w niedzielę 26 listopada o 18.00. Relacja na żywo w Sport.pl.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.