Ekstraklasa. Lech - Legia. Mecz drużyn z problemami

Przyzwyczailiśmy się, że starcia Lecha z Legią zapowiadane są jako hity, spotkania które decydują o mistrzostwie Polski, albo o pozycji w drodze po nie. Tym razem, przed niedzielnym meczem w Poznaniu, najważniejszym pytaniem jest jednak to, kto jako pierwszy poradzi sobie z własnymi problemami i szybciej wyjdzie na prostą. Mecz Lech - Legia w niedzielę o godz. 18.

Mecz z Legią jest dla Lecha szansą na przełamanie złej passy w ligowych starciach z warszawiakami. Ostatnich pięć spotkań z legionistami poznaniacy przegrali, u siebie po raz ostatni pobili ich ponad dwa i pół roku temu. Gdyby drużynie Nenada Bjelicy udało się to w niedzielę, to nie tylko utrzymałaby się w czubie tabeli, ale też odskoczyłaby teoretycznie nsjgroźniejszym rywalom w walce o tytuł już na pięć punktów.

Ale dla Lecha, tak samo jak dla Legii, nie tylko wynik będzie ważny. Obie drużyny muszą bowiem zagrać zdecydowanie lepiej, niż w ostatnich tygodniach. Obie, przed przerwą na mecze reprezentacji, muszą dać kibicom sygnał, że ich forma zwyżkuje.

Lech, którego nie chce widzieć Bjelica

W porównaniu do ostatniego, majowego meczu Legii z Lechem (2:0), aż czterech zawodników z podstawowego składu "Kolejorza" dziś w klubie już nie ma. Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Maciej Wilusz oraz Dawid Kownacki ze zmiennym szczęściem próbują swoich sił w zagranicznych ligach. Ponadto do Śląska odszedł też król strzelców ekstraklasy - Marcin Robak - który ostatni mecz w Warszawie zaczął na ławce rezerwowych.

Wszyscy ci piłkarze byli dla Lecha postaciami kluczowymi. Wszyscy odeszli, ale pozostawili w klubowej kasie rekordowy zysk. Latem Bjelica zarobione pieniądze zainwestował najmocniej w historii klubu, a teraz próbuje nadać drużynie nową tożsamość. Chorwat składa zespół z piłkarzy w naszej lidze nowych, ale sobie doskonale znanych. Na razie idzie mu nieźle, jednak w Poznaniu trudno doszukiwać się hurraoptymizmu.

Po 10 kolejkach Lech zajmował trzecie miejsce w tabeli, do prowadzącego Górnika tracił tylko punkt. Więcej niż o wynikach, mówi się jednak o stylu "Kolejorza". A ten, zwłaszcza w ostatnich tygodniach, nie zachwyca.

Przed trzema tygodniami Lech wymęczył nudne 0:0 z Pogonią w Szczecinie, przed dwoma ograł u siebie Koronę 1:0, a w ostatniej kolejce bezdyskusyjnie przegrał ze Śląskiem we Wrocławiu 0:2. Za każde spotkanie "Kolejorz" był krytykowany, po zwycięskim spotkaniu z Koroną piłkarze oberwali nawet od Bjelicy.

- Ważne jest zwycięstwo i trzy punkty, ale to nie był nasz dobry mecz. Nie takiego Lecha chcę widzieć na boisku. To jest Lech walczący, ale nie grający w piłkę. Często dziennikarze lub kibice śmiali się, że jestem dumny po porażkach. Czasami mogę być dumny, gdy przegramy, ale po takim zwycięstwie nie jestem - wypalił Chorwat.

Bjelicy i krytykom jego zespołu trudno się dziwić. Zwłaszcza, gdy spojrzymy na statystyki. W ostatnich trzech meczach Lech oddał łącznie raptem cztery celne strzały, dogodnych okazji do zdobycia bramki miał tylko dwie (dane EkstraStats.pl). Poznaniacy grają wolno, przewidywalnie, brakuje im elementu zaskoczenia rywala. Co gorsza, we Wrocławiu słabo spisała się linia obrony, która do tej pory była najmocniejszym punktem zespołu.

- Lech ma problemy z kreowaniem dogodnych okazji, a nawet sytuacji do oddania strzału. Przy słabszych rywalach, którym brakuje jakości, lechitom często udaje się odzyskać piłkę blisko bramki przeciwnika dzięki pressingowi, w którym podopieczni trenera Bjelicy czują się bardzo dobrze. Można odnieść wrażenie, że gdy plan A zawodzi, Lech staje się bezradny - mówi Mateusz Januszewski z EkstraStats.pl.

Legia (jeszcze) bez przyspieszenia

W jeszcze gorszej sytuacji jest Legia, która zawodzi od początku sezonu. Mistrzowie Polski już dawno odpadli z europejskich pucharów, ale ich gra, mimo częstszych treningów i odpoczynku, wcale nie stała się lepsza. Po katastrofalnym występie we Wrocławiu (1:2) pracę stracił Jacek Magiera, a rozbitą drużynę stara się poskładać Romeo Jozak.

Na razie idzie mu to przeciętnie, jednak trudno już teraz o jakąkolwiek ocenę pracy Chorwata. Legia pod wodzą nowego trenera wymęczyła zwycięstwo 1:0 z Cracovią, przed tygodniem przegrała 0:1 z Jagiellonią po pięknym golu Fedora Cernycha.

- W wynikach nie, ale w stylu gry jakaś tam zmiana jest zauważalna - przyznał w Magazynie Ekstraklasy dziennikarz serwisu Weszlo.com Krzysztof Stanowski. I rzeczywiście Legia stara się grać szybciej, wymieniać więcej podań do przodu, jednak na razie oszałamiających efektów to nie daje.

W Legii, podobnie jak w Lechu, wiele mówią o tym liczby. Chociaż w starciu z Cracovią warszawiacy oddali siedem celnych strzałów, to z Jagiellonią było ich już raptem trzy. Nie przekładało się to też na dogodne okazje, których drużyna Jozaka miała odpowiednio dwie i jedną.

- Jozak chce, by jego zespół prowadził grę poprzez wymianę krótkich podań, długo utrzymując się przy piłce. Na razie brakuje w tym jednak przyspieszenia w odpowiednim momencie akcji. Wynika to z dyspozycji drużyny, ale też z kontuzji najbardziej kreatywnych zawodników i słabej postawy Moulina, który w pomyśle nowego szkoleniowca będzie kluczową postacią, łączącą w fazie rozegrania obronę z atakiem - kończy Januszewski.

Więcej o:
Copyright © Agora SA