Polska - Meksyk 0:1. Na trybunach cichosza, na boisku cichosza. Jak to dobrze, że kadra rzadko gra towarzyskie mecze

Gorsza wersja Meksyku okazała się lepsza od gorszej wersji Polski. Porażką 0:1 reprezentacja zakończyła rok. Ale casting do mundialowej kadry dalej trwa.

Schodzących na przerwę piłkarzy pożegnały gwizdy. Krótkie, ciche, ale gwizdy. I właściwie dopiero wtedy, po 45 minutach ciszy na trybunach, można było sobie przypomnieć, że to jednak nie trening i chodzi też o to, żeby dać widzom jakąś przyjemność. Widzowie czekali, aż w końcu dali znać: panowie, wszystko rozumiemy: mundial, przygotowania, to że trener musiał dać odpocząć liderom. Ale my się nudzimy.

Zgrupowanie, które było kompromisem

W drugiej połowie poprawy nie było, więc i gwizdy były dłuższe i głośniejsze. A po kilku minutach trybuny były już zupełnie puste. Tak dobiegł końca reprezentacyjny rok 2017. Pewnie zasługiwał na lepsze zakończenie. Ale to zgrupowanie i dwumecz w Warszawie i Gdańsku od początku były kompromisem. Były bardzo ważne, ale jednak nie na tyle, by cokolwiek robić za wszelką cenę. Stąd oszczędzanie Roberta Lewandowskiego, a po pierwszym meczu również i innych liderów reprezentacji. I decyzja, by jeszcze poczekać z powoływaniem Dawida Kownackiego czy Szymona Żurkowskiego, póki młodzieżówka gra o dużą stawkę. A jeśli do tego głównym celem miało być sprawdzenie nowego ustawienia, było jasne, że gra może zgrzytać.

Bez powtarzalności, iskry, ruchu     

To był dla kadry już drugi wieczór z rzędu z ćwiczeniem gry trójką środkowych. I drugi, w którym zwiędła przez to gra w ataku. Sytuacje się zdarzały (najlepszą miał Piotr Zieliński, ale przestrzelił), ten mecz mógł się  równie dobrze skończyć remisem. Ale te sytuacje nie brały się z powtarzalności, iskry, z tego pędu na bramkę, który znamy z meczów  o punkty, gdy nagle po przechwycie zrywa się do przodu połowa drużyny.

W Gdańsku bardzo brakowało ruchu w ataku, wymienności. Polacy ataki zbyt często opierali na jakimś indywidualnym błysku. A raczej próbie błysku. Ciekawe, że nawet Piotr Zieliński, lider drużyny w takim składzie, wyjątkowo dużo uwagi poświęcał pracy w obronie.

W obronie mniej przyjemności

Ale i z ćwiczenia obrony było tym razem mniej przyjemności niż trzy dni wcześniej z Urugwajem. Po pierwsze, skład był wyjątkowo eksperymentalny. Po drugie, Polska szybko straciła bramkę, po serii błędów i zaniedbań. Potem już błędy zdarzały się znacznie rzadziej. Ale było jasne, że o wyrównanie będzie trudno. Nie było z przodu ani dostatecznej jakości ani zgrania jak na takiego przeciwnika. Bardzo nieprzyjemnego: lepszego technicznie, ruchliwego, zorganizowanego. Meksyk z wyjściowego składu z meczu z Belgią zostawił na spotkanie z Polską sześciu piłkarzy. Adam Nawałka dwóch. To też było widać. 

Mało towarzyska reprezentacja

Reprezentacja Nawałki to nie jest demon towarzyskiego grania, delikatnie rzecz ujmując.  Selekcjoner za sparingami nie przepada. Pozycji w rankingu towarzyskie granie szkodzi, więc Polska go unikała. A gdy już się nie da takich meczów uniknąć, Nawałka eksperymentuje. Nie ma też w piłkarzach takiej pazerności na korzystny wynik, jak w meczach o stawkę. Kadra od początku kadencji Nawałki  wygrała tylko 7 z 18 towarzyskich meczów. Za to aż 17 z 25 spotkań o punkty (licząc karne ze Szwajcarią w 1/8 finału Euro jako zwycięstwo, kto uważa inaczej, może to zwycięstwo odjąć).

Od ostatniej towarzyskiej wygranej Polski, 5:0 z Finlandią, minęło już pięć meczów i 20 miesięcy. Potem było dużo remisów, porażka z Holandią, która tyle niepokoju zasiała przed Euro 2016. I teraz porażka na pożegnanie roku. W marcu 2018, gdy wypadną następne dwa spotkania towarzyskie, będą mijać dwa lata od ostatniego zwycięstwa. Ale wtedy będzie już pachniało mundialem. Teraz tak nie było.

Zgrupowanie się skończyło. Ale selekcja trwa

Skończyło się ostatnie zgrupowanie przed poznaniem rywali w mundialu. Ale tak naprawdę przecież nic się nie kończy: casting do kadry na turniej cały czas trwa i będzie trwał. I tu już nie ma dla dublerów chwili do stracenia. Nawałka czeka. Na Bartosza Kapustkę: jaki będzie dalszy ciąg po ostatnim dobrym meczu w Bundeslidze. Na Bartosza Salamona: czy będzie dalej robił postępy, bo na razie Nawałka ma do niego jeszcze wiele uwag i znamienne było, że wolał przyjrzeć się bliżej Jarosławowi Jachowi, a nie piłkarzowi SPAL. Czeka na powrót do zdrowia Marcina Kamińskiego, kolejnego piłkarza który może się bardzo przydać, gdy trzeba będzie przemeblowywać obronę. Czeka na Kownackiego i Żurkowskiego, czy utrzymają tempo rozwoju, które sobie narzucili. Czas do marca minie błyskawicznie.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.