Pierwszy turniej wielkoszlemowy w sezonie, dwa pasjonujące tygodnie w Melbourne oraz walka z przeciwnikami i upałem - czas na Australian Open!

Kiedy w Polsce panuje chłodna zima, czołowi tenisiści świata przenoszą się na drugą półkulę w klimat zupełnie odmienny. Wysokie temperatury dochodzące do 40 stopni Celsjusza nie ułatwiają gry na najwyższych obrotach, ale każdy uczestnik marzy, aby na obiekcie Rod Laver Arena wznieść ogromny puchar przy owacji trybun. Już 15 stycznia w Melbourne startuje Australian Open - pierwszy w sezonie turniej wielkoszlemowy.
Margaret Court i Rod Laver na Margaret Court Arena w 2015 roku Margaret Court i Rod Laver na Margaret Court Arena w 2015 roku Vincent Thian (AP Photo)

Wesoły szlem na drugim końcu świata

Australian Open to impreza niezwykła z wielu względów. Kiedyś rozgrywana na trawie, potem na szarozielonej, a od 2008 roku na charakterystycznej niebieskiej nawierzchni. Uwielbiana przez wielu zawodników - w końcu nie bez powodu nosi przydomek "happy slam" (ang. wesoły szlem). Byli jednak też tacy - i to nie byle kto, bo choćby Bjorn Borg,  Jimmy Connors czy John McEnroe - którzy w Australii grali bardzo rzadko, gdyż było to dla nich zbyt mało opłacalne finansowo, ale przede wszystkim... zbyt daleko.

W dzisiejszych czasach Australian Open uchodzi za bardzo ważną imprezę, jedną z czterech najważniejszych na świecie. Trzeba jednak pamiętać, że zmieniły się standardy - do Melbourne jest się teraz zdecydowanie łatwiej dostać, a i wynagrodzenie nie odbiega znacząco od pozostałych turniejów.

Pula tegorocznej edycji wyniesie 55 milionów dolarów australijskich (około 150 mln złotych) i jest o 10% wyższa w stosunku do poprzedniego roku. Mistrzowie (mężczyźni i kobiety) otrzymają czek w wysokości 4 mln, przegrani w pierwszej rundzie też nie mają na co narzekać - na ich konto wpłynie 50 tys.

Do Melbourne wszyscy zawodnicy powinni przyjechać zdrowi, wypoczęci i głodni zwycięstw w nowym roku.  Mimo to organizatorzy wciąż nie mogą spać spokojnie, ponieważ kilka gwiazd już zapowiedziało swoją nieobecność, a dyspozycja innych stoi pod znakiem zapytania.

Australian Open Tennis Australian Open Tennis Andy Brownbill (AP Photo/Andy Brownbill)

Brak Sereny - brak faworytek

Chyba największą stratą tegorocznego turnieju będzie brak Sereny Williams. Amerykanka uchodzi za jedną z najlepszych tenisistek w historii, a jej powrót był wielką nadzieją wszystkich kibiców i ekspertów. W 2017 roku wygrała Australian Open, a niedługo potem ogłosiła światu, że razem ze swoim partnerem, Alexisem Ohanianem, spodziewają się pierwszego dziecka. Dziewczynka, Olympia, przyszła na świat we wrześniu i od tamtej pory skupia całą uwagę mamy. Jak jednak przystało na prawdziwą mistrzynię, Williams zapowiedziała, że na kort powróci. Miało się to stać właśnie w Melbourne, ale niestety, 36-latka nie jest jeszcze w pełni gotowa.

Wielu kibiców zasmucił też z pewnością fakt, że w turnieju nie zagra Victoria Azarenka. Wyniki Białorusinki w ostatnim czasie nie zachwycają, ale nie jest tajemnicą, że Australian Open to jej ulubiony turniej. Wygrała go dwukrotnie, w latach 2012-2013, co dało jej wtedy pierwsze miejsce w światowym rankingu. Dzisiaj 28-latka plasuje się w okolicach drugiej setki, ale złożyło się na to wiele przykrych czynników. Oficjalnym powodem jej nieobecności w Melbourne jest konieczność przebywania w tym samym czasie w Kalifornii, gdzie walczy z byłym partnerem o prawo do opieki nad swoim synkiem, Leo.

W tej sytuacji Australian Open będzie kolejnym turniejem, w którym wśród pań zabraknie jednoznacznej faworytki. Spójrzmy na czołówkę rankingu WTA. Liderka, Simona Halep, nigdy nie osiągnęła spektakularnego rezultatu na Antypodach, potrafiła zaś sprawić sensację, odpadając w pierwszej rundzie. Caroline Wozniacki - Dunka odzyskała formę sprzed lat, ale australijskie upały nie pomogą jej w defensywnym stylu gry, który zdecydowanie preferuje. Garbine Muguruza - Hiszpanka, która w szlemach znakomicie radzi sobie na mączce i trawie (zwycięstwa we French Open i Wimbledonie), ale na korcie twardym nigdy nie przebrnęła etapu ćwierćfinału. Młoda Elina Switolina, najstarsza Venus Williams, czasem zbyt spokojna Karolina Pliskova i wulkan energii, Jelena Ostapenko - żadna z nich nie jest murowaną faworytką do triumfu. Ale czy to właśnie nie niespodzianki lubimy w sporcie najbardziej?

Australian Open Tennis Australian Open Tennis Kin Cheung (AP Photo/Kin Cheung)

Federer znów najmocniejszy, czołówka się wykrusza

Wśród mężczyzn faworyta wskazać dużo prościej. Bukmacherzy i eksperci największe szanse dają Rogerowi Federerowi, który w zeszłym roku wygrał niespodziewanie dwa turnieje wielkoszlemowe, w tym właśnie Australian Open. Teraz będzie bronił tytułu, a zmagania rozpocznie od pojedynku ze Słoweńcem Aljazem Bedene.

Z najgroźniejszych rywali Federerowi ubył już Andy Murray. Szkot całą drugą połowę poprzedniego sezonu leczył kontuzję biodra i jak się niedawno okazało - jeszcze się nie wykurował. W Melbourne miał zawalczyć o upragniony tytuł (na koncie ma już pięć finałów), ale uraz wciąż jest zbyt poważny. Konieczna była operacja, po której ogłosił w mediach społecznościowych, że zamierza powrócić na lipcowy Wimbledon, a i to nie jest do końca pewne.

W drabince mężczyzn zabraknie także Keia Nishikoriego. Japończyk od kilku lat nie opuszcza światowej czołówki, ale dopadła go groźna kontuzja nadgarstka, przez którą zmuszony był opuścić sporą część minionego sezonu. Jego kibice do końca wierzyli, że na Australian Open się wykuruje, ponieważ to dla Japończyków jedna z nielicznych okazji, by zobaczyć swojego rodaka na żywo. Co roku wielkie grupy Azjatów odwiedzają Australię i gorąco wspierają tenisistów, ale teraz będą musieli się pogodzić z myślą, że ich najmocniejszy punkt przegrał jeszcze przed turniejem.

Wielką niewiadomą jest występ rodaka Federera, Stana Wawrinki. Mistrz Australian Open 2014 miał w zeszłym sezonie problemy z kolanem, a tym razem doskwiera mu coś innego. Organizatorzy poinformowali, że 32-latek narzeka na ból w barku, ale jednocześnie zapewniają, że zdąży się wykurować. - Jest gotowy do gry. Widziałem, jak trenuje - powiedział krótko dyrektor turnieju, Craig Tiley.

Australian Open Tennis Australian Open Tennis Kin Cheung (AP Photo/Kin Cheung)

Wystartują, ale czy wytrzymają trudy najważniejszych spotkań?

Nieobecności Murraya i Nishikoriego dałoby się przełknąć, gdyby na tym się skończyło. Ale choć dwaj najpotężniejsi zawodnicy ostatnich kilku lat zameldowali się w Melbourne, trenują na Rod Laver Arena i zapowiadają walkę o tytuł, to wciąż nie wiadomo, czy będą w pełni sprawni na ostateczne bitwy. Chodzi oczywiście o Rafaela Nadala i Novaka Djokovicia.

Hiszpan rok temu zanotował równie znakomity sezon, co Roger Federer. Z tą różnicą, że powrócił dodatkowo na pozycję numer 1 rankingu ATP. Jako pierwszy tenisista w historii wygrał turniej wielkoszlemowy (French Open) po raz dziesiąty, wzniósł także puchar US Open - ten z kolei po raz trzeci. 31-latka do gry w Australian Open z pewnością kusi szansa niebywałego osiągnięcia - jako pierwszy zawodowiec może wygrać każdy turniej wielkoszlemowy przynajmniej dwukrotnie. Drabinkę ma teoretycznie bardzo łatwą, a złośliwi żartują, że z tego powodu nie opłaca mu się wycofywać. Każda porażka Nadala przed półfinałem będzie sensacją, dopiero tam czekać może triumfator ATP World Tour Finals, Grigor Dimitrow. W pierwszej rundzie zmierzy się za to z Victorem Estrellą Burgosem z Dominikany.

Nieco inaczej przedstawia się sytuacja Novaka Djokovicia. Serb już bardzo dawno stracił formę, a jego wyniki na korcie są czasem wręcz sensacyjnie słabe (pierwsza runda igrzysk olimpijskich, druga runda zeszłorocznego Australian Open). Na domiar złego odniósł kontuzję łokcia, która wyeliminowała go z Wimbledonu i uniemożliwiła udział w US Open. Dla gracza tak świetnie przygotowanego fizycznie i odpornego na wszelkie urazy dłuższa przerwa w grze musiała być niemiłym doświadczeniem, a dodatkowo spowodowała istotny spadek w światowym rankingu. Sześciokrotny triumfator Australian Open zagra w Melbourne dopiero z 14. numerem rozstawienia. Jego pierwszym rywalem będzie Amerykanin Donald Young, za to w drugiej rundzie może dojść do hitu - meczu Novak Djoković - Gael Monfils.

Pożegnanie mistrzów, dojrzewanie następcy?

Gospodarze jak co roku z wielkim zaangażowaniem będą się przyglądać swoim przedstawicielom. Przywykli już i oswoili się z sytuacją, że złote czasy australijskiego tenisa, które reprezentowali m.in. Rod Laver czy Roy Emerson, odeszły w zapomnienie. Ostatnim "kangurem", który miał coś do powiedzenia w światowej czołówce, był Lleyton Hewitt, na którym skupi się ogromna uwaga podczas tegorocznego Australian Open.

Dwukrotny mistrz wielkoszlemowy zakończył karierę w 2016 roku i od tamtej pory tylko okazjonalnie pojawiał się na korcie. Tym razem oficjalnie wróci i zagra wspólnie z kończącym karierę przyjacielem, Samem Grothem, w rywalizacji deblistów. Niezależnie od rezultatu, jaki wspólnie osiągną, możemy być pewni, że zostaną pożegnani jak królowie.

Choć następcy Hewitta są, bo mamy ich kilku, to żaden z nich nie udowodnił jeszcze swojej kandydatury do wskoczenia na tenisowy tron Australii. Najpoważniejszym z nich jest zdecydowanie Nick Kyrgios, który nie raz już pokazał, jak fantastycznie potrafi się prezentować przeciwko teoretycznie dużo mocniejszym rywalom. Często też szokuje swoim niedojrzałym i dziwnym zachowaniem, przez co wielu już go pochopnie skreśliło. Tymczasem on wziął udział w turnieju w Brisbane przed tygodniem i niespodziewanie zdobył tytuł, pokonując po drodze m.in. Grigora Dimitrowa. Był to jego pierwszy tak ważny triumf od października 2016 roku, przez co Australijczycy ponownie zwrócili większą uwagę na krnąbrnego rodaka. A ten ma szansę zajść w Melbourne naprawdę daleko - jeśli oczywiście znowu mu coś nie "odpali".

Jerzy Janowicz Jerzy Janowicz DITA ALANGKARA/AP

Znowu nikogo w drabince mężczyzn

Pod koniec ubiegłego roku polscy kibice dowiedzieli się, ze najlepszy tenisista znad Wisły, Jerzy Janowicz, nie weźmie udziału w Australian Open. Łodzianin nie zgłosił się do eliminacji, w których z obecnym rankingiem musiałby zagrać, a powodem jego decyzji było nie do końca wyleczone kolano. 27-latek w listopadzie przeszedł operację, ale wciąż nie powrócił do pełni sprawności.

- Jeszcze miesiąc temu miałem problem, żeby wejść po schodach. Teraz tego bólu nie ma, ale kolano nie jest na tyle gotowe, abym brał udział w turniejach - powiedział Janowicz w rozmowie z Eurosportem.

O udział w Australian Open starali się jeszcze inni Polacy. Kamil Majchrzak i Hubert Hurkacz wzięli udział w kwalifikacjach, ale obaj dość szybko odpadli. Oznacza to, ze zbliżający się turniej będzie kolejną imprezą wielkoszlemową bez naszych reprezentantów w drabince mężczyzn.

Agnieszka Radwańska Agnieszka Radwańska KIN CHEUNG/AP

Radwańska o powrót na szczyt, Kubot - o pozostanie na nim

Sytuacja wygląda lepiej, jeśli chodzi o kobiety. Naszą faworytką tradycyjnie będzie rozstawiona z numerem 26 Agnieszka Radwańska, która po bardzo słabym sezonie 2017 spróbuje powrócić do światowej czołówki.  W pierwszej rundzie czeka ją starcie z Pliskovą - na szczęście nie Karoliną, a jej siostrą, Kristiną. Poważny sprawdzian może spotkać Polkę już w trzeciej rundzie - po drugiej stronie siatki stanie najprawdopodobniej trzecia w rankingu Garbine Muguruza.

Swój potencjał postara się udowodnić także Magda Linette. Poznanianka ma już na koncie występy we wszystkich turniejach wielkoszlemowych, ale w Melbourne nigdy nie przebrnęła pierwszej rundy. Tym razem zmierzy się w niej z Amerykanką Jennifer Brady.

A to jeszcze nie wszystko. 20-letnia Magdalena Fręch przystąpiła do kwalifikacji, w których dość niespodziewanie pokonała trzy rywalki i w swoim debiucie wielkoszlemowym awansowała do turnieju głównego. Zagra tam z doświadczoną Hiszpanką Carlą Suarez Navarro i choć nie będzie faworytką, to z pewnością postara się po raz kolejny miło zaskoczyć polskich kibiców.

Wielkie nadzieje wiążemy głównie z występem Łukasza Kubota. Nasz deblista i jego partner, Marcelo Melo, po kapitalnym poprzednim sezonie będą chcieli utrzymać znakomitą dyspozycję i dopisać do kolekcji kolejny tytuł. Pierwszy numer rozstawienia teoretycznie może sprowadzić na nich większą presję, ale są to na tyle doświadczeni zawodnicy, ze bez problemu powinni sobie z nią poradzić. Rok 2018 rozpoczęli kapitalnie - wygrali turniej w Sydney i potwierdzili, jak bardzo są mocni. Dodatkowo Polak zna już smak zwycięstwa w Australian Open - cztery lata temu dokonał tego razem ze Szwedem Robertem Lindstedtem.

Zaczynamy!

Pierwsze mecze Australian Open rozpoczną się w nocy z niedzieli na poniedziałek o godzinie 1:00 czasu polskiego. Turniej będzie trwać tradycyjnie dwa tygodnie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.