Robert Kubica w odróżnieniu do zwycięzcy nie przeklinał. To dla niego był Rajd Dakar

Rajd Dakar Roberta Kubicy, mocne słowa Valtteriego Bottasa, pierwsze podium Hondy i zniszczone marzenia Charlesa Leclerca. Tak zaczął się nowy sezon Formuły 1.
Zobacz wideo

„Do wszystkich, których może to dotyczyć -  p…cie się” - tak Valtteri Bottas podsumował swoje zwycięstwo w Grand Prix Australii. To dość szokujące słowa, jak na kogoś kto zdominował wyścig i perfekcyjnie zaczął sezon. Nie dość, że wygrał z dużą przewagą to jeszcze zgarnął dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie. Widać jednak ile emocji kłębiło się w głowie Fina, który rok temu ani razu nie stanął na najwyższym stopniu podium. Szefowie Mercedesa dość jasno dali mu do zrozumienia, że jeśli w kolejnym sezonie znowu nie spełni oczekiwań, straci swoje miejsce. Bottas odpowiedział już w pierwszym wyścigu.

Grosjean rozczarowany

Jeszcze gorsze przekleństwa musiał cedzić przez zęby Francuz Romain Grosjean. Gdyby ktoś napisał scenariusz tego, co wydarzy się w Melbourne na pewno by się zaśmiał i popukał w czoło. Rok temu kierowcy Haasa znakomicie zaczęli wyścig. Kevin Magnussen i Romain Grosjean jechali na 4. i 5. miejscu. Tyle, że obaj musieli się wycofać z powodu źle przykręconych kół. Szef zespołu Gunter Steiner gęsto tłumaczył się w telefonicznej rozmowie właścicielowi teamu Genowi Haasowi - „To kompromitacja, wyszliśmy na kompletnych frajerów. Wszystko przeanalizujemy. To się nie powtórzy”. Nikt by wtedy nie uwierzył, że rok później Grosjean znowu się wycofa z powodu źle założonego koła. Reżyserzy serialu „Jazda po życie” na Netflixie nie muszą się nawet wysilać. Historia sama wepchnęła się do skryptu.

Kubica i tak zadowolony

Robert Kubica nie przeklinał. Wręcz przeciwnie. Choć zajął ostatnie miejsce był zadowolony z tego, jak pod koniec spisywał się jego samochód. I z tego, że przejechał cały wyścig z takimi przygodami jak w Rajdzie Dakar: z uszkodzoną po piątkowych treningach podłogą, z nie do końca sprawnym przednim skrzydłem i bez jednego lusterka. Został zdublowany aż trzykrotnie, ale znacznie bardziej liczyło się, że dojechał do mety. Zebrał dużo doświadczeń i poczuł dreszcz emocji przy starcie, jakiego nie czuł od ponad 8 lat. Optymizm Kubicy po wyścigu był tak uderzający, że w nawet w Williamsie musieli poczuć się lepiej. Dla kibiców w kraju zobaczenie Polaka ponownie na starcie też musiało być wielkim przeżyciem. I pal licho wyniki. Na razie.

Leclerc w cieniu Vettela

Bardzo gorzko będzie wspominać Australię Charles Leclerc. Młodziutki kierowca Ferrari jest jednym z największych talentów w Formule 1 od kilku lat. Sam fakt, że Ferrari wzięło go do składu był wielką niespodzianką. Liczył na to, że w tak wielkim zespole powalczy o coś więcej niż pojedyncze podia. Tyle, że sezon się jeszcze nie zaczął, a szef zespołu Mattia Binotto zakomunikował jasno - priorytetem jest dla nich Sebastian Vettel. Trudno się dziwić, bo czterokrotny mistrz świata od 5 lat bezskutecznie próbuje przerwać dominację Mercedesa. Na torze Albert Park Ferrari obeszło się jednak smakiem. Nie dość, że Mercedes znowu był górą, to na podium w ogóle zabrakło miejsca dla Scuderii. Leclerc pod koniec wyścigu jechał zdecydowanie szybciej od Vettela, ale usłyszał jasny komunikat - „Masz się trzymać za nim”. Niby mógł się tego spodziewać, a jednak udzielając wywiadów Leclerc miał minę wykrzywioną goryczą zawodu.

Ferrari nie dość, że przegrało z Mercedesem, to jeszcze do tego z Red Bullem. Max Verstappen śmignął obok Sebastiana Vettela i w swoim stylu wtargnął na podium. To pierwsze podium dla samochodu z silnikiem Hondy odkąd japoński producent wrócił do Formuły 1 w 2015 roku. „Teraz możemy walczyć” napisał na twitterze Red Bull, nawiązując do słów dwukrotnego mistrza świata Fernando Alonso. Hiszpan krzyczał tak przez radio, gdy McLaren zrezygnował z silników Hondy na rzecz Renault. Alonso nie ma już w Formule 1, a Red Bull z Hondą bawią się wyjątkowo dobrze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.