Legia Warszawa walczy o oddech, który ochroni wizerunek i fundusze klubu

Po przesileniu związanym ze zmianą trenera Legia z trudem i w ogromnych nerwach awansowała do finału Pucharu Polski, czym zwiększyła szansę na pozytywne zakończenie sezonu.
Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Legia walczy o oddech

Dla jej kibiców oznacza to wyłącznie obronę tytułu poprzedzoną pucharową fetą 2 maja na Stadionie Narodowym. Dla klubu przedział z akceptowalnymi wynikami jest zapewne szerszy, a zaczyna się od absolutnego minimum, czyli awansu do europejskich pucharów. Każde inne rozwiązanie zachwieje finansami klubu, pogorszy jego perspektywy i będzie głęboką rysą na wizerunku Dariusza Mioduskiego.

Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Tyraspol odbija się czkawką

Legia upubliczniła właśnie swoje sprawozdanie za rok obrotowy kończący się 30 czerwca 2017 roku. 66 milionów zysku netto przy 233 milionach przychodów (nie licząc transferów) robi wrażenie i tłumaczy, dlaczego awans do Ligi Mistrzów przez lata porównywaliśmy do otwarcia bram finansowego raju. Szkoda oczywiście, że ze względu na zaostrzenie zasad kwalifikacji do Ligi Mistrzów nie zanosi się na to, żeby Legia lub jakikolwiek inny polski klub osiągnął porównywalne wyniki w wyobrażalnej perspektywie czasowej, ale to temat na inne opowiadanie. Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów z 2016 roku, to z jednej strony wiadomo, że została zdobyta na farcie, niewiele z niej w kasie Legii zostało (14 milionów), bo trzeba było spłacić długi (w tym około 20 milionów przelać do ITI w celu zamknięcia transakcji z 2014 roku), podzielić się z piłkarzami, pokryć inne rozliczne koszty i że w efekcie nie zaoszczędzono środków na przyszłość. Z drugiej strony twarde liczby z bilansu i rachunku wyników są najlepsze w historii klubu i bez porównania lepsze od tych poprzedzających przyjście Leśnodorskiego na Łazienkowską. W efekcie Mioduski przejął klub zdrowy, z dobrymi perspektywami rozwoju i adekwatnie dużo za niego zapłacił.

Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Kiedy w 2014 roku wraz z Leśnodorskim kupował Legię od ITI, to wartość 100 procent udziałów określono na 50 milionów. Po trzech latach, żeby odkupić 40 procent, zgodził się wydać aż 38 milionów. Wyceniając spółkę niemal dwa razy drożej docenił jej dotychczasowy rozwój, ale jednocześnie uznał, że samodzielnie wyniesie go na jeszcze wyższy poziom. To była przemyślana decyzja doświadczonego, znającego klub od podszewki biznesmena, mającego świadomość, że do zrównoważenia budżetu wcale nie potrzebuje Ligi Mistrzów, ale "tylko" wspomaganego dodatnim saldem przepływów transferowych awansu do Ligi Europy.

Co więcej, ów awans przy wysokim rankingu i wynikającym z niego rozstawieniu we wszystkich rundach nie wymagał cudu, a jedynie zachowania przez sztab szkoleniowy i piłkarzy minimum przyzwoitości. Niestety, już w pierwszym roku ten najważniejszy warunek stabilności nie został spełniony. Odpadając z przeciętnym Tyraspolem Legia Mioduskiego popełniła grzech pierworodny, który waży na jej działalności do dzisiaj i powoduje, a prezes musi mierzyć się z wyzwaniami stanowiącymi niespełniony koszmar jego poprzedników. Wcześniej udało się cztery lata z rzędu, a jemu z jakichś powodów nie poszło już za pierwszym razem. I właśnie przez pryzmat presji finansowej wynikającej z tego niepowodzenia trzeba patrzeć na decyzję o wyrzuceniu Romeo Jozaka na sześć kolejek przed końcem sezonu.

Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Puchary pozwalają oddychać

Żeby lepiej wyjaśnić kontekst wróćmy do wspomnianego sprawozdania za okres 2016/2017. Jest tam napisane, że z 233 milionów przychodów 133 miliony pochodziły z wpływów z praw telewizyjnych, to znaczy 117 milionów od UEFA za puchary oraz 16 milionów z kontraktu telewizyjnego w Polsce. I teraz od 233 milionów odejmijmy 117 milionów oraz co najmniej 10 milionów wpływów z meczów w fazie grupowej europejskich pucharów. Zejdziemy wówczas na poziom 106 milionów przybliżonych przychodów w obecnym sezonie, a tyle w świetle wyników lat wcześniejszych nie wystarczy na pokrycie kosztów funkcjonowania klubu. Ten deficyt, rzędu kilkudziesięciu milionów złotych, można zniwelować na trzy sposoby: sprzedając aktywa, czyli piłkarzy, podwyższając kapitał lub pożyczając pieniądze na zewnątrz, żeby dotrwać do lepszych czasów.

Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Patrząc na liczbę zawodników sprzedawanych i kupowanych, a także słabą formę konsekwentnie prezentowaną przez legionistów, trudno przypuszczać, żeby Legia wygenerowała w tym sezonie znaczącą gotówkę z transferów. Z tego powodu może być zmuszona do pożyczania pieniędzy. Dług to nie grzech, o ile spółka ma perspektywę spłaty i osiągnięcia oczekiwanego zwrotu. W tym kontekście konieczny jest powrót przychodów nie tyle nawet na niebotyczne 233 milionów (poziom Ligi Mistrzów), ale 130-140 milionów (poziom Ligi Europy). Przy 110 milionach Legia może prześlizgnąć się rok, ale w drugim pójdzie pod wodę.

Były trener Legii Warszawa - Romeo Jozak Były trener Legii Warszawa - Romeo Jozak KUBA ATYS

Żeby tego dokonać, trzeba albo wynegocjować świetny kontrakt telewizyjny (negocjacje przed nami) lub pieniądze podnieść z boiska - w maju zdobyć Puchar Polski albo zająć trzecie, drugie, a najlepiej pierwsze miejsce w lidze, aby w lipcu i sierpniu - tym razem już skutecznie - powalczyć w Europie. Teoretycznie wydaje się niemożliwe, żeby Legia w lidze zajęła miejsce poniżej trzeciego, w finale Pucharu Polski również będzie (delikatnym) faworytem, ale przecież tak samo niemożliwe wydawało się niedawno, że będzie przegrywać co trzeci mecz! Jeżeli więc ktoś w tej podbramkowej sytuacji oczekiwał od władz klubu biernego przyglądania się zmaganiom Jozaka z piłkarzami, taktyką i własną niekompetencją, to jest naiwny, ponieważ nie bierze pod uwagę stawki, o jaką toczy się gra.

Tyle aspekt finansowy, a jest jeszcze sportowy. Przecież brak awansu do Ligi Europy spowodowałby niechybny spadek w rankingu klubowym (Legia zajmuje obecnie 59. miejsce, zapewniające rozstawienie w każdej rundzie eliminacji do Ligi Europy), a tym samym zmniejszenie szans na puchary w latach następnych. Nad Legią wisi więc nie tylko finansowy miecz Damoklesa, ale również niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia dorobku zgromadzonego za kadencji prezesa Leśnodorskiego. To nawet nie jest gra o rozwój. To jest gra o spokojny oddech, o życie na dotychczasowym poziomie, o "chleb z masłem" dla klubu w następnych latach. 

Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Dobre rady

W ostatnich dniach udzielono Dariuszowi Mioduskiemu mnóstwa dobrych rad, często bardzo dziwnych (w rodzaju powierzenia opieki nad pierwszym zespołem Jackowi Gmochowi albo trenerowi trzecioligowych rezerw) lub wzajemnie wykluczających się (od utrzymania Jozaka do końca sezonu po narzekanie, że nie został zwolniony w zimie). Według podręcznika dobrych obyczajów w piłce nożnej Chorwat powinien zostać rozliczony w czerwcu, bo skoro wybrało się trenera, to trzeba mu zaufać, zapewnić spokój, i tak dalej. To jest teoria, natomiast życie wymaga od właściciela bezwzględnej kalkulacji. Doradcy z zewnątrz mają ten komfort, że to nie oni ponoszą konsekwencje swoich terapii i to nie oni w razie wpadki bankrutują. To właściciel jest jednoosobowo odpowiedzialny za spółkę, jej obecne i przyszłe finanse i - co równie ważne - dobry nastrój tysięcy ludzi zaangażowanych w klub. Nic więc dziwnego, że jeśli sezon jest koszmarny, a dzięki słabości rywali nadal jest szansa na sukces, to mając z tyłu głowy presję finansową Mioduski chce ten sukces uprawdopodobnić, włączyć reset, spowodować choćby chwilowe sprężenie piłkarzy. Z tego punktu widzenia decyzja o odesłaniu Jozaka do Zagrzebia jest racjonalna. Lepiej po prostu zrobić cokolwiek, niż potem żałować, że w kluczowym momencie nie zrobiło się nic i w efekcie straciło miliony.

Legia - Górnik 2:1 Legia - Górnik 2:1 FOT. KUBA ATYS

Gra o wizerunek

Wielu komentatorów zarzuca prezesowi Legii, że decyzję o zmianie trenera podjął w emocjach, pod wpływem rozgoryczenia po kolejnej porażce. Mam inne zdanie, oparte na założeniu, że nie jest łatwo wyrzucić człowieka, którego się wymyśliło, autoryzowało i posadziło na stołku w kontrze do całego świata. We wrześniu 2017 roku cały świat mówił, że Jozak to absurd. Mioduski przekonywał, że wie lepiej, ale okazało się, że to świat miał rację. W efekcie, co by teraz prezes Legii nie mówił, to zwalniając Jozaka przyznał się do błędu i co by w przyszłości nie mówił, to jego wywody będą traktowane z mniejszą lub większą rezerwą.  

Właśnie pozytywny wizerunek właściciela jest trzecim po finansach i rankingu celem, o który grają piłkarze Legii. Wiadomo, że Mioduski przywiązuje dużą wagę do tak zwanego "piaru", reputacji, komunikacji z otoczeniem. Już teraz wizerunek prezesa jest osłabiony, ponieważ trudno oprzeć się wrażeniu, że niczym rasowy polityk - co obieca, to niestety "nie dowozi". Miało być stabilniej - jest trzeci szkoleniowiec w sezonie, zespół miał być młodszy - jest starszy, miało nie być ryzyka - jest badanie, czy trener-gawędziarz da radę (równie dobrze można byłoby badać, czy czajnik po podgrzaniu rzeczywiście parzy). Jednak to wszystko zejdzie na margines, o ile na koniec prezes Mioduski "dowiezie" mistrzostwo. Zwycięzców się przecież nie sądzi. 

Póki co trybuny, jak na historię Łazienkowskiej 3, reagują łagodnie. Szczęście w legijnym nieszczęściu jest bowiem takie, że wyścig o mistrzostwo przypomina bieg przez płotki amatorów przewracających się na większości przeszkód. W normalnym świecie z jedenastoma przegranymi na koncie Legia myślałaby już o następnym sezonie, a tymczasem jest ciągle w grze nie zależąc od nikogo. W ciągu miesiąca wszystko się wyjaśni. Jeśli zespół się ogarnie, to wpadka z Jozakiem zostanie Mioduskiemu odpuszczona, tak jak nikt nie pamiętał o Besniku Hasim w momencie świętowania tytułu przez zespół Jacka Magiery. W złym scenariuszu nadejdzie jednak czas rozliczeń, w efekcie których z pozycji surowego krytyka swojego poprzednika, wizjonera pouczającego całą branżę, prezes Legii znajdzie się na cenzurowanym. W oczekiwaniu na te rozstrzygnięcia trzeba jeszcze podjąć kluczową decyzję - wybrać kolejnego trenera. Legia jest takim klubem, że ciekawych ofert dostanie dziesiątki, a prezes już zadeklarował, że następny szkoleniowiec tym razem będzie doświadczony.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.