Bundesliga. Kucharski: Lewandowski był rozczarowany. Gilewicz: całe zamieszanie przez agenta

- Czy Robert jest zły, że nie został królem strzelców Bundesligi? To pytanie do niego, ale ja widziałem, że jest rozczarowany - mówi w rozmowie ze Sport.pl menedżer Roberta Lewandowskiego, Cezary Kucharski. Ale to nie znaczy, że polski napastnik może odejść do Chelsea albo Manchesteru United, jak twierdzi Sky Sports.

Według informacji podanych przez Sky Sports przedstawiciele obu angielskich potęg kontaktowali się z niemieckim agentem Lewandowskiego, Maikiem Barthelem. To Barthel kilka dni temu stwierdził, że Polak jest zawiedziony postawą swych partnerów z Bayernu i trenera Carlo Ancelottiego w końcówce sezonu Bundesligi. - Robert powiedział mi, że nie miał żadnego wsparcia od kolegów. Ale też nie było wsparcia od trenera, który nie zaapelował do zawodników Bayernu, by pomogli. Robert był tak bardzo zawiedziony, nigdy wcześniej go takiego nie widziałem - tak mówił Barthel na łamach "Kickera" o przegranej przez "Lewego" walce o tytuł króla strzelców niemieckiej ekstraklasy. Jeszcze przed ostatnią kolejką rozgrywek Polak był liderem klasyfikacji. Ale jego licznik zatrzymał się na 30 golach, a Pierre-Emerick Aubameyang do 29 zdobytych bramek w ostatnim meczu Borussii Dortmund dołożył jeszcze dwa trafienia i to on zdobył armatę.

Za negocjacje byłaby kara od FIFA

Cezary Kucharski, polski agent Lewandowskiego, przyznaje, że zawodnik był rozczarowany takim rozwojem wypadków. - Ale nie widziałem w jego zachowaniu niczego niezdrowego. To było zwykłe, sportowe rozczarowanie - tłumaczy. I na tym kończy rozmowę. - Nie komentuję spekulacji. Nie namówicie mnie na to - mówi.

Kucharskiemu nie dziwi się Radosław Gilewicz. - Absolutnie nie wierzę w rewelacje o odejściu Lewandowskiego, tu nie ma czego komentować - mówi były zawodnik m.in. Stuttgartu, który od lat komentuje mecze Bundesligi. - Niedawno Robert podpisał z Bayernem nowy kontrakt, aż do roku 2021, a filozofia Bayernu to na pewno nie dawanie komuś dużej podwyżki i długiej umowy po to, by go zaraz sprzedać. Oczywiście Robert jako wielki zawodnik zawsze będzie łączony z innymi wielkimi klubami, ale pamiętajmy, że gdyby ktokolwiek spróbował zacząć negocjacje z przedstawicielami Lewandowskiego, to naraziłby się na karę od FIFA, bo przecież nie można rozmawiać z zawodnikiem, który ma długoterminowy kontrakt - mówi Gilewicz.

100 milionów? Działa na nas, nie na Bayern

Na to samo zwraca uwagę Bayern, który wydał oświadczenie w sprawie Lewandowskiego. "Bayern Monachium nie myśli o sprzedaży Roberta Lewandowskiego, nie prowadzi żadnych rozmów z innymi klubami i takich rozmów nie będzie" - napisali mistrzowie Niemiec.

Gilewicz wyjaśnia, że nie ma takich pieniędzy, za jakie Bayernowi opłacałoby się sprzedać swojego najlepszego strzelca. - Kwota 100 mln euro, bo pewnie tyle kosztowałby Robert, działa na wyobraźnię, ale naszą, a nie szefów Bayernu. Dla nich to nie jest suma, dla której mogliby się pozbyć jedynego prawdziwego snajpera, jakiego mają. Przecież Thomas Mueller to nie jest zastępstwo, nie byłoby tak, że Robert odchodzi, a Mueller wskakuje w jego miejsce i gra to, co grał Robert. Teoretycznie Bayern mógłby sprowadzić kogoś za Roberta, wydać nie tylko 100, ale nawet 120 mln euro. Tylko że to nie jest filozofia tego klubu. Jak usłyszałem plotkę, że do Bayernu może trafić Cristiano Ronaldo, to się uśmiałem. Obojętnie jaki byłby w Bayernie trener i jakiego piłkarza by chciał, o takich sprawach decyduje trzyosobowe gremium w składzie Karl-Heinz Rummenigge, Uli Hoeness i najważniejszy, chyba najlepszy skaut w Europie, dyrektor klubu Michael Reschke. Oczywiście zdanie trenera się liczy, ale wiemy, jak jest z trenerami - dzisiaj są, a za dwa lata już ich nie ma, podczas gdy piłkarze zostają na dłużej. Widać, że Bayern nie chce wydawać na piłkarza więcej niż 40 mln euro. Może wyłoży 50-60 mln, ale tylko na kogoś pokroju Alexisa Sancheza czy Marco Verrattiego - opowiada Gilewicz.

Barthel postąpił nieładnie

Były reprezentant Polski wraca też do słów Barthela. Gilewicz uważa, że nie byłoby całego zamieszania, gdyby agent Lewandowskiego zachował się lepiej. - Robert może być niezadowolony, absolutnie tak. Ale trochę nieładnie postąpił Maik Barthel, mówiąc takie rzeczy. Fakt jest taki, że kto zna historię Bayernu, ten wie, że tam się nie gra pod jednego piłkarza i tego nie można wymagać. To nie Real Madryt, gdzie wszyscy są ustawieni pod Ronaldo. W Bayernie nie przypominam sobie, żeby jakiś zespół w jakichś latach był nastawiony na to, żeby tylko jeden piłkarz strzelał gole. Tam co sezon to jest rozłożone na kilku zawodników. Oczywiście też bym sobie życzył, żeby w decydującej fazie walki o tytuł króla strzelców koledzy bardziej wspomogli Roberta. Ale odbijając piłeczkę, trzeba zauważyć, że w ostatniej kolejce, w meczu z Freiburgiem, Robert miał dwie, a nawet trzy świetne sytuacje i sam jest sobie winien, że ich nie wykorzystał - kończy Gilewicz.

Zbigniew Boniek w "Wilkowicz Sam na sam": Bardziej to wyglądało jak obóz koncentracyjny, a nie mecz piłkarski. Wypchnięto nas na ten finał. Ja nie chciałem grać. I nie wziąłem grosza premii za to zwycięstwo

Więcej o:
Copyright © Agora SA