FOT. KUBA ATYS
Kacper Sosnowski: Gratuluję króla strzelców rundy finałowej duńskiej ligi. Z formą szykowałeś się na lato?
Kamil Wilczek: Trochę trudno to wytłumaczyć. W każdym meczu chciałem grać jak najlepiej. Na pewno drużyna ułatwiała mi ostatnio zadanie. Jako zespół graliśmy dobrze, stwarzaliśmy sytuacje, a ja je wykorzystywałem. Te pół roku było dobre dla całej drużyny, oczywiście oprócz samej końcówki. To dlatego było mi pewnie trochę łatwiej strzelać.
Lewandowski od pół roku mówił, że musi trochę odpocząć by być świeżym na finisz Bundesligi, Ligi Mistrzów i mundial
- Ja starałem się pracować jednakowo. W zimę miałem miesiąc wolnego. Dobrze odpocząłem, a potem dobrze przepracowałem okres przygotowawczy. Miałem czystą głowę, nie miałem nawet pół sytuacji, która by mnie męczyła, również w życiu prywatnym. Nic mi nie przeszkadzało, a to też ma wpływ na grę. Sam trening czy samo podejście specjalnie się nie zmieniło. Co z siebie dawałem, to było moje. Wszystko wychodziło.
Gratuluję też Pucharu Danii. Co oprócz swoich dwóch goli zapamiętasz z finału najbardziej?
- Cieszę się, że jako zespół wytrzymaliśmy ciśnienie. Jako faworyt szybko przegrywaliśmy, ale i szybko odpowiedzieliśmy golem, a nawet dwoma i odcięliśmy rywali od marzeń. Kontrowaliśmy grę do końca i Silkeborg dobiliśmy. Nie był to łatwy mecz, tym bardziej, że mamy sporo młodych chłopaków, którzy jeszcze nigdy nie grali o trofeum. Dobrze, że była z naszej strony właściwa reakcja, a nie podłamanie.
Puchar kraju w Danii ma duży prestiż? W skrótach z finału było widać gorący doping, race i pełne trybuny
- Ma. Przed rokiem gdy graliśmy z Kopenhagą było to olbrzymie wydarzenie. Teraz walczyliśmy z teoretycznie słabszym rywalem, ale puchar to puchar. Jego ranga jest porównywalna z tą w Polsce. Kibice tym żyją. Cały stadion poza jedną trybuną był w żółtych koszulkach Broendby. Cały wypełniony po brzegi.
Kibice po dwóch pana golach śpiewali "Wilczek's on fire"
- Przyjemna rzecz. To wzbudza pozytywne emocje i nakręca jeszcze bardziej. Jak kibice cię doceniają, to dostajesz potężnego kopa.
W Danii bardziej hołubieni są piłkarze ręczni czy nożni?
- Co do ręcznych nie mam pojęcia. Wiem, że nożni na pewno wzbudzają duże zainteresowanie. Już od początku jak tu przyjechałem, to ta rozpoznawalność na ulicach była na wysokim poziomie.
To po zakończeniu sezonu wolelibyście się pewnie schować. Tytuł straciliście tuż przed metą
- Rzeczywiście. Sytuacja trochę patowa. Łącznie z pucharem nie przegraliśmy przecież 32 meczów z rzędu. To robi wrażenie. W ostatnich czterech meczach był natomiast problem. Zremisowaliśmy z Kopenhagą, przegraliśmy z Midtjylland, zremisowaliśmy z Horsens i Aalborgiem. No i Midtjylland nas wyprzedził. Szkoda. Z tego co słyszałem ostatni raz taka sytuacja, że zdobywca ponad 80 punktów nie zostaje mistrzem, miała miejsce 20 lat temu. Na cztery mecze przed końcem mieliśmy 5 punktów przewagi. Trzeba było to dowieźć. W meczu z Horsens prowadziliśmy 2:0 w 89 minucie i tylko zremisowaliśmy. Nie potrafię logicznie odpowiedzieć na pytanie co się stało. Mocno to przeżyłem. Długo to do mnie nie docierało. Cała drużyna włożyła w sezon ogromny wysiłek, wierzyliśmy w mistrzostwo, skończyło się na żalu.
Końcówka sezonu z emocjami jak w Ekstraklasie, ale liga duńska w rankingach jest wyżej od polskiej. Co czyni ją mocniejszą?
Jak popatrzymy na tu i teraz to wyjdzie, że Kopenhaga w minionym sezonie grała w Lidze Mistrzów i w Lidze Europy, gdzie doszła do 1/8 finału i przegrała z Atletico Madryt. Tak na szybko to może znaczenie mają tu dobre transfery. Liga duńska jest też szybsza, nie ma przestojów. Nikt nie czeka ze wznowieniem gry. Zresztą podobną refleksję mają moi znajomi, którzy oglądają jej mecze. Jeżeli chodzi o finanse, to pensje tutaj można porównać do tych w Lechu czy Legii.
A rywalizacja w drużynie? W Broendby masz w ataku kilku młodych kolegów i Teemu Pukkiego. Wielkich nazwisk nie ma, chociaż Fin akurat jest doświadczony.
- Pukki grał w Sevilli w Schalke, w Celticu. W Europie nie jest to anonimowy gracz. W każdej z lig w jakich grał strzelał gole. Od początku złapałem z nim fajny kontakt na boisku. Dogadywaliśmy się bez słów, również dobrze się uzupełnialiśmy. To chyba najlepszy gracz z jakim kiedykolwiek występowałem. Razem strzeliliśmy mnóstwo goli. W tym sezonie ze 40, w zeszłym nawet więcej, do tego dochodzą jeszcze asysty. To pokazuje jak groźni byliśmy gdy graliśmy razem.
FOT. KUBA ATYS
A jeszcze niedawno był pan pomocnikiem. Może to dla Nawałki będzie jakimś atutem przy ustalaniu kto i dlaczego przyda mu się w Rosji?
- Jako napastnik gram czwarty rok. Zaczynałem w Piaście jako "szóstka" czy "ósemka", potem przeszedłem na dziesiątkę. Teraz przyjemnie mi się strzela gole (śmiech). Mówiąc poważnie gra w środku pola na pewno ułatwia napastnikowi naukę poruszania się, ułatwia znajdowanie rozwiązań na boisku. Jest się wtedy bardziej otwartym na różne rzeczy. Myślę, że to mój duży plus.
Wiem, że twój sposób poruszania się w ofensywie był analizowany przez trenerów z którymi współpracujesz.
-Miałem w Broendby takiego trenera, który kładł duży nacisk na sposób poruszania się bez piłki. Nauczyłem się od tego czasu wiele. Współpracuję też trenerami, z którymi się wychowałem z "Deduktora". Mają ciekawe spojrzenie na piłkę. Oglądają moje spotkania na wideo i analizują je. Przekazują wiele ciekawych rzeczy, zwracają uwag na to co mogę poprawić, a co robię dobrze.
Na kadrze jesteś najstarszym z napastników. 30 lat może działać na korzyść, czy z racji perspektyw na przyszłość w lepszej sytuacji jest 21-letni Kownacki, czy nawet Teodorczyk?
- Jeśli mam mówić tylko o mnie, to doświadczenie jest moją zaletą. Patrzę na pewne rzeczy spokojniej niż kiedyś. Kownacki mimo młodego wieku trochę jednak w piłkę już pograł i to na wysokim poziomie, Teo również. Rywalizacja jest duża. Wiem, że mam się tu trenerowi pokazać i muszę walczyć o miejsce na MŚ.
Trzy rzeczy za, które cenisz Teodorczyka i Kownackiego to...
- Teo potrafi się odnaleźć w polu karnym, dobrze gra głową i dobrze trzyma piłkę. Kownaś na pewno jest mobilnym piłkarzem, z dobrym dryblingiem i dobrym wykończeniem, też umie się odnaleźć w polu karnym, co kilka razy pokazał już w tym sezonie.
Jaką jedną rzecz ma zatem Wilczek, która na tym tle go wyróżnia?
- Duży nos (śmiech). Nie lubię mówić o sobie. Wolę jak przemawia moja gra.
Mogłeś na reprezentację się przygotować, bo miałeś sygnały, że w gronie 35 walczących o mundial się znajdziesz.
- Niedługo przed ogłoszeniem tej 35 Nawałka oczywiście do mnie zadzwonił. Zresztą wysłannicy sztabu w Kopenhadze byli już wcześniej. Miałem sygnały, że jestem brany pod uwagę na zgrupowanie, nie planowałem wakacji.
Regeneracyjne zgrupowanie w Juracie to ma być spokojne wejście we właściwy obóz w Arłamowie?
- Ja zacząłem walkę o mundial od mojego pierwszego treningu, czyli od środy. Nie traktuje tego ulgowo. Zresztą nikt tu nie odstawiał nogi, każdy wie o co gra. Na każdych zajęciach chcę coś udowodnić. Wiem co mam robić.
Masz ku temu powody. Na kadrę przyjeżdżasz często, ale minut na boisku jest niewiele.
- To na pewno bym chciał zmienić. Walczę, by tych minut było więcej. Wszystko w moich nogach. Jak będę wyglądał dobrze, to będą kolejne powołania i mam nadzieje występy.
Twój ostatni mecz z Urugwajem w tym pomógł?
- Na pewno nie zamknąłem sobie nim drogi do kadry, bo tu jestem. To nie było łatwe spotkanie do oceny. Były w nim dobre i złe rzeczy. Fajnie, że miałem sytuację, ale jedną z nich na pewno powinienem wykorzystać.
Po dwóch latach w Danii zostaniesz tam na kolejny rok? Czy decyzję podejmiesz po MŚ?
- Nigdy nie mów nigdy. Nie wolno odrzucać wszystkiego, ale na ten moment czuję się tam dobrze. Nie chodzi mi po głowie, że muszę zmieniać drużynę. Nie chodzę i nie czekam na telefon od agenta. Bardzo szanuję ten klub. Żeby coś zrobić, to muszę usiąść z władzami i ustalić zasady. Nie chcę robić niczego poza klubem.