Bayern - Wolfsburg 2:2. Gol z karnego Lewandowskiego. I katastrofa w obronie Bayernu

Roztrwonili prowadzenie 2:0, trzy punkty i dopiero co odzyskaną pewność siebie. A już się wydawało, że środowe starcie dwóch światów, mecz z PSG w Lidze Mistrzów, nie mogło wypaść w lepszym dla Bayernu momencie

Kłócą się i marudzą – źle. Ale gdy się nagle między nimi robi błogo – też niedobrze. Bayern drugi raz w tym sezonie stracił punkty. Ten pierwszy raz był w przegranym meczu z Mainz. Tuż po głośnym wywiadzie Roberta Lewandowskiego, gdy w drużynie buzowało od pretensji, a zaczynały się właśnie, jak je nazywają w Niemczech, angielskie tygodnie, gdy trzeba grać w weekend i w środku tygodnia. A druga strata wypadła teraz, tuż przed pięcioma dniami odpoczynku przed meczem z PSG (aż pięcioma, patrząc na zagęszczony terminarz ostatnich trzech tygodni), i w momencie gdy się wydawało, że do Monachium na dobre wraca spokój. Przyszły trzy zwycięstwa bez straty gola, w zapomnienie zaczęły iść wywiady, narzekania na to, że ktoś gra za mało, albo treningi u Carlo Ancelottiego są zbyt lekkie, odprawy taktyczne za krótkie, a kary za niesubordynację za niskie.

Zły sen Ulreicha

Ale spokój nie wraca. Może i gwiazdy pochowały egoizmy do kieszeni, a Bayern nabrał wreszcie więcej rozmachu w grze, ale w drugiej połowie meczu z Wolfsburgiem wahadło wychyliło się za bardzo w drugą stronę: wszyscy byli tak zadowoleni i syci, że już nie byli w stanie się obudzić, gdy rywal wrócił do gry (dobrą zmianę dał w drugiej połowie Jakub Błaszczykowski). Wrócił dzięki temu, że w bramce zasnął Sven Ulreich: chciał po rzucie wolnym podbić piłkę jedną dłonią nad poprzeczkę, ale źle ocenił i lot piłki i jej szybkość. Potem przy biernej postawie obrońców Bayernu Wolfsburg wyrównał, a gospodarzom zabrakło już czasu żeby stworzyć więcej tak dobrych sytuacji jak ta, którą w ostatniej akcji meczu, po rzucie rożnym, zmarnował Mats Hummels. Świetne sytuacje mieli jeszcze zanim Wolfsburg zaczął pogoń, ale też je zmarnowali.

Watzke: to Bayern może mistrzostwo stracić, a nie my - zdobyć

Mecz wypadał równo dwa lata po tym, jak Robert Lewandowski strzelił Wolfsburgowi pięć goli, Bayern ostatnio z tym rywalem wygrywał seryjnie. I tak łatwo zdobyte prowadzenie okazało się pułapką. Remis 2:2 z Wolfsburgiem jest jak porażka. Szef Borussii Hans Joachim Watzke pytany niedawno o to, czy lider z Dortmundu jest gotowy, by zabrać Bayernowi mistrzostwo, odpowiedział, że to złe stawianie sprawy: to bardziej Bayern może stracić tytuł, niż ktokolwiek je zdobyć. Watzke mówił, że jeszcze nie widzi podstaw do ogłaszania, że tak się może stać. Ale takie marnotrawstwo może Bayern drogo kosztować. We wrześniu uciekło obrońcy tytułu już pięć punktów.

U Lewandowskiego jak zwykle

Lewandowski zrobił w pierwszej połowie swoje: wywalczył rzut karny i go wykorzystał, dając Bayernowi prowadzenie. Pod tym względem wszystko było jak zwykle. Najpierw sprytne wykorzystanie nieostrożności obrońcy, potem uspokojenie tętna przed pojedynkiem z bramkarzem i strzał z karnego ze zmianą rytmu. To że Lewandowski daje Bayernowi pierwszego gola w meczu to też już norma. Strzelał pierwszy dla swojej drużyny w meczach Bundesligi z Werderem, Schalke, Wolfsburgiem, w Pucharze Niemiec z Chemnitzer, w Lidze Mistrzów z Anderlechtem, w Superpucharze z Borussią Dortmund. W meczu o stawkę nie strzelił w tym sezonie tylko raz, we wspomnianej porażce 0:2 z Hoffenheim. Od dawna już nie miał takiego jednego kosmicznego meczu jak ten z Wolfsburgiem. Ale w zamian ma kosmiczną regularność. W czasach pięciu goli z Wolfsburgiem dopiero na taką regularność w Bayernie pracował.

Lewandowski ma siedem goli w Bundeslidze i czeka na odpowiedź Pierre’a Emericka Aubameyanga i innych goniących. Bayern ma na razie tyle samo punktów co Borussia i czeka na odpowiedź lidera w sobotnim meczu z Borussią Moenchengladbach. Ale przede wszystkim czekają w Monachium na wyjazd do Paryża na wielki mecz z PSG. Trudno powiedzieć, że mecz z Wolfsburgiem był próbą generalną. Był raczej próbą oszczędzania sił. Zupełnie nieudaną.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.