Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?
Gattuso zawsze słynął z tego, że rywalom nie odpuszcza, ale w otwierającym sezon Serie A meczu z Lazio zderzył się z kolegą z drużyny Alessandro Nestą. Zderzył się, bo go nie zauważył. A innego kolegę - Zlatana Ibrahimovicia - widział w czterech różnych miejscach naraz.
Tamten wypadek pogorszył problem już istniejący - paraliż nerwu czaszkowego, przez który zamarł mięsień łączący go z lewym okiem. 33-letni Gattuso zszedł z boiska. I do dziś nie wrócił. Ma pauzować co najmniej cztery miesiące, czeka, aż nerw zacznie normalnie funkcjonować. Lekarze mówią, że ta przypadłość w 25 proc. przypadków pojawia się z nieznanych powodów, ale często sama ustępuje. Jeśli nie, przeprowadzą operację.
Piłkarz publicznie pokazuje się w okularach z plastrem na lewym szkle. Do niedawna bał się nie tyle o swoją karierę, ile o życie. - Kiedy wkładali mnie do tomografu, spodziewałem się najgorszego - opowiadał mistrz świata i dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów. - Myślałem, że mam na mózgu guza, myślałem o dzieciach. Teraz walczę z niewidzialnym przeciwnikiem. Za każdym razem, gdy się budzę, najpierw otwieram zdrowe oko, potem chore i mówię do siebie: "Wciąż jestem tutaj, gdzie byłem". Ale trochę się poprawiło. Widziałem potrójnie, teraz widzę podwójnie. Nie mogę wysłać e-maila, oglądać telewizji, prowadzić samochodu. Najtrudniej pogodzić się z tym, że nie zawożę dzieci do szkoły.
- Trenować mogę, grać już nie. Widzę przedmioty w jednym miejscu, gdy znajdują się w innym - wzdycha Gattuso. - Ale futbol nie zajmuje już mojej uwagi jako najważniejsza sprawa w życiu. Na razie chcę wrócić do normalności. A potem zamierzam grać choćby ślepy na jedno oko.
Jeszcze dłużej, bowiem co najmniej pół roku, ma pauzować Antonio Cassano. On poczuł się słabo po wyjazdowym meczu z Romą sprzed tygodnia - wysiadł z samolotu i oparł się o autobus mający odwieźć drużynę pod lotniskowy terminal, bo zaczął widzieć przez mgłę, mieć problemy z mówieniem i poruszaniem się.
Włosi wpadli w panikę, wieczorne telewizyjne programy sportowe spowiły nastroje niemal pogrzebowe. Wszystko przez oszczędne dawkowanie informacji i sugestywne obrazy - matki Włocha ze łzami w oczach i wyraźnie zestresowanej żony. Obie opuszczały oddział neurologii w mediolańskiej klinice, w której piłkarz kilka dni później przeszedł operację. Okazało się, że mały wylew spowodowała wrodzona wada serca.
29-letni Cassano to enfant terrible całego calcio - być może najbardziej utalentowany w swoim pokoleniu, lecz wiecznie niesubordynowany, potrafiący nawet wyznać w autobiografii, że rzadko daje z siebie na boisku więcej niż 50 proc. Z Sampdorii został w minionym sezonie wylany, gdy wulgarnie, przy całej drużynie, zwymyślał prezesa. 74-letni Riccardo Garrone naraził się prośbą, by piłkarz zajrzał na kolację z kibicami, na którą on, szef klubu, się wybiera. A po odmowie chciał jeszcze wyjaśnień.
W Milanie napastnik, od którego nazwiska powstał opisujący jego wybryki rzeczownik "cassanate", odżył. Według trenera Massimiliano Allegriego przeżywał najlepszy sezon w karierze, potulnie znosił nawet mecze na ławce rezerwowej, wrócił do reprezentacji Włoch. Gdyby nie operacja serca, w piątek zagrałby we wrocławskim sparingu z Polską.
Hat-trick Boatenga w 14 minut? Fajnie. Tylko, że można 10 razy szybciej [WIDEO].