Wilczek bez zębów, Świerczok bez ligowego błysku, Stępiński bez minut. Kadra bez Lewandowskiego, to kadra bez goli

Pod nieobecność Roberta Lewandowskiego, w meczach z Urugwajem i Meksykiem zobaczyliśmy przegląd naszych opcji w ofensywie. Szansę dostali nowi lub ci co do tej pory na zgrupowania przyjeżdżali w roli obserwatorów. Wilczek jednak nie ukąsił rywali, Świerczok swój błysk zostawił w lidze, a Stępiński czasu na pokazanie się nie miał. Efekt jest taki, że pierwszy raz od trzech lat, w dwóch meczach z rzędu nie byliśmy w stanie strzelić gola.

Jest Robert, jest zabawa. Nie ma Roberta, robi się problem. W 2017 roku w meczach, których zdobywaliśmy bramkę, napastnik Bayernu Monachium na liście strzelców widniał zawsze. Mało tego, przez trzy ostatnie lata jeśli grał, to Polska poza dwoma wyjątkami, zawsze kończyła mecz z golem. Jak na ponad 30 spotkań to niezłe statystyki. Oczywiście traktowanie go jako gwaranta goli byłoby nadużyciem, ale tego, że gra Polaków z „Lewym” nabiera charakteru, polotu, nieprzewidywalności i emocji nie sposób negować. Tego wszystkiego zabrakło naszej ofensywie w szarych listopadowych meczach towarzyskich. Meczach, które były szansą dla napastników, znajdujących się zwykle w cieniu lidera mistrzów Niemiec czy też Arkadiusza Milika.

Wilczek bez zębów

Nominalnych napastników w dwóch meczach towarzyskich widzieliśmy zatem trzech. Najpierw z Urugwajem 67 minut dostał Kamil Wilczek. On, gdyż Adam Nawałka chciał, by przeciw rosłym urugwajskim obrońcom zagrał jego najbardziej doświadczony i najmocniejszy fizycznie zawodnik. Efekty tego nie były zadowalające. Polski zespół był w tym spotkaniu głęboko cofnięty. 29-latek w okolicach pola karnego rywali miał sześć kontaktów z piłką, z czego dwie, może trzy dobre okazje. To z kilkunastu metrów strzelił w górne trybuny, to nieporadnie główkował, innym razem nie zrozumiał się z kolegami. Nie był to jego wymarzony mecz.

 Można sobie wyobrażać, że jakby na murawie biegał „Lewy” to przy tych kilku sytuacjach byłoby już 2:0 dla nas. Grę Wilczka łatwiej zatem opisać po rzeczach, których na boisku brakowało. Nieobecny napastnik Bayernu Monachium przyzwyczaił nas bowiem, że często cofa się po piłkę, próbuje rozgrywać, ściąga na siebie rywali, czasem wręcz przepycha się z nimi, funduje sporo stałych fragmentów. Wykonuje ogrom pracy jakiej teraz w Warszawie nie było widać, szczególnie w pierwszych 45 minutach. Inną kwestią jest, że Wilczek w tym sezonie to też inny Wilczek niż rok temu. Wtedy zęby miał ostrzejsze i więcej rzeczy mu wychodziło. W barwach Broendby Kopenhaga ligowy sezon zamknął z 13 golami. Teraz, niemal w jego połowie, na koncie ma raptem dwa trafienia.

Na Narodowym, we wspomnianej 67 minucie, Wilczka zmienił Jakub Świerczok, ale w kontekście boiskowych wydarzeń niewiele to dało.

Ligowy błysk vs. reprezentacyjna szarość

 Napastnik Zagłębia Lubin wystąpił za to od pierwszej minuty z Meksykiem. Jego reprezentacyjny debiut w wyjściowym składzie kadry, oglądaliśmy przez pryzmat 9 ligowych goli, mnóstwa ciekawych akcji i asyst, które notuje na krajowym podwórku. Szybko okazało się, że ekstraklasowy błysk Świerczok zostawił w Lubinie. Starał się, sporo biegał, ale właściwie na tym pozytywy się kończyły. Jeden celny, ale pozbawiony mocy strzał z dystansu, to było za mało by zagrozić Jose Coronie.

 W drugiej połowie Świerczok nieco się cofnął. Na pewno zapunktował akcją, w której sprytnie zastawił się tuż przed polem karnym, a po chwili ruszył w nie z piłką. Rywal musiał sprowadzić go do parteru, ale sędzia faulu nie widział. Z pewnością byłaby to dla biało-czerwonych jedna z lepszych okazji do zdobycia gola. Pisanie o wyczynach napastników w trybie przypuszczającym bądź warunkowym zwykle chluby im nie przynosi.

 Trudno jednoznacznie stwierdzić czy listopadowymi meczami Świerczok zwiększył swoje szanse na wiosenne zgrupowania kadry. Jeśli zdrowy będzie Arkadiusz Milik lub formę odzyska Łukasz Teodorczyk, o kolejne zaproszenia na reprezentacje może być trudno. Z drugiej jednak strony były to pierwsze kroki 24-latka w biało-czerwonej ekipie, przypomnijmy zeszłorocznego pierwszoligowca. Jeśli klubowa zima i wiosna nie będzie gorsza niż jesień, Nawałka z kadrą może oswajać go dalej.

Głód minut Stępińskiego

Wilczek swój czas dostał. Świerczok zagrał i w Warszawie i w Gdańsku. Z zazdrością popatrzyć na nich może Mariusz Stępiński. Zawodnik wypożyczony z FC Nantes do Chievo na pierwszą reprezentację przyjeżdża z przerwami od 2015 roku. Zwykle podczas meczów jest na niej obserwatorem. 26 minut jakie w tym czasie dostał w trzech spotkaniach, do wielu refleksji nie skłania. Te zgrupowanie miało być dla niego okazją do zaprezentowania się, ale nie było. 19 minut z Meksykiem minęło niepostrzeżenie. Właściwie to Stępiński został zapamiętany jako ten, który zmienił napastnika Zagłębia Lubin. Co było potem? Trochę biegania, wywieranie presji na przetrzymujących piłkę gości, jedna strata i chyba tyle. Na resztę chyba zabrakło czasu. Stępiński z  naszych napastników jest jednak najmłodszy, być może swoje minuty jeszcze dostanie. Z pewnością dużo zależało będzie, jak wyjdzie mu zamiana ligi francuskiej na włoską. Do Chievo poszedł, by grać regularnie. Chociaż początek w Weronie miał dobry, na razie można powiedzieć, że w piłkę tam nie gra, a grywa. Wszystko jednak w jego nogach. Trener Rolando Maran ma chęć na niego stawiać. Chęci względem jego osoby Adama Nawałki, na razie takie łatwe do rozszyfrowania nie są.

Na zimę nasz trener zostanie jednak z pokaźnym materiałem do analizy. Nad wariantami polskiej ofensywy z pewnością będzie się zastanawiał. Chociaż Nawałka otwarcie mówił, że Lewandowskiego jeden do jednego zastąpić się nie da, to jednak wyrwę w naszym ataku miał zniwelować całą drużyną. Skończyło się na dwóch z rzędu meczach z zerowym dorobkiem bramkowym. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce ponad trzy lata temu. Nota bene w towarzyskich spotkaniach ze Szkocją i Niemcami. I jeszcze jedna ciekawostka. W tamtych meczach „Lewy” też nie zagrał! Z pierwszego spotkania wyłączył go uraz, z drugiego finał Pucharu Niemiec. Jest Robert, jest zabawa, nie ma Roberta, nie ma goli...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.