Ekstraklasa. Legia zamknięta na cztery spusty. Romeo Jozak i mecz z Lechią jako nowe otwarcie

Legia wraca do gry po przerwie na mecze reprezentacji. Przerwie, która akurat dla niej, zbyt przyjemna nie była. Czy piłkarze i trener mistrza Polski zdążyli przez dwa tygodnie zapomnieć o szarpaninie z chuliganami? Początek meczu Legia - Lechia w niedzielę o 18; transmisja w Canal+, relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

Przebieżki, sprinty, skipy i ewentualnie kilka minut kopania piłki. To w zasadzie wszystko, co dziennikarze mogli zobaczyć na zajęciach Legii przez ostatnie dwa tygodnie. Romeo Jozak niespecjalnie chwalił się swoim warsztatem, bo jeśli nawet otwierał treningi, to pokazywał jedynie ich pierwszy kwadrans. Niespecjalnie jego warsztat chwalili też inni, bo ani piłkarze, ani pracownicy klubu niezbyt chętnie w ostatnich dniach rozmawiali na temat tego, co się dzieje w Legii. A już na pewno nie pod nazwiskiem - tak nikt się wypowiadać nie chciał.

Sekretny sparing

Jozak, który trenerem Legii jest od miesiąca, zamiast opanować sytuację w klubie, sprawił, że ta jeszcze bardziej wymknęła się spod kontroli. Atmosfera przy Łazienkowskiej napięta była jeszcze przed jego przyjściem, ale przytłaczająca, wręcz nieznośna, stała się dopiero ostatnio. Zaczęło się od wizyty w Poznaniu, gdzie piłkarzy Legii najpierw na boisku upokorzył Lech (wygrał 3:0), a potem Jozak na konferencji prasowej (stwierdził, że jego zawodnicy zagrali „jak dziewczynki”). Skończyło w środku nocy w Warszawie, gdzie chuligani stłukli graczy na klubowym parkingu.

O sprawie rozpisywali się wszyscy, nawet zagraniczne media (m.in. we Francji, Hiszpanii czy Niemczech), ale więcej w tym wszystkim było opinii niż faktów. Klub od razu po tym zajściu zamknął się na cztery spusty i zaczął przypominać oblężoną twierdzę. Nie wypuszczał w świat zbyt wielu informacji. Nawet tych pozornie błahych, jak wynik wewnętrznego sparingu, który Jozak zorganizował pod koniec zeszłego tygodnia.

Sparing był oczywiście zamknięty dla dziennikarzy, ale i tak ukryć wszystkiego się nie udało. Oficjalna strona co prawda milczała, ale o wyniku (2:2), strzelcach goli (Kucharczyk, Bartczak - Guilherme, Góral) i zawodnikach wziętych przez Jozaka na ten mecz z trzecioligowych rezerw (m.in. Bondarenko, Waniek, Więdłocha, Majewski, Turzyniecki, Nishi) szybko poinformował nieoficjalny klubowy serwis Legia.Net.

Kto jest „kretem”?

W klubie jest pełno podejrzeń. Wciąż trwają intensywne poszukiwania „kretów”, którzy wynoszą informacje na zewnątrz. I to zarówno te niegroźne (jak ta o sparingu), jak i te poważne (próbujące celowo i świadomie, jak twierdzi prezes i właściciel klubu Dariusz Mioduski, destabilizować Legię). Tych drugich jest zdecydowanie więcej. Ta najświeższa znowu dotyczy piłkarzy, którzy - jak podał w piątek dziennik „Fakt” - anonimowo skarżą się na Jozaka. Narzekają na treningi, w czasie których Chorwat rzekomo zakazuje im indywidualnych akcji, czym zabija ich kreatywność.

- Ale że niby co? Że niby w sytuacjach jeden na jednego mielibyśmy się odwracać, podawać do tyłu i zwalniać akcję, bo trener zakazał nam dryblować? Ja nie wiem, skąd wy bierzecie takie informacje. Naprawdę nie mam pojęcia - krzywił się i zaprzeczał Michał Kucharczyk na piątkowej konferencji prasowej.

- Przecież to niedorzeczne - uśmiechnął się siedzący obok Jozak. - W piłce nie ma zasad, są fundamenty - główne założenia. Poza tym każda sytuacja na boisku jest inna. W niektórych pójście jeden na jednego jest naturalne, w innych nie. Ale tu nikt nikomu nic nie zabrania ani nie nakazuje. To zawodnicy podejmują decyzje - dementował Chorwat.

Trener Legii na pytania związane z wydarzeniami po meczu z Lechem, odpowiadał jednak niechętnie. - Nie chcę uciekać od trudnych tematów, ale to nie jest dobry moment, by publicznie dyskutować o tych sprawach. Kiedyś pewnie przyjdzie na to czas, ale teraz potrzebny nam jest spokój. Spokój, praca i dyskusja we własnym, zamkniętym gronie - powtarzał kilkukrotnie pytany o tamte zajścia.

Mecz z Lechią jako nowe otwarcie

W Legii mówi się, że gdyby Jozak wiedział, co się stanie po powrocie drużyny z Poznania, nigdy nie wypowiedziałby tych słów o dziewczynkach. Co prawda sam na piątkowej konferencji ich nie odwołał, ale między wierszami, można było wyczytać, że jest świadomy błędów, które wtedy popełnił. - Tamten poniedziałek był najtrudniejszym dniem w mojej karierze. Nie chciałem się budzić, a gdy się obudziłem, nie chciałem wstać - powiedział Jozak.

Chorwat w ostatnich dniach starał się zrobić wszystko, by piłkarze zapomnieli o tych zajściach. Od razu po meczu z Lechem dał im dwa dni wolnego, by trochę ochłonęli. A gdy wrócili, zaprosił ich na swoje 45. urodziny, które wyprawił w restauracji Belvedere. - To był fantastyczny wieczór, jeden z najlepszych w moim życiu. Mam nadzieję, że kolejne urodziny również spędzę jako trener Legii, że znowu będziemy je świętować razem - mówił.

A piątkową konferencję zakończył gestem wobec swoich piłkarzy. - To fantastyczni ludzie, którzy kochają klub i chcą dla niego walczyć. Potrzebują wsparcia kibiców. Dlatego liczę, że w niedzielę je dostaną i wspólnie wrócimy na właściwe tory - powiedział, trzymając rękę na ramieniu Kucharczyka.

Chorwat liczy, że najbliższy mecz z Lechią będzie dla niego nowym otwarciem. Że po nim życie przy Łazienkowskiej choć trochę wróci do normy. Ale, by tak się stało, w niedzielę wypada wygrać. Bo Jozakowi do przywrócenia normalności nie tyle są potrzebne przyjacielskie gesty, ile po prostu dobre wyniki.

Więcej o:
Copyright © Agora SA