50 milionów w jedno lato. Akademia Lecha Poznań zamieniła się w kopalnię złota

50 mln zł zarobionych latem przez Lecha na tylko trzech wychowankach robi wrażenie. Szczególnie, że to nie przypadek. W trójkącie wielkopolskim - między Poznaniem, Wronkami a Popowem - powstała kopalnia złota, która co roku przynosi klubowi krocie. Sport.pl odwiedził Akademię Kolejorza, w której wciąż "odkrywa się" nowych Bednarków, Bielików i Linettych.

Boisko ze sztuczną murawą we wsi Popowo zostało oddane do użytku zaledwie kilka miesięcy temu. Juniorzy i trenerzy czekali na nie od dawna. W sierpniowe popołudnie rozgrywany jest na nim mecz 13-latków kadry wielkopolskiego ZPN-u, który oglądam w towarzystwie Rafała Ulatowskiego, blisko dekadę temu asystenta Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski. Dziś Ulatowski to dyrektor szkolenia w Akademii Lecha Poznań.

W podstawowym składzie reprezentacji regionu wychodzi pięciu lechitów. W ofensywie wyróżnia się grający z numerem 10 Norbert Pacławski, którego w ataku wspierają Adrian Tymiński, Kacper Sommerfeld i Antoni Kozubal, klubowi koledzy. Grają z wielką swobodą. Dryblują, podają w trójkątach, popisują się techniką. Blondwłosy Pacławski marnuje kilka sytuacji, nie dogrywając do lepiej ustawionych partnerów, ale nikt nie ma do niego pretensji. Wręcz przeciwnie – chłopcy po każdej nieudanej akcji pocieszają się, poklepują się po plecach. Gdyby trener wojewódzkiej drużyny uparł się, z Kolejorza mógłby powołać całą jedenastkę. Szkoleniowcy reprezentacji Polski od U-15 do U-21, mimo, iż dotyczą ich limity (maksymalnie pięciu zawodników z jednego klubu), każdorazowo korzystają z 15-20 młodych piłkarzy Lecha. Bo dziś bycie wychowankiem Akademii to wyróżnienie.

– Mamy kilka perełek, ale na tym etapie karier nie otaczamy ich przesadną opieką. Dopiero, kiedy ci chłopcy będą mieli 16, 17 lat będziemy widzieć czy ich potencjał zostanie wykorzystany. Ocena 13-latków to często gra w ruletkę – tłumaczy Sport.pl Ulatowski, nasz przewodnik po lechowej kuźni talentów, która od lat uchodzi za wzór dla całej futbolowej Polski. Bo nie tylko szkoli, ale i przynosi miliony euro zysku.

Dziesięć przykazań

Tuż po wejściu do budynku Lecha we Wronkach w oczy rzuca się duża niebieska tablica dziesięciu przykazań, będących filozofią Akademii. Mijają ją piłkarze, trenerzy, pracownicy klubu. Zazwyczaj – kilka razy dziennie. Przykazania znają na pamięć. Pierwsze z nich to „Naszym celem jest klasa światowa. Jej miarą zwycięstwo”. Równie dobrze zamiast dwóch zdań na tablicy mogłoby znaleźć się kilka nazwisk: Kamiński, Bereszyński, Kownacki, Kędziora, Bielik, Bednarek, Linetty. To najlepsi piłkarze szkółki Kolejorza, którzy przez ostatnich pięć lat opuścili Poznań. Niemal wszyscy sprzedani za krocie – albo przez Lecha, albo przez warszawską Legię. W trójkącie wielkopolskim – między Poznaniem, Wronkami a Popowem – Lech nie odkrył, a stworzył kopalnię złota, która regularnie zasila konto Kolejorza. Tylko latem na wychowankach klub zarobił 12 mln euro (50 mln zł). Większość zespołów Ekstraklasy takimi pieniędzmi nie dysponuje przez cały rok, a niektóre – nawet przez dwa lata. W stolicy Wielkopolski zamiast marzyć o wielkiej kasie, szkolą i zarabiają, a później znów szkolą i znów zarabiają.

Nazwiska piłkarzy, którzy dziś walczą o trofea w Premier League, Bundeslidze czy Serie A, mogłyby zastąpić również drugie przykazanie – „Nie ma talentów. Są tylko zawodowcy”. Podczas namawiania młodych zawodników na dołączenie w szeregi lechitów, piłkarze oraz ich rodzice oglądają prezentację ukazującą model rozwoju. Ten sam, który widziały m.in. familie Bednarków czy Bielików. – W większości przypadków do pierwszego zespołu dołączają osiemnastolatkowie. Czasem zdarza się, że szanse otrzymują chłopcy siedemnastoletni. Dbamy o to, aby do seniorów wchodzili gracze ukształtowani. Chronimy ich także przed zagrożeniami, jakim może być np. „sodówka”. Przypadków, aby do kadry A weszli młodsi, w ostatnich latach było bardzo mało – mówi Ulatowski, pracujący w Lechu od czerwca 2016 roku. – Ile? – dopytuję. – Tylko dwa.

Te przypadki to Karol Linetty i Dawid Kownacki. Obaj rozpoczęli treningi z Lechem w wieku zaledwie 16 lat. Na pierwszym z nich KKS zarobił 3,2 mln euro, na drugim – równe 3 mln. – Kompletnie innym typem jest Jan Bednarek. Pamiętam go od dziecka i szczerze mówiąc to w wieku juniorskim nie był uznawany za wielki talent. Sam się nie spodziewałem, że tak ruszy. Janek to jednak tytan pracy i właśnie jej zawdzięcza najwięcej – tłumaczy skaut Tomasz Małek, jeden z trzech pracujących w Akademii. 

Wygrana wojna z dzikami

Kolejny trening i kolejne spojrzenie na niebieską tablicę. A na niej kolejne przykazania. „Nasz trening jest wymagający, ale przemyślany”, „Trening piłki nożnej to trening mózgu” i „Chcemy pojąć futbol i zrozumieć siebie w grze”. O to, jak kandydaci na piłkarzy będą szlifować umiejętności, dbali w przeszłości trenerzy Marek Śledź (z poznańską młodzieżą pracował aż osiem lat) i Krzysztof Chrobak, którzy kładli podwaliny pod system Akademii. Przez lata wiele zainwestowano tu nie tylko w infrastrukturę, ale też w myśl szkoleniową. Przy Bułgarskiej słychać dziś, że klub nie musi wzorować się na obcych akademiach, bo wypracował własny modus operandi. Chociaż wzorców nie brakuje – wiedza czerpana jest od HSV z którym Lech współpracuje i szwajcarskiego Basel. Na odcinku szkolenia taktycznego postawiono natomiast na model na jaki przed laty zdecydowała się m.in. FC Barcelona – wszystkie roczniki grają w ustawieniu 4-3-3

Akademia to dziś pokaźny sztab ludzi.– Każdym rocznikiem „poznańskim”, a jest ich siedem, opiekuje się dwóch trenerów. Do dyspozycji są też trzej fizjoterapeuci, dwaj trenerzy przygotowania motorycznego, trener bramkarzy. Grupa z Wronek ma czterech fizjoterapeutów, trzech trenerów od szkolenia golkiperów, speców od przygotowania fizycznego – wylicza Tomasz Rząsa, od niedawna dyrektor Akademii ds. zarządzania talentami. Część we Wronkach przeszła niedawno restrukturyzację pionu zarządzającego. Do niego dołączył właśnie Rząsa, a równolegle pion szkolenia objął Ulatowski. Wicedyrektor Piotr Sadowski żegna się natomiast z klubem, bo od 1 września zostaje szefem siatki skautów Manchesteru United w Europie Środkowo-Wschodniej.

Rozwijają się nie tylko ludzie, ale i struktura Akademii. Roczny budżet projektu to dziś 5 mln zł, a więc ok. 5 proc. budżetu klubu. Akademia posiada dwa boiska treningowe przy ul. Bułgarskiej, kolejne trzy we Wronkach na dawnych obiektach Amiki oraz cztery pełnowymiarowe płyty w Popowie. Na początku roku w tej wielkopolskiej wsi oddano do użytku wspomnianą sztuczną murawę przy której lada dzień zostanie zainstalowane oświetlenie. Trwają prace remontowe w klubowym budynku, który zostanie pomalowany w kolory Lecha; wybudowano przepompownię dostarczającą wodę do podlewania trawy.

Poradzono sobie także z innym kłopotem. Jeszcze rok temu zachodnia część popowskich obiektów była ogrodzona starymi bandami reklamowymi, które miały chronić obiekt przed miejscowymi dzikami. – Band już nie ma, bo zmienił się rywal. Ostatnio przyplątał się borsuk. Mieliśmy kłopot, bo zwierzaka chronił okres ochronny i nie mogliśmy się go pozbyć. Pojawił się nawet pomysł, aby o pomoc poprosić mieszkającego niedaleko myśliwego Pawła Janasa – żartuje Ulatowski i dodaje, że problemy rosną jak grzyby po deszczu. I to dosłownie. „Przez ostatnie kilka dni system drenażowy nie odprowadzał wody gromadzącej się na murawie po ulewnych opadach. A wszystko przez rolnika, który niechcący traktorem rozerwał jedną z rur drenażowych. Proza życia”.

Reiss i Błękitni 

Filozofię Akademii czyta każdego dnia ponad dziewięćdziesięciu zawodników Lecha. Na pamięć ma je wykute także kilkudziesięciu kolejnych, którzy trenują w Błękitnych Wronki. To lokalny klub, którego właścicielem jest firma Amica. W praktyce to więc filia Kolejorza (należącego do spółki Invesco, której szefem jest Jacek Rutkowski, prezes zarządu Amiki), której zawodnicy korzystają z tych samych obiektów treningowych i socjalnych co lechici. Identyczne mają nawet barwy. – Mamy pierwszeństwo do zawodników Błękitnych. I często z tego korzystamy, bo w ich grupach juniorskich można znaleźć talenty – ocenia Ulatowski i wymienia tych, którzy z Błękitnych przeskoczyli do Lecha: Łukasz Norkowski, Marcin Grabowski, Bartosz Przybysz czy Michał Marszałkiewicz.

Pierwsza selekcja następuje jednak jeszcze wcześniej, już na poziomie Lech Poznań Football Academy, czyli komercyjnej akademii dla wszystkich chętnych. LPFA objęta jest monitoringiem trenerów Kolejorza. Codziennie ćwiczy w niej 3,3 tys. dzieciaków – od siedmiolatków po dwunastolatków. Najzdolniejsi po ukończeniu 12 roku życia mogą przenieść się do Wronek. Alternatywnym miejscem pozyskiwania talentów wydaje się też poznańska Akademia Piotra Reissa, do której należy aż 5 tys. dzieci. – Szanujemy się i razem funkcjonujemy na jednym rynku – mówi Ulatowski, kiedy pytam go czy zawodnicy ze szkółki słynnego napastnika regularnie zasilają kadrę Kolejorza. To odpowiedź dyplomatyczna, bo gdy dopytuję wśród trenerów, z przekąsem mówią, że Reiss niezbyt chętnie dzieli się juniorami ze swoim byłym klubem. – Częściej zdarza się, że dzieciaki przychodzą same, niż transferujemy je bezpośrednio z akademii pana Reissa – słyszę.

„Nigdy nie zapominamy skąd jesteśmy” - to kolejne przykazanie. W Poznaniu stawiają na chłopaków z regionu. I robią to konsekwentnie. Kamiński i Bielik pochodzą z Konina, Kędziora z Zielonej Góry, Kownacki z Gorzowa, Linetty z Damasławka a Bednarek ze Słupcy. Bereszyński to rodowity poznaniak. – Mamy wielu zawodników z innych województw, ale żadne z nich nie pełni dla nas roli wiodącej. Z Mazowsza na przykład nie trenuje u nas nikt. Tam zdecydowanie dominuje Legia. Chociaż w przeszłości trafił nam się na przykład Mateusz Możdżeń – wyjaśnia dyrektor szkolenia.

Być jak Lewandowski

Na obiad grillowany łosoś, ryż, surówka z marchewki. Do dań serwowanych pierwszemu zespołowi pewnie daleko, ale jest smacznie. Obok każdego stolika w internatowej stołówce wisi czerwona kartka z wypisanymi nazwiskami chłopców, którzy przy nim zasiadają podczas posiłków. Nawet to zostało zaplanowane tak, aby ograniczyć tworzenie się grupek. – Mamy pomysł, aby dietetyk jeszcze bardziej kontrolował jedzenie naszych juniorów. Już to robi, ale chcemy zwiększyć skalę. Poza tym lada dzień dołączy do nas drugi psycholog, który będzie pomagał zawodnikom. Być może będzie także osoba, która zadba o ich czas wolny. Idei jest dużo – mówi Rząsa, były reprezentant Polski, zdobywca Pucharu UEFA w 2002 roku, a w przeszłości także dyrektor kadry ds. mediów.

Pytam o problemy w internacie w którym kilka lat temu powstał słynny w Internecie film z tańczącym w samych majtkach Szymonem Drewniakiem. – Ostatnio jest znacznie spokojniej. W ogóle zauważamy, że chłopcy wzorują się na Robercie Lewandowskim. Chcą być profesjonalistami w każdym calu. I nie trzeba ich do tego zmuszać. To zjawisko cieszy szczególnie, że jest coraz popularniejsze – tłumaczy Tomasz Małek. W przeszłości zdarzały się jednak przypadki karnego zabrania stypendium czy usunięcia z internatu. Przeważnie za alkohol. – To były bardzo rzadkie incydenty – zapewnia skaut Lecha.  

Do szkoły w klapkach

Piotr Rutkowski, wiceprezes klubu, który odpowiada za pion sportowy, w swoim przestronnym gabinecie wypełnionym koszulkami byłych gwiazd KKS-u roztacza wizję nowego internatu, który ma powstać już za kilka lat: „We Wronkach zburzymy budynek w którym mieszczą się szatnie i za jedną z trybun starego stadionu Amiki postawimy długi i wysoki na trzy piętra budynek”. W tej chwili bursę zamieszkuje 75 lechitów i 45 piłkarzy Błękitnych – łącznie 120 graczy mieszkających w trzyosobowych pokojach.

Nawet obecne położenie internatu sprawia jednak, że to miejsce dla młodych zawodników idealne. Kilka metrów obok usytuowana jest szkoła – gimnazjum i liceum, minutę spacerem chłopcy mają na obiekty Amiki (boiska, hotel, restauracja). – Kilka zachodnich klubów było pod wrażeniem tego, że wszystko zgrupowane jest na tak małej przestrzeni. Oni piłkarzy muszą do szkoły dowozić. Nasi chodzą tam w klapkach – puszcza oko Rząsa i dodaje: „Mamy chłopaków, którzy bardzo lubią naukę. Jeden z nich miał ostatnio średnią 5.0. A kiedy trafia się ktoś słabszy albo leniwy, załatwiamy mu korepetycje. Nie ma nic za darmo. Nie chodzimy do nauczycieli i nie prosimy ich, aby puszczali naszych zawodników do kolejnej klasy. Nauka to także ich obowiązek”. I tak jak w przypadku drużyny, tak i szkoły, piłkarzy obowiązuję zasada: „Rywalizujemy, by pokonać siebie”.

Do Bergamo za milion

W Poznaniu wciąż szukają kolejnych Bednarków, Linettych i Kownackich. Z owoców tych poszukiwań korzystała m.in. Legia Warszawa, która w przeszłości, ku wściekłości poznaniaków, pobierała im piłkarzy. I tak Poznań na stolicę zamienił Krystian Belik, Bartosz Bereszyński i Miłosz Kozak, niewiele brakowało, aby na Łazienkowską trafił Karol Linetty. Talenty zauważane są jednak nie tylko przez Legię, ale także kluby zachodnie. Dwa lata temu do TSG Hoffenheim wyjechał Robert Janicki, latem Atalanta Bergamo wykupiła Olafa Kobackiego. Dzięki temu, że 16-latek grał w Lechu od drugiej klasy szkoły podstawowej, Włosi musieli za niego zapłacić ekwiwalent w wysokości – według naszych informacji - blisko miliona zł. – To nie przypadek, że nam podbierają chłopaków, a my nie robimy tego nikomu. Po prostu nie mamy takiej potrzeby, bo talentów, które szkolimy, jest naprawdę wiele. Nie musimy iść drogą Legii – mówi z satysfakcją Małek.

Dziś największe nadzieje Lech pokłada w Robercie Gumnym, który niedawno podpisał nowy, czteroletni kontrakt i Kamilu Jóźwiaku. Ten pierwszy poniekąd spełnia już oczekiwania, bo w tym sezonie sześciokrotnie wychodził w podstawowym składzie Lecha (na siedem kolejek!). – Liczymy, że chłopców, którzy się wyróżniają, będzie coraz więcej. Dlatego też idziemy w kierunku indywidualizacji szkolenia. Chcemy zatrudnić byłych piłkarzy Lecha, aby swoją mądrość przekazali dzieciom – mówi Rząsa, który już niedługo sam dołączy do trenowania juniorów. Trenerem od przygotowania technicznego został też Jarosław Araszkiewicz, 5-krotny mistrz Polski z Lechem. Wkrótce przyjdą kolejni.

Do Bergamo za milion

W Poznaniu wciąż szukają kolejnych Bednarków, Linettych i Kownackich. Z owoców tych poszukiwań korzystała m.in. Legia Warszawa, która w przeszłości, ku wściekłości poznaniaków, pobierała im piłkarzy. I tak Poznań na stolicę zamienił Krystian Belik, Bartosz Bereszyński i Miłosz Kozak, niewiele brakowało, aby na Łazienkowską trafił Karol Linetty. Talenty zauważane są jednak nie tylko przez Legię, ale także kluby zachodnie. Dwa lata temu do TSG Hoffenheim wyjechał Robert Janicki, latem Atalanta Bergamo wykupiła Olafa Kobackiego. Dzięki temu, że 16-latek grał w Lechu od drugiej klasy szkoły podstawowej, Włosi musieli za niego zapłacić ekwiwalent w wysokości – według naszych informacji - blisko miliona zł. – To nie przypadek, że nam podbierają chłopaków, a my nie robimy tego nikomu. Po prostu nie mamy takiej potrzeby, bo talentów, które szkolimy, jest naprawdę wiele. Nie musimy iść drogą Legii – mówi z satysfakcją Małek.

Dziś największe nadzieje Lech pokłada w Robercie Gumnym, który niedawno podpisał nowy, czteroletni kontrakt i Kamilu Jóźwiaku. Ten pierwszy poniekąd spełnia już oczekiwania, bo w tym sezonie sześciokrotnie wychodził w podstawowym składzie Lecha (na siedem kolejek!). – Liczymy, że chłopców, którzy się wyróżniają, będzie coraz więcej. Dlatego też idziemy w kierunku indywidualizacji szkolenia. Chcemy zatrudnić byłych piłkarzy Lecha, aby swoją mądrość przekazali dzieciom – mówi Rząsa, który już niedługo sam dołączy do trenowania juniorów. Trenerem od przygotowania technicznego został też Jarosław Araszkiewicz, 5-krotny mistrz Polski z Lechem. Wkrótce przyjdą kolejni.

Kupują gotowych, inwestują w swoich

W każdy wtorek na stadionie przy Bułgarskiej dochodzi do spotkania „działu sportu”. W jego skład wchodzą: Rutowski, Bjelica, Ulatowski, Rząsa, Ivan Durdević (trener rezerw), Marcin Wróbel (analityk, trener juniorów, wicedyrektor akademii i zastępca Rząsy) i Tomasz Wichniarek (szef skautingu). – Dzięki spotkaniom mamy przepływ informacji między szefostwem, pierwszą drużyną a Akademią. Jeśli ktoś zasługuje na szansę, to nie ma możliwości, aby prezes Rutkowski czy trener Bjelica o tym nie wiedzieli. Komunikacja to przecież podstawa – wyjaśnia Sport.pl Ulatowski.

Lech, podobnie jak Legia, przyjął strategię nieodpłatnego wypożyczania młodych talentów do niższych lig. I tak jesienią Gumny rozegrał 14 meczów w Podbeskidziu Bielsko-Biała a Jóźwiak w GKS Katowice – 12 spotkań. W przeciwieństwie do mistrzów Polski poznaniacy nie płacą pensji zawodników. W kontraktach znajduje się również zapis zobowiązujący kluby do wystawiania na boisko wychowanków Lecha. W innym wypadku poznaniakom należy się ustalone odszkodowanie. Na skorzystanie z tej opcji znów zdecydowało się Podbeskidzie, które latem wypożyczyło napastnika Pawła Tomczyka (rocznik 1998).

Jak słyszę w biurze Piotra Rutkowskiego, działacze Lecha nieprzypadkowo nie pozyskali latem żadnego z młodzieżowych reprezentantów Polski, którzy bez powodzenia walczyli na mistrzostwach Europy do lat 21. A przecież można było skusić się na Pawła Jaroszyńskiego (za 500 tys. euro trafił do Chievo Werona), Radosława Murawskiego (Palermo zapłaciło za niego 650 tys. euro) czy Przemysława Szymińskiego (również zagra w Palermo, kosztował 250 tys. euro). Jak tłumaczy Rutkowski, strategia Lecha zakłada zarabianie głównie na wychowankach. – Piłkarze sprowadzani mają być gotowi, aby natychmiast wskoczyć do składu i być nie uzupełnieniem, a wzmocnieniem. I dlatego nie liczy się dla nas czy to Polacy czy obcokrajowcy. Z całej młodzieżówki jest tylko jeden chłopak grający w Ekstraklasie, który nas interesuje, ale kosztuje półtora miliona euro. Dużo za dużo. Jeśli mamy w kogoś inwestować czas, zaangażowanie i pieniądze, to w wychowanków – wyjaśnia. Zapowiada także, że tej taktyki Lech będzie trzymał się w kolejnych latach. Utwierdziły go zapewne miliony, które w ratach będą spływać do Poznania za transfery Bednarka, Kownackiego i Kędziory. A kolejne talenty już czekają w blokach startowych. Czy do Poznania przyniosą w końcu nie tylko pieniądze, ale i trofea?

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.