Siatkówka. Włodzimierz Sadalski: Nie odczuliśmy żadnych nacisków ze strony sponsorów i Polsatu Sport

W środę Zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej podjął decyzję o zwolnieniu Ferdinando De Giorgiego z funkcji pierwszego szkoleniowca reprezentacji. - Trener nie doszukał się momentów, które zaważyły na takich, a nie innych wynikach osiąganych przez jego zespół. Przyznał jedynie, że grupa bardziej doświadczonych zawodników mu "nie odpaliła". Nie wyjaśnił dlaczego - tłumaczy Sport.pl Dyrektor Pionu Sportu i Szkolenia PZPS, Włodzimierz Sadalski.

Ferdinando De Giorgi zatrudniony został po rozstaniu Polskiego Związku Piłki Siatkowej z trenerem Stephanem Antigą, który przez niektórych zawodników oceniany był negatywnie. Włoch wprowadził do zespołu sporą dyscyplinę i postawił na ciężką pracę fizyczną, która przyczyniła się do jego wcześniejszych sukcesów w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle.

W polskiej reprezentacji nie zdało to jednak egzaminu. Przegranie Ligi Światowej oraz odpadnięcie z mistrzostw Europy na etapie barażu ze Słowenią spotęgowało głosy, które wątpiły w styl prowadzenia drużyny przez Włocha. Dzień po dniu napięcie rosło i pojawiało się coraz więcej opinii że Fefe powinien zostać zwolniony.

W środę tak też się stało. Szkoleniowiec po czterech miesiącach od debiutu pożegnał się ze stanowiskiem, a w swojej decyzji Zarząd PZPS-u był jednogłośny. Wiele mówiło się o tym, że złożony przez selekcjonera raport nie był przekonujący, a także, że pojawiły się naciski ze strony sponsorów czy partnerów medialnych, którzy chcieli zmiany na ławce trenerskiej.

Dziewięć miesięcy daliście sobie państwo na ocenę pracy Ferdinando De Giorgiego. Nie za krótko?

Włodzimierz Sadalski: - Podjęliśmy taką decyzję, ponieważ na „tu i teraz" wydawało nam się, że będzie ona najlepsza. Zdaję sobie sprawę z tego, że to dopiero pierwszy rok w czteroletnim cyklu olimpijskim, ale wydaje mi się, że w świetle osiąganych wyników członkowie Zarządu podjęli dobrą decyzję, by nie kontynuować współpracy z Ferdinando De Giorgim.

Po pierwszym oficjalnym spotkaniu z Włochem powiedział mi pan, że wyjaśnił on bardzo dużo, wszystko się udało i atmosfera była dobra. Teraz z perspektywy patrzy pan na to inaczej?

- Podtrzymuję nadal to, że spotkanie odbyło się w dobrej atmosferze. Prawda jest jednak taka, że w raporcie trener nie doszukał się momentów, które zaważyły na takich, a nie innych wynikach osiąganych przez jego zespół. Przyznał jedynie, że grupa bardziej doświadczonych zawodników mu „nie odpaliła”. Nie wyjaśnił dlaczego.

W perspektywie przyszłości nie wystarczyło zapewnienie, że chce postawić na juniorów, którzy nie przegrali od 48 spotkań? Przecież pojawiło się wiele głosów, że to właśnie należy zrobić.

- Nie, nie wystarczyło, bo na siatkówkę należy patrzeć przede wszystkim kompleksowo. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Całość wywodu Włocha nie przekonała do dalszej współpracy zarówno Zarządu, jak i Wydziałów Szkolenia oraz Trenerskiego.

Pan również jest za polską opcją w sztabie szkoleniowym?

- Po tym niepowodzeniu, ogromnym rozczarowaniu i wyjaśnieniach trenera na pewno prześpimy się w weekend i od poniedziałku będziemy rozmawiać co dalej. Naszym absolutnym priorytetem są igrzyska olimpijskie w Tokio. Mamy do nich trzy lata, więc nowy szkoleniowiec będzie miał czas na przygotowanie zespołu.

Nie boicie się, że przy takiej częstotliwości roszad na tym stanowisku nikt nie będzie chciał postawić na niepewną polską przyszłość?

- Ambitni trenerzy w Polsce będą chcieli pracować zawsze. Trzeba uświadomić sobie, że przypadek trenera De Giorgiego to nie jest precedensem – takie rzeczy zdarzają się nie tylko u nas i w naszej dyscyplinie, ale na całym świecie. Przecież każdy – zawodnicy, my czy kibice – chcą, by polska drużyna grała o najwyższe cele, a nie odpadała w barażach o ćwierćfinał.

Da się grać cały czas o najwyższe cele? Chyba tylko Brazylii udawało się to przez 16 lat.

- Wszystkie reprezentacje miały jakieś zadyszki, o czym doskonale pamiętamy. Warto przywołać choćby Rosję, która długo poszukiwała właściwego selekcjonera, w tym czasie powracając nawet do jednego z poprzednich szkoleniowców. Każdy ma swoją drogę, a my musimy znaleźć właściwe dla nas rozwiązania.

Przywołał pan Rosjan i przy nich warto pozostać. Ich trener Siergiej Szlapnikow prowadził w przeszłości drużyny młodzieżowe. Z kilku źródeł słyszałam, że podobne rozwiązanie jest brane pod uwagę w kontekście przyszłości polskiej kadry.

- Jedyne, co mogę w tej chwili powiedzieć, to to, że na pewno będziemy chcieli wprowadzać do seniorskiej kadry grupę młodszych zawodników. Mistrzowie świata juniorów to bardzo dobry rocznik, który stoi u bram dorosłej siatkówki. Niektórzy z chłopaków mają już 21 lat, co powoduje, że trzeba ich traktować jak dojrzałych zawodników. Nie zapominajmy jednak o tym, że przyszły trener kadry musi być prawdziwym fachowcem. Wiemy, że prowadzenie młodzieży do igrzysk olimpijskich w Tokio będzie wymagało wyjątkowej wrażliwości na specyfikę pracy i na pewno będziemy jej poszukiwać u kandydata na trenera drużyny narodowej.

Mówiono, że jest opcja przeniesienia Jacka Nawrockiego do kadry męskiej, jednak prezes Jacek Kasprzyk uciął spekulacje. Przez to wszystko oczy zwróciły się na Piotra Gruszkę.

- Nie ma co szafować nazwiskami. Jacek robi świetną robotę w kadrze żeńskiej i nie mieszajmy się do tego. Jesteśmy krajem siatkówki, wiele osób się na niej zna, więc nie możemy zapychać jednym trenerem wszystkich wakatów.

Ile czasu potrzebujecie na weryfikację słuszności decyzji o zwolnieniu trenera?

- Jak to się mówi – to se ne vrati. Stało się i nie będziemy oglądać się do tyłu. Patrzymy do przodu, ponieważ specyfika siatkówki tego od nas wymaga. Podczas przerwy trener nie przypomina dawnych akcji, ale tłumaczy, jak wyprowadzić nowe.

Do mediów doszły informacje o naciskach sponsorów i Polsatu Sport w sprawie zmiany trenera. Potwierdza je pan?

- Nie odczuliśmy żadnych nacisków ze strony sponsorów i Polsatu Sport.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA