Grecka sztuka Vadisa. Odjidja-Ofoe szybko rozkochał w sobie Pireus, ale wszyscy pytają o Żewłakowa

Pireus ma dwie dumy: port i Olympiakos. Liderem tego drugiego szybko stał się Vadis Odjidja-Ofoe, były pomocnik Legii Warszawa, który zapewnił Grekom awans do Ligi Mistrzów. Przed Belgiem jednak dużo pracy, aby dorobić się marki, jaką w Helladzie ma Michał Żewłakow

Klubowy budynek Olympiakosu ma więcej wspólnego z wystawą sztuki współczesnej, niż z piłkarskim domem. W kilku miejscach stoją wielkie klepsydry wypełnione białym i czerwonym piaskiem; na jednym z obrazów na głowie małego łysego chłopca stoi ten sam mały łysy chłopiec, inne płótno to po prostu dwie jaskrawe plamy, jakby malarz niechcący rozlał farbę; na półkach leżą leniwie książki o twórczości Leonarda da Vinci i Salvadora Dalego. Już wejście do tej siedziby robi wrażenie. Schody wmontowane są w futurystyczny czerwony korytarz przypominający powyginanego ślimaka.

Darko Kovacević, legenda serbskiej piłki, teraz dyrektor techniczny Olympiakosu, wita mnie w stroju jakby dopasowanym do tego miejsca. Przykrótkie spodnie topowych włoskich braci-projektantów z obowiązkowymi dziurami, białe adidasy i elegancka ciemna marynarka. Z twarzy nie schodzi uśmiech. – Co u mojego wielkiego przyjaciela Mika Zevlakova? – to pytanie usłyszę za każdym razem, gdy zamienię słowo z kimś z klubu. Mika, czyli Michał Żewłakow, choć w Grecji spędził tylko cztery sezony, traktowany jest tu jak legenda. I choć w przeszłości klub z portowego miasta reprezentowali także inni Polacy, Jacek Kazimierski, Andrzej Juskowiak i Marcin Kuźba, a trenerami byli Jacek Gmoch i Kazimierz Górski, to pamięć o Żewłakowie jest imponująca. Dziś jedynym polskim śladem na stadionie Karaiskakis jest Belg Vadis Odjidja-Ofoe, były pomocnik Legii Warszawa, który niecałe cztery miesiące temu zamienił kapryśną polską pogodę na słoneczną Grecję.

Dwie dumy Pireusu
Statki zacumowane w porcie w Pireusie są tak olbrzymie, że aż trudno uwierzyć iż z łatwością utrzymują się na srebrzystej tafli wody. Sam port, jeden z największych w Europie, nie jest nawet własnością Greków, bo w 2016 roku za 400 mln euro kupili go Chińczycy. Ale pozostał dumą miasta. Tak samo, jak Olympiakos, do którego miłość widać na każdym kroku. Od lipca to nowy dom Odjidjy-Ofoe, nie tak dawno lidera Legii, który latem przeniósł się na południe. Na jego instagramowym koncie co kilka dni można zobaczyć, jak Belg pływa na materacu w przydomowym basenie albo je rodzinną kolację nad brzegiem Morza Śródziemnego. – To nasz najlepszy letni transfer. Prezydent Evangelos Marinakis jest cwaniakiem. Długo negocjował z Polakami, aż w końcu za półdarmo kupił takiego grajka! Jak na moje oko to ten Odjidja w Olympiakosie długo nie pogra – kręci głową Makis, właściciel hotelu, który okazał się fanem Kokkinoi, czyli czerwonych. Nie trudno zresztą było się zorientować, skoro Makis codziennie przychodzi do pracy w czerwono-białej koszulce CFP

„Półdarmo” to niecałe 3 mln euro. Dwa zapłacone od razu i kolejny w ramach premii, m.in. za awans do Ligi Mistrzów. Faktycznie to niedużo biorąc pod uwagę, że latem Grecy wyłożyli 7,5 mln euro za Björna Engelsa, obrońcę Club Brugge. Kasa w klubie była, bo w ostatnim dniu okna transferowego Olympiakos sprzedał do Bayernu Leverkusen Panagiotisa Retsosa. Zarobek? 22 mln euro. Z dwójki Belgów znacznie lepsze wrażenie zrobił jednak tańszy Odjidja-Ofoe. – Rzadko zdarza się, aby piłkarz tak szybko odnalazł się w nowym środowisku. Vadis z miejsca został liderem, ważnym zawodnikiem. Ma niebanalne umiejętności. Dziwię się, że wciąż jest pomijany przez selekcjonera reprezentacji Belgii – tłumaczy Kovacević. W 13 meczach Superleague Ellady i Ligi Mistrzów Odjidja-Ofoe zdobył dwie bramki i zanotował trzy asysty; uporządkował grę w środku pola. Co jednak najistotniejsze, to właśnie były piłkarz Legii dał Grekom awans do Champions League. 28-latek miał udział przy dwóch bramkach (z trzech) strzelonych Rijece. Jedną zdobył sam, przy drugiej asystował.

Był Hasi, nie ma Hasiego
– Które miasto jest lepsze do życia? Jeśli ktoś woli śnieg to Warszawa. A jeśli słońce, to Ateny – uśmiechnął się szeroko Vadis, gdy zadałem mu pytanie. Widać, że jest szczęśliwy. Sam to zresztą przyznaje: „Dużo słońca, przyjaźni ludzie, świetne jedzenie, wielki klub. Moja rodzina jest zachwycona tym miejscem. Ja też”. Gdy Belg wylądował na lotnisku imienia Elefteriosa Wenizelosa, ośmiokrotnego premiera Grecji, musiał poczuć ulgę. Negocjacje między Legią i Olympiakosem przypominały ścieżkę pod Akropol, krętą i wyboistą. Vadis był o krok od gry w Krasnodarze, ale w Austrii, gdzie na zgrupowaniu przebywała rosyjska drużyna, transfer się posypał. – Chodziło o kasę dla mnie, mojego agenta i mojego taty. Nagle okazało się, że kwoty są inne, niż umówione, zapisy w umowie także. W nocy trwała długa wymiana argumentów. W końcu Rosjanie wymyślili historię z moim kolanem i powiedzieli, że coś z nim nie tak. A więc spakowaliśmy się i wróciliśmy do Polski – wspomina Odjidja-Ofoe. Przyznaje, że do Austrii poleciał, bo chcieli tego szefowie warszawskiego klubu: „Ja od początku wolałem Olympiakos. To większy klub, walczył o Ligę Mistrzów, był tu także Besnik Hasi”.

Był i nie ma, bo został zwolniony po porażce 2:3 z AEK Ateny. Równie szybko, jak w Warszawie. Albańczyk na stanowisku trenera greckiego klubu wytrzymał tylko jeden dzień dłużej, niż w Legii. – To była decyzja naszego prezydenta. Tak czasem bywa, że jeden mecz decyduje o przyszłości trenera. To tylko futbol – wzrusza ramionami Kovacević. Tę samą regułkę potarza Vadis. – Może gdyby dostał więcej czasu poszłoby mu lepiej? Ale nie dostał. Teraz jest nowy trener, ale cele są te same – mówi belgijski piłkarz.

Z Polaków tylko Mika!
Gabinet Takisa Lemonisa jest przytulny. Na stole leżą porozrzucane kartki z herbem Olympiakosu, kubek, także z herbem, nawet podkładki do piwa są w barwach drużyny. Lemonis nie zaskakuje. – Co u Miki? – dopytuje o Żewłakowa z którym zdobył dwa mistrzostwa kraju. Teraz 57-letni ateńczyk kontynuuje misję Hasiego. To dla niego chleb powszedni, szkoleniowcem Olympiakosu został już po raz czwarty. Wcześniej przez dziewięć lat bronił barw klubu, czterokrotnie wygrywając ligę. Nowy dowódca portowców mówi Sport.pl: „Nie ma dla mnie znaczenia, że Vadis to piłkarz ściągnięty przez Hasiego. Jest zawodnikiem, który gwarantuje nam balans, a to niezwykle ważne. Wprowadza na boisku dużo spokoju. Nie jest tak wielkim liderem, jakim był w Legii, bo mamy tu wielu świetnych piłkarzy. Ale i tak w Olympiakosie odnalazł się znakomicie”. Gdy pytam Lemonisa którego polskiego zawodnika widziałby dziś w klubie, bez wahania odpowiada: „Mike Zevlakova!”.

– Jak będziesz spisywał wywiad, to nie pisz „Michał” tylko Mika. Bo dla nas to właśnie Mika. To wspaniały facet, niezwykle inteligentny, poliglota. Wiesz, że serbski zna perfekcyjnie? Kiedy graliśmy w Olympiakosie, mieszkałem z nim w pokoju. Przyjaźnimy się do dziś – zapewnia Kovacević. Od kilku miesięcy w drużynie z Pireusu zajmuje się niemal wszystkim. Koordynuje pracę akademii piłkarskiej, pomaga trenerowi Lemonisowi, negocjuje transfery. Mimo, iż w Olympiakosie spędził tylko dwa sezony, w Atenach mieszka do dziś. Podobnie, jak Christian Karembeu, francuski mistrz świata i Europy. On w Grecji grał trzy lata, ale również na stałe związał się z Helladą. – Po co i gdzie oni mieliby wyjeżdżać? Tu mają wszystko. Wspaniały kraj, dobrą pracę, szacunek ludzi. I słońce! – mówi Odjidja-Ofoe. – Olympiakos wysyła w świat wiadomość: nieważne, czy jesteś Serbem, Francuzem czy Grekiem. Jeśli kochasz nasz klub i czujesz się tu dobrze, nawet po zakończeniu kariery możesz być jego częścią. My nie budujemy tu zespołu ludzi. My budujemy wielką rodziną – wyjaśnia Lemonis.

Osiem boisk i ferrari
Baza Olympiakosu to miasteczko w mieście. Jest położona przy granicy Aten, w niewielkim Ajos Joanis Rendis, 7 km od Akropolu. Na terenie ośrodka jest wszystko: biura, siłownia, basen, odnowa biologiczna, szpital, hotel, pokoje do zabawy. W jednym z nich na wielkiej ścianie wypisane są sukcesy klubu: 44 mistrzostwa, 27 Pucharów Grecji, 148 (a teraz już 151) meczów w LM. Dla porównania Panathinaikos mistrzostw ma „tylko” 20.

Największą dumą centrum treningowego są boiska. Tuż przy wjeździe znajduje się podświetlona mapa. Olympiakos dysponuje czterema naturalnymi pełnowymiarowymi murawami i czterema mniejszymi. Wszystkie trawiaste. Ćwiczą na nich nie tylko seniorzy, ale także rezerwy i liczne drużyny juniorów. Młodzi piłkarze codziennie mijają wielkie gwiazdy Olympiakosu, a także ich auta. W centralnym punkcie parkingu stoi czerwone ferrari 458 italia, należące do Alberto Botii. Obok srebrne porsche panamera w wersji turbo, którym jeździ Kostas Fortunis. Dość ubogo wygląda przy samochodach wartych setki tysięcy złotych służbowa toyota, którą przyjechał Vadis. – Ścigamy się? Kto pierwszy do szlabanu! – Belg krzyczy do mierzącego prawie dwa metry Pape Abou Cissé, który leniwie idzie do swojego audi Q7. Chwilę później, gdy Cissé dopiero cofa, Odjidja stoi już przy szlabanie z szerokim uśmiechem.

Chwilę wcześniej, gdy opuszczaliśmy siedzibę Olympiakosu, Vadis wskazał na widniejący na ścianie cytat króla futbolu Pelego: „Sukces nie jest przypadkiem. To ciężka praca, wytrwałość, nauka, poświęcenie, ale przede wszystkim miłość do tego, co robisz, lub tego, czego uczysz się robić”. – Teraz rozumiesz, dlaczego postanowiłem zmienić klub? Podjąłem najlepszą piłkarską decyzję. Ale o Warszawie wciąż pamiętam. Szczególnie o kibicach. Za chwilę gramy wielkie derby z PAOK Saloniki. Czyli Legia kontra Legia, bo w PAOK gra Aleksandar Prijović! Zobaczymy, czy Grecy zrobią taką atmosferę, jaką zapamiętałem z Polski – mówi 28-letni piłkarz. Oczekiwania wobec niego w Pireusie są olbrzymie. Wszyscy czekają, aż Belg urządzi w niedzielę swoją wystawę sztuki współczesnej. Piłkarskiej.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA