Premier League przygotowuje się na "twardy brexit." Problemy mogą dotknąć też m.in. Garetha Bale'a

Twardy brexit jest coraz bardziej prawdopodobny po tym, jak Izba Gmin odrzuciła projekt umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Brak porozumienia poważnie odbije się na Premier League oraz brytyjskich piłkarzach grających poza Wyspami.

Rząd premier Theresy May przegrał głosowanie zaledwie 10 tygodni przed terminem formalnego wyjścia z UE. Za umową w sprawie brexitu głosowało 202 posłów, przeciw było aż 423.

Jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia wewnątrz Wielkiej Brytanii oraz między Londynem a Brukselą, 29 marca dojdzie do tzw. twardego brexitu, czyli opuszczenia Unii Europejskiej bez umowy. Taka sytuacja bardzo mocno odbiłaby się na brytyjskiej gospodarce, ale też m.in. na zawodowych ligach sportowych, w tym Premier League oraz brytyjskich sportowcach na co dzień występujących w innych europejskich krajach.

Problemy Bale'a?

Jeśli dojdzie do twardego brexitu, 29 marca około 800 tys. Brytyjczyków mieszkających w innych krajach Unii Europejskiej straci prawo do pracy w nich. Projekt proponowany przez rząd premier May m.in. gwarantował obywatelom Wielkiej Brytanii prawo do dalszego mieszkania i pracowania w krajach Unii.

W obliczu jego odrzucenia, niespełna dwa miesiące przed wejściem w życie groźby twardego brexitu, los Brytyjczyków nadal pozostaje niewiadomą. Sytuacja może mocno dotknąć m.in. Garetha Bale'a, czyli Walijczyka grającego dla Realu Madryt.

Jak poinformował ESPN piłkarz, który na Santiago Bernabeu występuje od lata 2013 roku, 1 kwietnia może stracić pozwolenie na pracę w Hiszpanii. Jeśli twardy brexit wejdzie w życie, Bale będzie musiał ubiegać się o nową licencję, która zezwoli mu na pobyt i pracę w Hiszpanii.

- Nie jest to prosta droga dla zwykłego obywatela, gdyż wiele osób chciałoby tu żyć. Mamy tu jednak takie prawo, że jeśli np. kupisz dom za pół miliona euro lub masz "specjalną" pracę, to o pozwolenie na nią będzie dużo prościej - powiedział ESPN-owi jeden z hiszpańskich ekspertów.

Jonathan Barnett - agent Bale'a - przyznał, że jego klient interesuje się sytuacją, jednak liczy na "porozumienie polityków obu stron" i "cierpliwie czeka na dalszy rozwój sytuacji."

"Premier League otworzy się na świat"

Ale twardy brexit odbije się także w drugą stronę - na zawodnikach z UE występujących w Premier League oraz tych, którzy na Wyspy chcieliby dopiero trafić. Oni także będą potrzebować specjalnych pozwoleń na pracę. Te automatycznie przyznawane są na podstawie procentu rozegranych meczów w narodowej reprezentacji w ostatnich dwóch latach (w zależności od miejsca zajmowanego przez federację w rankingu FIFA). Co więcej, żaden klub Premier League nie będzie mógł pozyskać europejskiego piłkarza przed 18. urodzinami.

O tym jakim problemem mogą być pozwolenia na pracę dla zawodników z UE pokazuje przykład Cesara Azpilicuety z Chelsea. Hiszpan jest podstawowym graczem w zespole Maurizio Sarriego i jednym z lepszych zawodników na swojej pozycji w lidze, ale w ciągu ostatnich dwóch lat nie rozegrał wymaganych 30 proc. spotkań w reprezentacji, przez co w teorii na pozwolenie na pracę by się nie łapał. 29-latek byłby więc jednym z wielu piłkarzy, który musiałby liczyć na uzyskanie pozwolenia warunkowego, przyznawanego w wyjątkowych sytuacjach. Ten sam przykład będzie dotyczył Kepy, którego Chelsea sprowadziła za rekordową sumę 80 mln euro, podpisując z nim siedmioletni kontrakt.

Z jednej strony otwiera to szansę dla utalentowanych Brytyjczyków, których nie brakuje, a którzy nie dostają szans z uwagi na wielkie transfery europejskich gwiazd. Z drugiej jednak kluby Premier League już planują rozmowy z rządem oraz federacją nt rozluźnienia prawa pracy dla zawodników z Ameryki Południowej oraz Afryki.

Według wstępnych założeń ci mieliby być pozyskiwani na tych samych zasadach, na których teraz na Wyspy trafiają Europejczycy, czyli bez konieczności uzyskania pozwolenia na pracę. Obecnie takich pozwoleń gracze spoza UE potrzebują.

- Po brexicie otworzymy się na świat i będziemy mogli ustanowić sobie własne zasady i własny rynek. Nasze taryfy oraz kwoty transferowe pozwolą nam otworzyć się na nowe talenty i uzdrowić nasz rynek. Obecnie płacimy za dużo, przez co pieniądze z praw do transmisji telewizyjnych są tak naprawdę wydawane przez innych - np. Niemców czy Francuzów. Przy okazji będziemy mogli wdrożyć zasady, które w UE nie są możliwe, czyli będziemy w stanie faworyzować naszych zawodników w drużynach - skomentował prezes Crystal Palace, Steve Parish.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.