Amerykanie mają złoto olimpijskie, a wcale nie wydają na biegi narciarskie dużo więcej niż PZN

Jessica Diggins zobaczyła kredki w oczach, a potem poczuła, że ktoś za metą na nią wpada. - O mój Boże, czy my wygrałyśmy igrzyska? - powiedziała do Kikkan Randall. Tak, wygrały drużynowy sprint. I to była jedna z najpiękniejszych historii w Pjongczangu

- Siedziałam kiedyś z prezydentem Obamą w Air Force One i opowiadałam mu, jak wspaniałym sportem są biegi narciarskie. Tylko są strasznie mało znane w Stanach Zjednoczonych. I pora to zmienić. Obiecał mi, że się tym zajmie - opowiada Kikkan Randall, nowa mistrzyni olimpijska w sprincie drużynowym. Pierwsza w historii amerykańska mistrzyni olimpijska w biegach narciarskich.

Głos musiała zabrać ona, bo jej młodsza partnerka z drużynowego sprintu Jessie Diggins prawie zakrztusiła się ze śmiechu, gdy usłyszała pytanie, czy jest szansa, że prezydent USA przyjdzie kiedyś na bieg narciarek, skoro królowie Norwegii i Szwecji przychodzą. Jessica Diggins jest znana z tego, że bardzo głośno się śmieje, nigdy nie marznie i pruje na nartach aż zobaczy kredki. Kredki, czyli mroczki przed oczami z krańcowego zmęczenia. Tak jak w środę, gdy najpierw objechała przed finiszem Norweżkę Maiken Caspersen Fallę, potem na finiszu wyprzedziła o 0,19 sekundy Szwedkę Stinę Nilsson i padła na śnieg.

"O co chodzi z tymi skarpetami?"

Kikkan Randall, jedyna mama w całej amerykańskiej reprezentacji olimpijskiej, jest dużo starsza od Diggins, trochę poważniejsza, i nie śmieje się z pytań o prezydenta. Bo rozmawiała już z prezydentem Obamą. To było tuż po tym, jak Obama pierwszy raz został wybrany. I to było we śnie. - Bliżej prezydenta USA niż we śnie biegacz narciarski nie może się dostać - śmieje się Randall. Co tam prezydent, dla biegaczek z USA wyjątkowe jest już to, że na trasy biegowe przyszła cała grupa amerykańskich dziennikarzy. To się zdarza tylko na igrzyskach i niektórym z tych, którzy przyszli, trzeba tłumaczyć ABC tego sportu. Trzeba im nawet wytłumaczyć, o co chodzi ze skarpetami, choć wszyscy w biegach wiedzą już od kilku lat.

- Jakie skarpety? Takie skarpety - mówi Diggins i schyla się pod stół, odsłaniając łydkę. Za chwilę nogawkę odwija też Randall. - Byłyśmy na Tour de Ski w 2012 roku, przejeżdżałyśmy przez jakieś małe niemieckie miasteczko i tam w sklepiku zobaczyłam skarpety. Wyglądały jak od kompletu Fizi Pończoszanki. Pomyślałam, to jest to. Biorę cztery pary. Będziemy miały do biegów drużynowych - mówi Randall.

Od kiedy zaczęły zakładać te skarpety - w dniu biegów drużynowych malują też na twarzy flagi, gwiazdy ze sztandaru i napis "USA" - zdobyły w drużynowym sprincie złoto mistrzostw świata w Val di Fiemme w 2013 i brąz w Lahti przed rokiem (ale wtedy z Diggins biegła Sadie Bjoernsen, nie Randall). Ale medal olimpijski im się do tej pory wymykał.

"Chciałabym móc spotkać siebie z 2002, powiedzieć sobie, że będę mistrzynią, i zobaczyć swoją minę!"

Stany Zjednoczone w ogóle miały do środy tylko jeden medal w biegach, srebro Billy'ego Kocha na 30 km z 1976 roku. Można też spokojnie powiedzieć, że całkiem niedawno Stany Zjednoczone po prostu nie miały biegów. To, że je dziś znowu mają, to zasługa Kikkan Randall, która nie tylko szybko biega, ale ma też talent do łączenia ludzi. Jest od dawna reprezentantką biegaczy w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, w czwartek wczesnym popołudniem dowie się czy została wybrana do Komisji Zawodniczej MKOl, ale jej największym sukcesem jest to, że przetarła tory całemu zastępowi Amerykanek na nartach biegowych. - Chciałabym móc spotkać siebie z 2002 i powiedzieć: w 2018 wygrasz igrzyska. A potem zobaczyć moją minę! - mówi Randall. W 2002 pierwszy raz pobiegła w igrzyskach. To był też rok, gdy w igrzyskach debiutował narciarski sprint. Konkurencja, która zmieniła jej życie.

Kanadyjki jako wzór

- Pamiętam czasy, gdy Kikkan jeździła na Puchary Świata z chłopakami, zdana na siebie - mówi Sport.pl Luke Bodensteiner, dyrektor sportowy w amerykańskiej federacji narciarskiej. - Gdy zaczynałam, to nie przypuszczałam że kiedyś będziemy w stanie wystawić sztafetę. Cieszyło mnie każde miejsce w trzydziestce. Ale gdy wprowadzili sprinty, poczułam, że to coś dla mnie - mówi Randall. Na podium sprintów stawała w Pucharze Świata 22 razy. Jej sukcesy ośmielały kolejne Amerykanki z talentem do szybkiego biegania. Tylko w obecnym sezonie sprinty Pucharu Świata wygrywały Sophie Caldwell i Sadie Bjoernsen, a Diggins wygrała bieg na 10 km w Seefeld, tuż przed igrzyskami. Diggins jest też wicemistrzynią świata na 10 km z 2015 i w sprincie indywidualnym z 2017.

Przypomnijmy: to wszystko są zawodniczki, które pojawiły się w Pucharze Świata śladem Kikkan Randall. A Kikkan Randall zadebiutowała w igrzyskach tylko cztery lata przed Justyną Kowalczyk. W 2002 roku Amerykanie nie mieli w biegach prawie nic, poza zapałem. I poza kanadyjskim wzorem do naśladowania. Kanada miała wtedy świetne biegaczki. Chandra Craword, Beckie Scott, Sara Renner zdobywały medale w Salt Lake City i cztery lata później w Turynie.

"Kiedyś my cieszyliśmy się, że wygrywa Justyna. Dziś wszyscy się cieszą, że wygraliśmy my"

- One były dla nas inspiracją. Początkowo nasza kadra w biegach dzieliła koszty wyjazdów do Europy  z Kanadyjczykami. Długo trzymali się wszyscy razem, jakby byli jedną reprezentacją. Dostaliśmy przez te lata tyle pomocy z różnych stron. Dzieliliśmy koszty z Kanadyjczykami, trenowaliśmy ze Szwedkami, z Norweżkami. Ich trenerzy przyjeżdżali nas uczyć. Myślę, że w wielu reprezentacjach była dzisiaj radość, że to my wygraliśmy. Tak jak my kiedyś cieszyliśmy się, gdy wygrywała Justyna. Ktoś spoza grona tych, co zawsze. Teraz czekamy na dzieci, które będą chciały pójść w ślady Kikkan i Jessie - mówi Sport.pl dyrektor Bodensteiner. Obok niego stoi Tiger Shaw, amerykańki Apoloniusz Tajner, i szepcze do słuchawki: Niewiarygodne, co?

Niewiarygodne. Z objazdowej grupy, która jeździła do Europy po naukę, przygarniana tam jak ubogi krewny, wyrosła jedna z najmocniejszych reprezentacji. - Mamy już nawet własnego tira serwisowego. Kupiliśmy go za prywatne pieniądze: sponsorów i ludzi którzy chcą wspierać finansowo amerykańskie biegi. Nowego tira, nie po kimś. To pokazuje, jaką drogę przeszliśmy. Mamy drużynę może niedużą, ale ze świetną atmosferą. To tak jak z naszymi serwismenami: niewielu ich jest, ale poświęcają się jak mało kto. Narty jechały dziewczynom wspaniale -mówi Bodensteiner. Ile wydajecie na biegi jako federacja? - Jakiś milion dolarów rocznie. A nasi rywale pewnie po dziesięć milionów - mówi dyrektor. Milion dolarów. Polski Związek Narciarski na przygotowania w biegach wydaje ok trzech milionów złotych rocznie, czyli tylko pół miliona mniej niż Amerykanie.

Złoto w ostatnim biegu Kikkan

- Nasze dziewczyny nadal spędzają w Europie cały sezon, od połowy października do marca. Bez powrotów do domu, nawet na święta. Zżyły się jak rodzina - mówi Bodensteiner. Amerykanki między sezonami mogą trenować u siebie, ale jeśli chodzi o starty, wyboru już nie ma. - Ona tęskni, my tęsknimy. Ale rozmawiamy często przez Skype'a i to nam pozwala się poczuć, jakby nas od czasu do czasu odwiedzała - mówi Sport.pl Deb Diggins, mama Jessiki. Przyjechała na całe igrzyska razem z mężem i drugą córką. - Ten medal zmienia wszystko. Dla Norwegii to byłby jeden z wielu, ale w Stanach ten medal zmienia wszystko. On zmieni amerykańskie biegi - dodaje tata, Clay Diggins. Nie ma racji, dla Norwegii akurat ten złoty medal nie byłby jednym z wielu. To byłoby złoto, które zmieniło Marit Bjoergen w najbardziej utytułowaną postać zimowego olimpizmu. Ale Marit skończyła środę z brązowym medalem, lekko niepocieszona. Nadal rekordzistą jest Ole Einar Bjoerndalen, wyprzedza ją o jedno złoto (ma osiem, mają też tyle samo srebrnych, a brązowych więcej ma Marit). Ostatnią szansę by pobić jego rekord Marit będzie miała na 30 km. Zapewne w ostatnim olimpijskim biegu w karierze. Ale akurat do Kikkan Randall Marit nie potrafi czuć żalu. Zżyły się przez te wszystkie lata. W tych samych igrzyskach debiutowały, mniej więcej w tym samym czasie zrobiły sobie przerwę na urodzenie synów.  A teraz, w ostatnim olimpijskim biegu w karierze, Kikkan zdobywa złoto. W piątych igrzyskach. - Gdy byłam młodsza, grałam w piłkę nożną. Miałam w drużynie numer pięć. Pięć to moja szczęśliwa liczba. Żegnam igrzyska, ale żegnam je złotem. To jest takie słodko-gorzkie - mówi Kikkan.

Sundby pokazuje: Jessie, tak się czerwienię

- Wszyscy te nasze dziewczyny lubią - mówi Bodensteiner. - Bardzo się cieszę, że Amerykankom się udało, bo uwielbiamy Jessie Diggins  - mówi Martin Johnsrud Sundby, który razem z Johannesem Hoesflotem Klaebo wygrał dla Norwegów drużynowy sprint mężczyzn.  Zostali posadzeni za jednym stołem z Diggins i Randall, ale usłyszeli tylko jedno pytanie. O Diggins i Randall. I Sundby tuż po swoim komentarzu nachylił się do Diggins, szepcząc: - Przepraszam, trochę się podekscytowałem - i przejechał dłonią po twarzy, pokazując jak się oblewa czerwienią. A za chwilę znów było słychać jak Diggins wybucha śmiechem.


Sport.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.