Quo vadis Ekstraklaso? Budżety rosną, beniaminkowie idą do pucharów, w rywalizacji z Europą bez większych zmian

Rośnie w siłę? A może zmienia się w niej niewiele? By spróbować oszacować, czy piłkarska Ekstraklasa z sezonu na sezon jest lepsza, dobrze mieć kilka punktów odniesienia. Porównać parę faktów i danych. Końcowa ocena i tak jest subiektywna.
Ekstraklasa, piłka nożna, Wisła Płock - Lech Poznań Ekstraklasa, piłka nożna, Wisła Płock - Lech Poznań IRENEUSZ CIEŚLAK

Właśnie ruszył sezon 2018/19 Ekstraklasy. Czy będzie ciekawszy i lepszy niż ten ostatni? Czy któraś drużyna nas oczaruje, będą nowi bohaterowie, a podbój Europy potrwa dłużej niż do końca lipca? Na takie pytania zwykle lepiej odpowiadać trochę później. Analizując kilka rzeczy przekonać się jednak można w jaką stronę idzie polska Ekstraklasa. Czasem oklaskiwana, czasem będąca przedmiotem drwin, często zaskakująca, momentami może i niedorzeczna, ale czy silniejsza niż kilka, kilkanaście lat temu?

Legia - Zagłębie 1:3 Legia - Zagłębie 1:3 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Budżety w górę i co...?

"Oprócz powietrza, ziemi, wody i ognia to pieniądz jest piątą naturalną siłą, z którą najczęściej musi się liczyć człowiek" - stwierdził dawno temu Iosif Brodski, amerykański i rosyjski poeta-noblista. Sportem raczej się nie zajmował, ale jego maksyma i tu ma zastosowanie. W piłce nożnej pieniądz jest nawet chyba najbardziej istotny. Zła murawa, zacinający deszcz, wiejący w złą stronę wiatr mogą być tylko pretekstami do tłumaczeń, na boisku i tak najważniejsze są dolary i możliwości, jakie one dają.

Porównując obecną Ekstraklasę z tą jaką mieliśmy np. 10 lat temu nie da się nie zauważyć finansowych różnic. Różnic na korzyść.

Wisła Płock - Lech Poznań 1:2. Tak się (prawie) kończy minimalizm

Bazując na danych zebranych przez Deloitte przychody wszystkich klubów grających w Ekstraklasie zwiększyły się w tym czasie niemal trzykrotnie. Sama inflacja do takiego stanu rzeczy nie doprowadziła. Raczej zdobywani sponsorzy, wyższe kontrakty telewizyjne, czy pieniądze pozyskiwane od kibiców, czyli ogólnie lepiej prowadzony biznes. Od 2007 roku i wpływów nieznacznie przekraczających 200 milionów złotych, do ostatniego sezonu i ponad 550 mln przeskok jest spory. Podobne kwoty w swojej kasie notuje znajdująca się wyżej od nas w rankingach liga austriacka. Czy to właśnie pieniądze przełożyły się na wyczekiwany od lat awans polskiej drużyny do Ligi Mistrzów? Czy bardziej wymarzeni eliminacyjni rywale jak Zrinjski, Trencin i Dundalk? Z którymi obyło się bez kompromitacji.

Z drugiej strony złotówki z pewnością pomogły, by wtedy w Legii w eliminacjach, a potem przeciw Realowi Madryt grali Vadis Ofoe, Guilherme, Nikolić, Moulin, zawodnicy jak na polskie warunki robiący różnicę, a za drobne nie pracujący.

Przychody wszystkich klubów grających w Ekstraklasie w mln zł

2007r. - 202,5

2008 - 227,2

2009 - 261,6

2010 - 303

2011 - 363,50

2012 - 352,8

2013 - 379,7

2014 - 423,3

2015 - 494,2

2016 - 578,9 (Legia w LM)

2017-  550,4

Transferowo. Więcej mamy, więcej... nie kupujemy

Na wysokość wpływów rzutowały też transfery, chociaż w powyższym zestawieniu nie są one akurat zawarte, bo zwykle nie są to dane oficjalne. Jakąś kalkulacje jednak można w ich przypadku zrobić. Kwoty corocznie zarabiane przez kluby na sprzedaży swych zawodników może nie rosną w sposób równy, ale tendencję wzrostową da się zauważyć. Szczególnie jeśli chodzi o wpływy. O wydatkach na graczy trudno powiedzieć, by były dużo większe niż kiedyś. Jeśli kluby kupują to zwykle specyficzną grupę zawodników. W kolejnych 5 latach od roku 2009 - jak zauważył audytor Grant Thornton - na zawodników zagranicznych polskie kluby przeznaczyły łącznie 21,7 mln EUR czyli ok. 60 proc. wszystkich wydatków!

Brzęczek będzie bronił Woźniaka. Selekcjoner reprezentacji Polski zacznie swe rządy inaczej niż Nawałka

W tym samym czasie przychody ze sprzedaży piłkarzy zagranicznych wyniosły 19,4 mln EUR, czyli o  2,3 mln EUR mniej. W kwestii ochoczego pozyskiwania siły roboczej z dalszych stron niewiele się zmienia i teraz. Mimo, że to na polskich piłkarzach kluby zarabiają najlepiej. Stawianie na rozwój własnych akademii jest już jednak zauważalne, a znakomite wyniki w tej kwestii osiąga Lech. Inni może nie tak systematycznie, ale też mają czasem czym się pochwalić (transfery Wolskiego, Kapustki, Drągowskiego) 

Transfery - wpływy i wydatki polskich klubów w mln euro
 

Rok      wpływy     wydatki

2009 -   6 987           5 972

2010 -   21 155        18 007

2011 -   19 652        7 725

2012 -   15 015       3 070

2013 -   14 485        3 179

2014 -   17 427        7 234

2015 -    9 007         7 807

2016 -    33 580       8 030

2017 -    31 185       8 590

W porównaniu do innych lig w Europie środkowo wschodniej, Polska z transferów ma więcej pieniędzy niż Czechy, czy Słowacja, wydatki i wpływy niewiele wyższe są na Ukrainie. Mocni piłkarko i cenieni za swoje szkolenie Chorwaci w ostatnim sezonie sprzedali swoich piłkarzy tylko za  15 mln więcej niż biało-czerwoni (45,8 mln), na zakupy do swej ligi przeznaczyli za to połowę mniej niż my (4,2 mln)* - dane za Grant Thornton. 

Frekwencyjna przeplatanka

Z zainteresowaniem Ekstraklasą bywa różnie. Obecne liczby trudno porównywać do tych sprzed kilkunastu lat, gdy na sportowej mapie Polski zaczynały się remonty czy budowy. Stadiony od kilku lat odwiedza jednak więcej widzów, z małą korektą tego trendu w ostatnim sezonie, co władze Ekstraklasy tłumaczyły mroźną zimą. Nie w całości większe liczby na trybunach można tłumaczyć nagłym zainteresowaniem widzów futbolem. Wzrosty lub spadki zależą m.in od bardziej prozaicznych powodów np. tego jakie miasta w najwyższej klasie rozgrywkowej aktualnie występują. Małe ośrodki (Nieciecza) czy te bez własnego obiektu (Nowy Sącz) średnią zaniżały. Wygląda wiec na to, że ten sezon z udziałem beniaminków z Legnicy i Sosnowca może być dla frekwencji pozytywniejszy. No chyba, że jak to zwykle bywa, jakiś stadion lub jakaś trybuna zostanie na kilka spotkań karnie zamknięta. Grupa kibiców pokłóci się z właścicielem klubu mecze swojej drużyny będzie omijać itp. Niestety mimo upływających lat, nowej stadionowej rzeczywistości tego typu zdarzenia powracają i przewijają się w historii naszego futbolu jak zły duch.

Średnia frekwencja na jednym meczu Ekstraklasy

2018r. -  9442 widzów

2017 - 9679

2016 - 9120

2015 - 8353

2014 - 7504

2013 - 7704

2012 -  8741

2011 -  8761

2010 - 5 401

2009 - 7410

Legia Warszawa. Jose Kante i Krzysztof Mączyński Legia Warszawa. Jose Kante i Krzysztof Mączyński KUBA ATYS

Awansujesz do Ekstraklasy... na 23 proc. masz puchary!

Pewnym wyznacznikiem poziomu Ekstraklasy może być postawa drużyn, które co roku do niej wchodzą. Jeśli pod względem finansowym 1 liga może uchodzić za ubogą krewną najwyższej klasy rozgrywkowej, to pod względem sportowym już nie. Od sezonu 2008/09 właściwie nic się w tej kwestii nie zmienia. Tzn. albo Ekstraklasa nie zawiesza beniaminkom poprzeczki bardzo wysoko, albo po prostu dostatecznie wysoki jest poziom najlepszych pierwszoligowców. Tak czy inaczej, w minionych 10 latach, na 22 drużyny przekraczające najwyższe rozgrywkowe progi, tylko trzy w pierwszym roku sobie z nią nie poradziły. To tylko nieco ponad 13,5%! Wśród pechowców był ŁKS w roku 2012, GKS Bełchatów w 2015 i Sandecja Nowy Sącz w ostatnim sezonie.

Wisła Płock - Lech Poznań. Piękny gol Pedro Tiby

Dodać też trzeba, że beniaminkowie cyklicznie, a ostatnio nawet coraz częściej, po awansie notują inne sukcesy. Przypomnieć tu można, zagwarantowanie sobie miejsca premiującego grą o europejskie puchary przez Piasta w roku 2013, Puchar Polski Zawiszy Bydgoszcz rok później (i grę w eliminacjach Ligi Europy), ligowe podium Zagłębia Lubin w tym grę o europejskie puchary w 2016, czy występ w Europie Arki Gdynia dzięki krajowemu pucharowi zdobytemu w 2017. W trzecim roku z rzędu, kolejny już beniaminek - Górnik Zabrze, też walczy na europejskiej scenie. Prawdopodobieństwo z ostatniej dekady, że rok po wejściu do Ekstraklasy zobaczą cię w Europie to u nas niemal 23 proc. Ostatnie trzy lata podbijają tę liczbę nawet do 50 proc.! By mieć punkt odniesienie -  Bundesliga na taką jedną historię beniaminka (RB Lipsk) czekała od początku XXI wieku, w innych najlepszych ligach to też niemal "mission impossible". Leicester mistrzem Anglii został dwa lata po awansie do Premier League - był ewenementem w jej historii, historią kosmiczną. Bliżej ziemi  - w Austrii, Czechach, na Słowacji czy Ukrainie też o takie zaskoczenia ciężko, a nad Wisłą? Awansujesz to pomyśl o pucharach - taka jest rzeczywistość. Przywołująca na myśl słabość Ekstraklasy? Powiedzmy na razie, że to taka jej specyfika.

Przemysław Wiśniewski w starciu z Elią Soriano. Górnik Zabrze - Korona Kielce 1:1. Przemysław Wiśniewski w starciu z Elią Soriano. Górnik Zabrze - Korona Kielce 1:1. JAN KOWALSKI

Europejskie zderzenie

Skoro już widać, że po wejściu do Ekstraklasy można szybko zostać jej międzynarodowym bohaterem czas na odniesienie europejskie, pewnie najważniejsze, ale i najtrudniejsze w obiektywnej ocenie.

Mimo tego, że kibice z roku na rok umartwiają się nad występami polskich drużyn w kwalifikacjach europejskich pucharów, to nasza pozycja na Starym Kontynencie nie jest dużo gorsza niż kiedyś. Przynajmniej jeśli podeprzemy się ligowym rankingiem UEFA, w którym punkty są wypadkową występów wszystkich naszych przedstawicieli w Europie, a wynik z konkretnego sezonu zależy od występów z ostatnich 5 lat. Narzędzie w jakimś stopniu wymierne - warto zerknąć na jego orzeczenia.

W 2003 roku Polska w zestawieniu UEFA była 17.

W 2008 - 25.

W 2013 - 21.

W 2017 - 21.

Ireneusz Mamrot Ireneusz Mamrot AGNIESZKA SADOWSKA

W rankingu zrobionym już na ten sezon na razie bylibyśmy dwie lokaty wyżej, a ten ranking wciąż "pracuje" więc to spostrzeżenie bardziej ciekawostkowe.

Co się zmieniło w ciągu kilkunastu lat? Najbardziej sceneria dookoła nas. Na początku XXI może nie było takie oczywiste, że o kilka długości odjadą nam znajdujący się wtedy koło nas Ukraińcy i Rosjanie. Że za kilkanaście lat przez chwilę pozazdrościmy Cyprowi dwóch ekip w eliminacjach Ligi Mistrzów, a tuż za naszymi plecami będziemy mieli Azerbejdżan. Ruchy w rankingu były w jedną i drugą stronę, a u nas w zasadzie zwykle koło 20. Zmienił się układ sił w Europie, wyrównał poziom, nieco powiększyła liczba biorących udział w eliminacjach państw, wydłużyła kwalifikacyjna ścieżka, co sprawiło, że kiedyś przegrana w dwumeczu z drugim lub trzecim rywalem oznaczała przegraną już w samym Pucharze UEFA, dziś to zawsze będzie przegrana w kwalifikacjach. Rozmiary eliminacyjnych triumfów z Wyspiarzami przeszły z 5:0, czy 7:2 (Amica vs. New Saints z Walii w 2002) w kierunku 1:0 czy 3:0 z Irlandczykami (Legia vs. Cork City w 2018). Czasy hokejowych wyników się już skończyły i tyle. Inne są też przecież same rozgrywki.

Patryk Tuszyński: Nigdy w życiu nie strzeliłem tak łatwego gola

Im krótsze były eliminacje, tym więcej naszych drużyn dostawało się do turnieju głównego (wtedy Pucharu UEFA, Liga Mistrzów była cyklicznie poza zasięgiem)

Polskie drużyny w głównej fazie europejskich rozgrywek

W 2001 roku  - 3 drużyny

W 2002 roku - 4

W 2003 roku - 2

W 2004 roku - 3

W 2005 roku -  2

W 2006 roku - 2

W 2007 roku -  1

W 2008 roku - 2

Zauważmy jednak, że Puchar UEFA był pojemniejszy. We wrześniu w jego pierwszej rundzie rywalizowało 80 drużyn. W zmienionej formule rozgrywek, czyli Lidze Europy od 2009 roku na pierwszym etapie było ich już tylko 48. Konsekwencją tego było też zaostrzenie i wydłużenie eliminacyjnego sita i często dość wymagający rywale, na których zwykle trafiało w się w sierpniu.

W 2009 roku w Lidze Europy nie zagrała żadna polska drużyna.

W 2010 - 1

W 2011 - 2

W 2012 - 0

W 2013 - 1

W 2014 - 1

W 2015 - 2

W 2016 - 1 (Legia na jesieni grała też w Lidze Mistrzów)

W 2017 - 0

Efekt większej pustki naszych ekip w Europie jest po części wynikiem prawdopodobieństwa. Jeśli kiedyś na bal zapraszano dwa razy więcej osób, to weszło na niego dwa razy więcej biało-czerwonych. Teraz część z nich zostaje przed salą.

Mateusz Żyro: Co to za debiut... Wolałbym być najgorszy na boisku i wygrać

Co do rywali, z którymi rywalizację się przegrywa czy wygrywa - tu też nie ma jakiś wielkich zmian. Polskie zespoły w XXI wieku i przegrywały ze słabszymi od siebie i wygrywały czy zdobywały punkty z mocniejszymi. Skala zjawiska w ciągu tych kilkunastu lat jest podobna. Jeśli polskich kibiców martwi od kilku dni przegrana Lecha już w pierwszej rundzie el. Ligi Europy w rewanżu z ormiańskim Gandzasarem (Kolejorz w dwumeczu i tak awansował do rundy II) to dobrze sobie przypomnieć kilka innych, chyba boleśniejszych rozstrzygnięć.

W 2001 - Islandzki Felkirk wyeliminował Pogoń w el. PU

W 2003 - Macedońska Cementarnica wyrzuciła GKS Katowice z el. PU

W 2004 - Gruzińskie Dinamo w dwumeczu było lepsze od Wisły Kraków w 1. rundzie PU

W 2009 - Estońska Levadia wyrzuciła Wisłę z el. LM

W 2011 - Kazachski Irtysz dwa razy pokonał Jagiellonię w kwalifikacjach LE

W 2014 - Islandczycy ze Sjarnan wyeliminowali Lecha już w III rundzie el. LE

W 2016 - Macedończycy z Tetowa dwa razy wygrali z Cracovią w 1 rundzie el. LE

W 2017  Mołdawski Sheriff wyrzucił Legię z el. LE, po tym jak z el. LM lepsza była od Polaków Astana.

Jeśli nawet optycznie wydaje się, że teraz europejskich wpadek jest więcej, to też znów warto tu wrócić do systemu rozgrywek. Kiedyś po jednym meczu ze słabszą drużyną polskie ekipy często wpadały na gigantów futbolu - Barcelonę, Real Madryt, FC Porto lub też drużyny bardzo dobre -, Anderlecht, Szachtar Donieck, czy Austrię Wiedeń - wtedy zakończenie ich europejskiej przygody łatwiej było kibicom zaakceptować.

Podobnie rozkłada się też liczba nazwijmy to pozytywnych kampanii w fazie grupowej pucharów kilkanaście lat temu i teraz. Trudno porównywać czy Wisły Kraków wygrywająca z Schalke i prowadząca  piękne boje z Lazio była lepszą drużyną od Lecha, który kilka lat temu w Poznaniu remisował z Juventusem czy pokonywał Manchester City. Czy Groclin radzący sobie z tym samym City lub Herthą dawał więcej satysfakcji niż Legia nie tak dawno wygrywająca z Trabzonsporem czy Lokeren?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.