Stoch rzucił kaskiem, ale złość szybko minęła. - Mieliśmy nadzieję na srebro. Ale i tak napisaliśmy historię - mówi Maciej Kot

- Możemy gdybać, ale ważne że jest. Od czegoś trzeba zacząć - mówił po brązowym medalu drużyny Maciej Kot. Igrzyska skoczków skończone. Teraz jeszcze tylko odebrać medal, pobawić się trochę w olimpijskich kibiców, i do domu

Wreszcie go mają. Piąty drużynowy medal z wielkiej imprezy. Czwarty w pięć lat. Pierwszy z igrzysk. Wszystkie zdobył tylko  Kamil Stoch. Dawida Kubackiego zabrakło w Falun w 2015, Macieja Kota w Falun i w Oberstdorfie w MŚ w lotach, Piotra Żyły teraz. A Stefan Hula który był, wydaje się, od zawsze, zdobywa drużynowe medale dopiero od 2018. I nie jako uzupełnienie składu, ale jako jeden z głównych bohaterów.

- Motylki w brzuchu były, nie ukrywam - mówił Hula po poniedziałkowym konkursie, w którym swoimi skokami wyprowadzał Polaków najpierw na trzecie, a potem na drugie miejsce. Pierwsze było poza zasięgiem, to i tak osiągnięcie Niemców i Polaków, że dotrzymywali Norwegom kroku do połowy konkursu. Potem, jeśli chodzi o złoto, emocji już nie było. Były natomiast w walce o srebro, i to ogromne. - Aż do minięcia przez ostatniego skoczka linii upadku - jak to nazwał Dawid Kubacki, kolejny z bohaterów drużynówki, podobnie jak rok temu tej złotej, z MŚ w Lahti.

Stoch rzucił kaskiem, ale złość szybko minęła

W ostatniej serii Kamil Stoch bronił drugiego miejsca, na które niedługo wcześniej wyprowadził drużynę Hula, a utrzymał Kubacki. W indywidualnym konkursie Kamil odparł wspaniały atak Andreasa Wellingera. Teraz była tylko próba ataku, ale skończyła się dość przeciętnym skokiem Wellingera. - A potem Kamil zepsuł jeszcze bardziej - uśmiechał się Stefan Horngacher. Był w dobrym humorze, Richarda Freitaga wyściskał przy składaniu gratulacji tak mocno, że Freitag się zdziwił.

Stochowi tuż po drugim skoku do śmiechu nie było. Koledzy z drużyny, również Piotr Żyła, który był blisko zeskoku razem ze wszystkimi, zaczęli go ściskać, Stefan Hula pogładził po przyjacielsku po głowie, ale Kamil w złości cisnął kaskiem o ziemię. Potrzebował trochę czasu, żeby ten brąz, nie srebro, przetrawić. Ale gdy odchodził ze skoczni, był już w dobrym humorze.  

We wtorek dekoracja

- Czekasz, wyświetla się  dwójka, i myślisz: kurczę, było blisko. Ale potem przychodzi myśl, że to jednak medal i jest dobrze - mówił Maciej Kot. - Wiadomo, liczyliśmy, że po skoku Kamila, a przed ostatnią próbą Norwegów, będzie jednak przy nas jedynka. Ale i tak się cieszymy. To duży sukces i nie było w nim żadnego przypadku - opowiadał Kubacki. We wtorek jadą na plac medalowy odbierać swoje medale, między 11 a 11:14 polskiego czasu. Doczekali się wreszcie tego drużynowego podium, i doczekali końca trudnych igrzysk. Teraz jest czas krótkiego świętowania, aż do wylotu w czwartek. Kamil Stoch mógł nawet wreszcie postać chwilę spokojnie z żoną w strefie wywiadów, robili sobie zdjęcia nawzajem, a nie spełniali prośby o selfie, jak wcześniej. Żona przyleciała też do Stefana Huli, a do Dawida Kubackiego  narzeczona.

Kubacki: Nie było nerwów, miałem swój plan

- I to było dla mnie jedno z największych zaskoczeń na tych igrzyskach. Dowiedziałem się, gdy wsiadała do samolotu. I jeszcze wtedy nie wierzyłem - mówił Kubacki. Rok temu spisał się fantastycznie w walce o złoto w Lahti, oddając w finale długi skok w trudnych warunkach. Teraz udał mu się w pierwszej serii taki skok, że Horngacher cmokał z zachwytu. - Dziś było spokojnie. Wiedziałem, na co mnie stać. Jaki mam pomysł na skoki. I konsekwentnie to realizowałem - mówił Kubacki. - W tej drużynie nie ma filarów i części mniej ważnych. Wszyscy są ważni. Bo co, ktoś sam będzie skakał?

Na skocznię jeszcze wrócą. Dla snowboardzistów

Praca na skoczni już zakończona, ale jednak ich tu wszystkich ciągnie. Chcą jeszcze przed odlotem wrócić tutaj na zawody snowboardowego Big Aira, na wielkiej tymczasowej skoczni, zbudowanej na wprost ich skoczni. - To chcę zobaczyć -  pokazywał Kamil Stoch na wielki zeskok Big Aira. Czech Michal Doleżal, specjalista kadry od sprzętu, bardzo chce natomiast obejrzeć mecz swoich hokeistów w ćwierćfinale, i wszyscy też są chętni żeby pójść z nim. - Ja z Nowego Targu jestem i w życiu na hokeju nie byłem, przydałoby się z raz wybrać - śmieje się Dawid Kubacki.

On i wszyscy pozostali dziękowali po konkursie Żyle. - Znam ból,  który on przeżywał. To też jego medal - mówił Maciej Kot. - Dmuchał pod narty, podpychał nas do celu - dodawał Kubacki. - Cieszę się, że mogłem być częścią tej drużyny, która napisała historię - cieszył się Kot. Choć jeśli chodzi o cały swój olimpijski start, czuje niedosyt. - Skoki były w drużynówce lepsze niż indywidualnie. Zadanie wyznaczone po analizie wykonałem, ale gdyby to była forma sprzed roku, to moglibyśmy walczyć o inne miejsca - mówił Kot, zwycięzca Pucharu Świata w Pjongczangu sprzed roku. - Trzeba się cieszyć tym co mamy - mówił. - Obiecałem trenerowi, że nie będę narzekał. To nie narzekam.

Stefan Horngacher Stefan Horngacher FOT. KUBA ATYS

Kot: - Stefan Horngacher chyba po prostu dobrze negocjuje

Stefan Horngacher konsekwentnie unika publicznych deklaracji co do swojej pracy w Polsce w przyszłym sezonie, pytania szybko ucina (miesiąc temu w Zakopanem, gdy kończyliśmy nagranie wywiadu, na "Mamy nadzieję, że pan zostanie", odpowiedział tylko: - Nadzieja umiera ostatnia), ale skoczkowie są dobrej myśli.

- Stefan chyba po prostu dobrze negocjuje. Ma w głowie wszystko poukładane, a nie chce mówić za wcześnie, skoro umowy są jeszcze niepodpisane. Wiem, że dobrze czuje się w Polsce, że widzi w nas potencjał i jest jeszcze spora rezerwa. Nam współpracuje się z nim super i myślę że na tych sukcesach się nie skończy. Może po prostu czeka, żeby teraz prezes PZN wyciągnął rękę - mówił Maciej Kot. - Mnie też się bardzo dobrze współpracuje - mówi Kubacki. - Ale co związek zrobi, to nie wiem, bo ja nie jestem od tego. Ja tu jestem od rypania łopatą.


Sport.pl

Copyright © Agora SA