IEM 2019. Duńczycy z Astralis jak Real Madryt. "Czołowi piłkarze ekstraklasy mogą im tylko pozazdrościć"

E-sport rozrasta się w nieprawdopodobnym tempie. Zrób prosty test. Wejdź do jakiejkolwiek szkoły podstawowej i zapytaj dzieciaków w klasie: ilu z nich trenuje jakiś sport, czyli gra w piłkę, chodzi na kosza albo judo. Maksymalnie trzy-cztery osoby podniosą rękę. A potem spytaj się kto gra w gry komputerowe. Cała sala podniesie się z krzeseł - mówi Jarosław "pashaBiceps" Jarząbkowski, legenda polskiego e-sportu i były mistrz IEM w Counter Strike: Global Offensive.

Kiedy Dawid Kubacki w spektakularnym stylu zdobywał mistrzostwo świata w skokach narciarskich, a Ewa Swoboda i Marcin Lewandowski triumfowali w halowych lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Glasgow, w tym samym czasie w ścisłym centrum Katowic – po raz kolejny stolicy światowego e-sportu - trzęsła się ziemia. Epicentrum wykryto w wypełnionym po brzegi i dudniącym od wrzasku symbolu stolicy Górnego Śląska.

W swojej 48-letniej historii Spodek - w sposób epokowy - wielokrotnie już odlatywał na inną galaktykę. Tak było m.in. 10 lutego 1987 roku podczas koncertu Metalliki, 25 kwietnia 1998 na koncercie The Prodigy czy 21 września 2014, gdy reprezentacja prowadzona przez Stephana Antigę zdobyła mistrzostwo świata.

 

Virtusi jak Adam Małysz

Na osobny akapit zasługuje wydarzenie, do którego doszło sześć miesięcy przed siatkarskim triumfem. W Spodku – o gigantycznej sile – doszło do e-sportowej eksplozji. Jej skutki odczuwamy od pięciu lat, a końca gamingowego promieniowania nawet nie ma sensu prognozować. W marcu tamtego roku drużyna Virtus.pro, złożona m.in. z graczy: Jarosław „pashaBiceps” Jarząbkowski, Wiktor „TaZ” Wojtas czy Filip „Neo” Kubski - wygrała Intel Extreme Masters i zdobyła mistrzostwo świata w grze Counter Strike: Global Offensive (jednej z najbardziej popularnych gier typu FPS).

– I wtedy machina ruszyła na całego. Po naszym triumfie kolejne turnieje przyciągały coraz więcej fanów. Nasze streamy zaczęły bić rekordy oglądalności. Wskazaliśmy drogę wielu młodym graczom. Ten fenomen można porównać trochę z sukcesami Adama Małysza. Gdyby nie on, mało kto w Polsce oglądałby skoki narciarskie. Gdyby nie nasz triumf z Virtus.pro, pewnie nie byłoby w Polsce takiego szaleństwa na punkcie CS:GO jakie widzimy teraz – mówi 30-letni „pashaBiceps”, który na Facebooku ma prawie 800 tys. fanów.

I dodaje: - Społeczność e-sportowa rozrasta się w nieprawdopodobnym tempie. Żeby dobitnie zrozumieć o czym mowa, można zrobić bardzo prosty test. Wejdź do jakiejkolwiek szkoły podstawowej i zapytaj dzieciaków w klasie: ilu z nich trenuje jakiś sport, czyli gra w piłkę, chodzi na kosza albo judo. Maksymalnie trzy-cztery osoby podniosą rękę. A potem spytaj się kto gra w gry komputerowe. Cała sala podniesie się z krzeseł.

„Myślałem, że to jakieś targi, a zawitałem na inną planetę”

W trakcie całego IEM przez Spodek przewinęło się prawie 200 tys. fanów e-sportu. Wprawdzie wejście na obiekt było bezpłatne, ale pierwszeństwo mieli posiadacze biletów. Czterodniowy karnet kosztował 250 zł, zaś wejściówka Full Premium Experience – 880 zł.

Codziennie na godziny przed otwarciem bram ustawiała się gigantyczna kolejka fanów nie tylko CS:GO, ale też Fortnite, Starcraft 2 czy League of Legends. Przedział wiekowy był różny, ale rzecz jasna dominowali najmłodsi fani gier, uczniowie szkół podstawowych i liceów. Na trybunach można było też spotkać też całe rodziny.

- Powiem panu, że nie do końca rozumiem co się tutaj dzieje. Istne szaleństwo! Przyjechałem z moimi dziećmi, które uwielbiają grać na komputerze. Wręcz błagały: „Tato, pojedziemy na IEM? Prosimy!”. No to jesteśmy. Z początku myślałem, że to kolejne targi z grami, na których przy okazji organizuje się jakieś turnieje. Nie przypuszczałem, że na kilka godzin przeniosę się na inną planetę. Dawno nie byłem w Spodku, ale myślałem, że nic przebije tego co się działo na finale MŚ siatkarzy w 2014 roku. Cóż, świat się zmienia…  – opowiadał Andrzej z Rudy Śląskiej.

Czołowi zawodnicy przyciągnęli za sobą tysiące fanów ze wszystkich kontynentów. Hotele przeżywały prawdziwe oblężenie. Znalezienie wolnego pokoju w promieniu kilku kilometrów od Spodka graniczyło z cudem. Na kilka dni przed finałowym weekendem IEM ceny za dwie noce w niektórych trzygwiazdkowych hotelach sięgały nawet 2,5 tys. zł!

„W e-sporcie stadionowego chamstwa nie doświadczysz”

Atmosfera w hali podczas meczów w Counter Strike: Global Offensive przypominała tą, którą znamy z meczów reprezentacji Polski w siatkówce. Po każdej zwycięskiej rundzie fani swojej drużyny dopingowali i celebrowali na stojąco, a po najbardziej efektownych akcjach (najczęściej z użyciem bomb), które eliminowały rywali, wręcz szaleli ze szczęścia.

- Czekałem na ten weekend cały rok! Wszyscy tutaj przeżywamy niesamowite emocje. Kilka razy musiałem się uszczypnąć, żeby się przekonać, czy czasem to nie jest sen. Jejku, chyba nie zasnę. W piątek  spotkałem się z moim herosem z dzieciństwa „Olofmeisterem” [szwedzkim zawodnikiem drużyny FaZe Clan], podpisał mi się na karcie, zamieniliśmy parę zdań. Spoko ziomek! Jak ci to najlepiej wyjaśnić? Kibicujesz Barcelonie? To wyobraź sobie, że po meczu na Camp Nou podchodzisz do Messiego, zbijasz z nim normalnie piątkę, robisz selfie i jeszcze chwilę na luzie rozmawiacie o zakończonym meczu. Sztos! - opowiadał podekscytowany 15-letni Karol z Rybnika i wielki fan gry CS:GO, który w zasadzie w tych kilku zdaniach wyjaśnił fenomen Intel Extreme Masters.

Każda rozgrywka w ramach CS:GO toczyła się w niezwykle dynamicznym tempie. I tylko w płucach dudniło od ciągłego: „bum, bum, bum!”. Nawet osoby, które po raz pierwszy zawitały na IEM do Spodka i wcześniej nie słyszały o e-sporcie, nie mogły narzekać na nudę. Wrażeń i towarzyszących gamingowych atrakcji było co niemiara. – W rolach głównych występują wirtuozi w swoim fachu, a wspiera ich mnóstwo pozytywnych ludzi. Jak widzisz, nie ma tu żadnego hejtu. Nie słychać gwizdów na rywali. Kibice obu drużyn, które ze sobą rywalizują siedzą obok siebie, mają na sobie szaliki ze swoimi barwami i nikt nie robi draki. Stadionowego chamstwa tu nie doświadczysz. Zresztą, żadne słowa nie opiszą tego, co się tutaj dzieje, to trzeba poczuć na własnej skórze. Jeżeli ktoś nie wie, na czym polega zjawisko e-sportu i wciąż go nie docenia, zapraszam na IEM w przyszłym roku. Przyjeżdżajcie i chłońcie tę atmosferę – zachęcał Maciej „Morgen” Żuchowski , komentator ESL Polska.

Piłkarze ekstraklasy mogą pozazdrościć

E-sport to rynek, który rośnie w potężną siłę. Widać to na przykładzie budżetów. Podczas historycznego IEM-u w 2014 roku, w którym triumfowali zawodnicy z polskiego Virtus.pro pula nagród wynosiła 250 tys. dolarów. W tegorocznym IEM – okrągły milion dolarów! - E-Sport to przyszłość. To gigantyczne możliwości. Można wspiąć się na najwyższy szczyt. Najlepsi e-sportowi zawodnicy zarabiają dużo więcej od czołowych piłkarzy ekstraklasy. Co miesiąc na ich konto wpływa 30-40 tys. euro miesięcznie, a do tego dochodzą wygrane z turniejów z milionowymi pulami nagród – tłumaczy Piotr „Izak” Skowyrski, polski komentator e-sportowy, youtuber oraz streamer. Jego kanał subskrybuje ponad 2 miliony użytkowników.

Duńczycy jak Real Madryt

Intel Extreme Masters w Katowicach w CS:GO po raz drugi z rzędu wygrała duńska drużyna Astralis. Duńczycy byli zdecydowanym faworytem całego turnieju i po jednostronnym pojedynku pokonali w finale fińską ekipę ENCE. Przez fanów e-sportu Astralis uznawani są za jednych z najlepszych, jeśli nie najlepszych w historii. - Grają w swojej lidze. Są niesamowici. Dominują niczym Real Madryt w ostatnich latach w Lidze Mistrzów – skomentował ich kolejny triumf Izak, który znany jest również z komentowania meczów piłki nożnej. Był jednym z telewizyjnych ekspertów podczas mundialu w Rosji.

Nastoletnich polskich kibiców Astralis można było spotkać na każdym kroku. Niektórzy przechodzili samych siebie. Tak jak dwie 14-letnie dziewczyny, który przez kilka godzin siedziały przed wejściem na sektor z rozłożoną kartką: „Zbieramy na koszulkę Astralis”. – Jedna kosztuje 280 zł. Na razie uzbierałyśmy 30 zł. Może do finału ludzie nas poratują i dorzucą parę złociszy – prosiły.

- Jestem szczęśliwy, że żyję w czasach dominacji ekipy Astralis. Drugiej takiej drużyny chyba nie będzie, zwłaszcza na poziomie Majora, czyli najwyższym i najbardziej prestiżowym. To był niesamowity weekend i niezwykły turniej! - ekscytował się 15-letni Karol.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.